2015-04-19
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| XVII Półmaraton Ostrzeszowski (51 Cross Ostrzeszowski) (czytano: 530 razy)
Przed startem nic nie czułem. Zupełnie nic. Żadnych emocji, przedstartowej adrenaliny, poczucia dobrej formy czy też jej braku. Nawet właściwej dla siebie przedstartowej tremy. Zupełna pustka w głowie. Coś jak czysty umysł. Żadnej presji na wynik czy też na ukończenie biegu w dobrym stylu. Fakt - warunki idealne: chłodno, rześko, słonecznie. Na starcie bez pompy, gwaru, hałasu i jedynie lekki niepokój co do braku zdefiniowania własnych oczekiwań co do tego biegu. Odpuściłem kompletnie jakiekolwiek wyzwania i rozpisaną w głowie taktykę. Przypomniałem sobie jedynie, że jakiś czas temu, po Wrocławskiej Trzydziestce, wśród kilku zdecydowanie bardziej doświadczonych biegaczy wygłosiłem zdanie: "czasami im mniejsze oczekiwania tym lepszy bieg". Wtedy spotkało się to ze zdecydowaną aprobatą. Wbudowane we mnie resztki pragmatyzmu nie pozwoliły jednak uczepić się tej myśli jako modus oparandi na najbliższe kilkadziesiąt minut. A może to po prostu umysł nie chciał już szukać dodatkowej motywacji? Po prostu pobiegłem. Tak jak umiem, tak jak lubię. Bez zadyszki. Bez zmęczenia. Lekko. Na podbiegach drobiąc nie oglądając się na innych, na zbiegach nie hamując i masywnie przyspieszając. Ze słońcem w oczach i wiatrem w twarz będąc już dobrze zapoznanym. Do końca. Podświadomie robiąc wszystko to co ułożyłem sobie w głowie już kilka dni wcześniej. Zastanawiam się teraz tylko czy byłem jak automat czy jak zwierzę... Ależ nie! Przecież po przekroczeniu mety kilka minut dochodziłem do siebie, lecz nie ze zmęczenia. Ze wzruszenia, skrzętnie ukrywając swój stan przed innymi. Byłem jak... Nie wiem jak długo ale przez jakiś czas byłem tam gdzie jeszcze nigdy mnie nie było.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |