2022-09-11
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z Maraton w Ostrawie (Czechy) (czytano: 50 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/profile.php?id=100032307533328
Decyzja o starcie w maratonie w Ostrawie była dość spontaniczna, choć zakładałem jakiś start w maratonie we wrześniu. Padło na naszych południowych sąsiadów ze względu na dobre i szybkie połączenie samochodowe. Dojechałem tam z Anią w sobotę rano z Warszawy w niecałe 4 godziny. Po dotarciu do miasta udaliśmy się na obiad, odbiór pakietu startowego i zwiedzanie. Właściwie to odbiór numeru startowego, bo w pakiecie nic innego nie było. Ja dodatkowo dokupiłem sobie koszulkę maratonu. Koszt z koszulką to 1480 koron (ok. 290 zł.). Oczywiście decydując się na start wcześniej i dokonując rejestracji oraz opłaty wcześniej, byłoby taniej. Miasteczko biegowe znajdowało się na placu Masaryka (czes. Masarykovo namesti). Tam też znajdował się start i meta zawodów. Ostrava wydaje się bardzo spokojnym miastem. Ruch w weekend był tam bardzo mały, a jak się okazało, wszystkie sklepy w sobotę były czynne tylko do 12:00. Wieczorem kibicowaliśmy w knajpce naszym siatkarzom, którzy w tym czasie grali o półfinał mistrzostw świata w siatkówce z Brazylią. Większość klientów stanowili tam wtedy kibicujący Polacy. Po meczu jeszcze spacer i poszliśmy grzecznie spać do hotelu.
Ostrava City Marathon to festiwal biegowy ze startem maratonu, półmaratonu, biegu na 10km oraz sztafetą, a w sobotę również z biegami dla dzieci. Start wspólny dla wszystkich biegów był o godzinie 10:00 i znajdował się ponad 1 km od naszego hotelu, więc mogliśmy sobie dłużej pospać. Po śniadaniu ok. 9:25 udaliśmy się na miejsce startu. Tam spotkaliśmy znajomych Polaków poznanych w marcu tego roku na Malcie (Dawida i Iwonę). Dawid biegł półmaraton, a Iwona maraton. W związku ze wspólnym startem wszystkich biegów, miałem obawy o tłok na starcie. I jak się okazało obawy były słuszne, było ciasno i trzeba było mocno uważać, żeby nikogo nie podeptać lub samemu nie zostać podeptanym. Dodatkową „atrakcją” zaraz po starcie były nierówności, w postaci progów zwalniających na drodze, które spowodowały nawet kilka niebezpiecznych upadków biegaczy. Bieganie odbywało się na ponad 10-kilometrowej pętli, więc takich pętli musiałem pokonać 4. Z jednej strony może wydawać się to nudne, ale z drugiej strony przynajmniej po pierwszej pętli wiadomo, czego można się spodziewać na dalszej trasie, oraz w którym miejscu znajdują się punkty odżywcze. Jest to także zdecydowane ułatwienie dla kibiców, którzy nie mieli większego problemu ze śledzeniem zawodników. Stojąc w punkcie start/meta to już czterokrotne spotkanie, a bez problemu Ani udawało się mnie „łapać” na każdym okrążeniu 3-4 razy.
Tak jak już wcześniej wspomniałem, początek biegu był ciasny, ze względu na start wszystkich dystansów razem. Rozluźniło się dopiero po ok. 1 km biegu. Trasa w większości biegła w okolicach rzeki Ostravice oraz parku Komenskeho Sady. Pierwsze okrążenie było dla mnie lekkie i przyjemne, a niewielkie górki na trasie prawie niezauważalne i nieodczuwalne. Wśród biegaczy było sporo Polaków, z którymi kilkakrotnie rozmawiałem podczas biegu. Drugie okrążenie również nie było dla mnie złe, jeśli chodzi o zmęczenie i utrzymanie tempa. Problemy jednak zaczęły się po przebiegnięciu dystansu półmaratonu. Pomimo, że oprócz ogólnego bólu mięśni nic mi nie dokuczało, to jednak zaczęło brakować sił. Pod kątem bólu wytrzymywało nawet prawe kolano, które od jakiegoś czasu mi doskwiera i trochę pobolewa. Trzecie okrążenie, to już walka i spowolnienie, a niewielkie górki na trasie stały się zauważalne i odczuwalne. Czwarte, ostatnie okrążenie to już „człapanie i walka” o to, aby się nie skompromitować przed samym sobą i nie zacząć iść….. 😉 Na tym okrążeniu w chód przechodziłem tylko na punktach odżywczych żeby chwilkę odpocząć i nie zadławić się piciem i przekąskami. Na każdym okrążeniu mobilizowała mnie Ania i wolontariusze, którzy robili bardzo dobrą robotę dopingując żywiołowo zawodników. W jednym z miejsc czeski wolontariusz widząc biegnących Polaków próbował nas zmobilizować krzycząc łamaną polszczyzną i z zabawnym czeskim akcentem: „dobre, kur...a, bardzo dobre!” 😜
Kibice znajdowali się głównie na Placu Masaryka oraz przy mostach. I właśnie tam było najlepiej, jeśli chodzi o klimat zawodów i mobilizowanie zawodników. Punkty odżywcze, na których była woda, izotonik i przekąski ulokowane były na trasie w 2 miejscach: na 6 km i 10 km. Ten drugi punkt był zlokalizowany w tym samym miejscu, w którym następowała zmiana sztafet co uważam za niezbyt dobry pomysł, bo osoby korzystające z punktu odżywczego mogły przeszkadzać podczas zmian sztafety. Na Placu Masaryka na trasie znajdowała się kurtyna wodna, która niestety za każdym razem, jak tam przebiegałem, nie działała…. 😕
Podczas biegu temperatura była jak dla mnie dobra tj. ok. 15 stopni. Dwukrotnie podczas mojego biegu padał deszcz, ale były to kilkuminutowe opady. Rozpadało się dopiero kilka minut po moim dotarciu na metę, na którą wbiegałem w sympatycznej atmosferze, wśród wrzawy kibiców.
Maraton ukończyło 183 zawodników. Ja ze swoim czasem zająłem 73 miejsce. Półmaratron przebiegło 317 zawodników, a bieg na 10 km 167 zawodników.
Patrząc na mój wynik i „męczarnie” w drugiej fazie maratonu można wywnioskować, że nie byłem do końca do niego przygotowany. Mogłem go potraktować bardziej ulgowo i nie narzucać od samego początku tempa, jakie sobie narzuciłem, bo i tak skończyło się na tym, że z czasem mocno ono spadło. No cóż…. Pomimo posiadanego już jakiegoś doświadczenia biegowego, często to serce, a nie rozum narzuca tempo… 😉
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |