2014-05-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Latanie (czytano: 815 razy)
Niedawno przeglądałam moje zdjęcia w pewnym portalu społecznościowym. Uderzyło mnie, że w zasadzie nie mam innych zdjęć, prócz tych z biegów. Zupełnie jakbym nie miała innego życia. Tylko to bieganie. Pomyślałam, że owszem kocham to, ale nie jestem jakąś świruską, zorientowaną wyłącznie na moje ukochane hobby, że przecież ma jeszcze inne pasje. Czyżby? Ze zdjęć wynika coś zupełnie innego. Zajrzałam do zakładki z przyjaciółmi. Szczerze mówiąc, to prawie sami biegacze. Gdyby nie oni, moja tablica byłaby pusta. A tak, zawsze ktoś był na jakimś biegu, treningu, kupił nowy sprzęt, którym chce się pochwalić. Złapałam się za głowę. Z FB wynika, że jestem nieźle szurnięta na punkcie biegania.
W takim razie co z lataniem? Gdzie ono się straciło? Co się stało z ludźmi, których spotkałam w drodze na szczyty, by z nich swobodnie spaść?
Sięgnęłam pamięcią do początków. To Grześ przyciągnął tę zarazę do naszego domu. Niedługo potem Łysy miał już skrzydło. Ja myślałam wtedy, że jest stuknięty, bo nikt normalny nie robi takich rzeczy i nie powierza swojego życia kawałkowi szmaty na sznurkach. Cieszyłam się, że jestem wolna od takich ciągot. Zresztą. Bałam się wysokości i przestrzeni. Temat z zasadzie nie istniał.
A potem stałam na Kobali. Patrzyłam jak skrzydła odrywają się od ziemi i z całych sił zapragnęłam też doświadczyć niemożliwego. Nie zastanawiałam się nad tym. Po prostu podjęłam decyzję. Niedługo potem ja też miałam skrzydło i ja też oderwałam się od ziemi…. Potem kurs i ludzie, o których wciąż pamiętam i wciąż są mi bliscy. Jola, Karolus, Marcin i Stasiek z ADHD. Szkoda, że facet lata. Gdyby biegł maratony… :)
Staś. Moja prywatna polisa na szczęśliwe lądowanie. Bez niego ciężko było znaleźć się w powietrzu i wrócić na dół. Łysy czasami stawiał go na startowisku obok mnie i wtedy latanie nie wydawało się takie przerażające.
Bałam się. Jak to kiedyś powiedział Sławek: strach jest bardzo dobry, byle nie paraliżował. Ja byłam tym drugim przypadkiem. O ile jeszcze na pierwszym stopniu zloty były w miarę niegroźne, to drugi stopień z Pobiednika będę pamiętała… ojjjjj będę! :)))) Zwłaszcza ten pierwszy raz na wyciągarce. To miganie przez cały dzień… jeszcze nie. Jeszcze nie jestem gotowa… Wieczorem wymyśliłam „to ja tylko do toalety skoczę”.. Marcin „a wiesz co.. ja skoczę z Tobą” Bez pudła wyczuł, że chciałam dać dyla do domu. W życiu się tak nie śmiałam jak wtedy kiedy mnie zdemaskował. :) Przypięli mnie do tej linki, właściwie na siłę. I nagle znalazłam się w górze.. Matko Boska! Byłam tak przerażona, że słyszałam swój oddech. Nie wiem jak udało mi się wylądować. Stasiek: a widziałaś te jeziorka, tam daleko”?? „Jakie jeziorka Stasiu?? Ja uważałam, żeby globusa nie potrącić bo jeszcze by mi odleciał w kosmos i co ja bym zrobiła sama w przestrzeni? Ja byłam skupiona na lądowaniu!! Lądowaniu!!”. Na ziemi oczywiście była euforia. „Jezu, jaki czad! Ja chcę jeszcze!”… no tak, ale ten przerażający start..
Na egzamin nie pojechałam.. Wybrałam mój pierwszy maraton w życiu. W Poznaniu. Ten sam termin. Jeszcze w sobotę spotkaliśmy się wszyscy na Siewierskiej, Karol próbował zmienić moją decyzję, ale ja wiedziałam, że chcę pobiec. I tak to chyba ostatecznie bieganie wygrało z lataniem. Potem coś tam jeszcze próbowałam latać. Ale mało i zawsze z bólem. Łysy się wkurzał, że mam albo latać, albo sprzedać skrzydło.
Więc sprzedaję skrzydło i mam z tego powodu depresję. Boli mnie fizycznie.. Przepona jest ściśnięta i nie mogę oddychać. To z nerwów. Trudno. Trzeba było sobie otwarcie powiedzieć, że z tej mąki chleba nie będzie. Ale kasku nie pozwoliłam upłynnić. Kask z truskawą zostaje w domu. Może kiedyś.. może kiedyś znów będę latać. A na razie czuję się jakbym pozbywała się dziecka. No cóż.. bieganie przecież zostaje. Zal niestety też.
Przegrałam?
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2014-05-30,21:31): a mi się marzy latanie... zazdroszczę ptakom tej umiejętności :) kasku nie sprzedawaj, a skrzydło... potraktuj to jako zmianę - kiedyś kupisz inne ;) adamus (2014-05-30,21:37): Przeraziłem się trochę czytając ten wpis... I oczywiście wszedłem na FB sprawdzić swój "status". Na szczęście znalazłem trochę zdjęć i przyjaciół pozabiegowych więc jestem jeszcze choć trochę "normalny" :) Mahor (2014-05-30,23:31): NO proszę! Niezła z Ciebie latawica...:-) DamianSz (2014-05-31,09:12): Też trochę cierpie na nadmiar pasji, ale jak to mowią, oby do końca życia tylko takie mieć cierpienia. Pawel1973 (2014-05-31,09:40): Niektórzy biegacze, skrajna prawica biegowa rzecz by można;-), zalecają wręcz zrywanie stosunków z osobami i nawykami, które negatywnie wpływają na harmonię treningu. Ale nawet tu, na MP, widać często osoby emanujące pasją- codziennie nowe wpisy, setki "przyjaciół"itp ale po pewnym czasie to cichnie, zapał przygasa szczególnie jak pojawiają się kontuzje i choroby. Wtedy jakaś odskocznia jest konieczna-skrzydło, konie, kino, cokolwiek- bo biegowi" przyjaciele" biegają nadal a my mamy nadmiar czasu i żadnego pomysłu:-(. krunner (2014-05-31,12:14): Nie masz co żałować tego skrzydła, moim zdaniem... Na pewnym etapie wygrało bieganie, maratony i to o czymś świadczy. Może za jakiś czas bieganie odejdzie w kąt i kupisz sobie spadochron :) :) Warto mieć hobby, dla balansu, ale czy dwie, trzy pasje to lepiej niż jedna, nie wiem :) (2014-06-02,08:19): nie przegrałaś. Zmiany są częścią życia. Poza tym nie jest to zmiana bezpowrotna. A najważniejsze - przecież i tak zostaje to, co w głowie: przełamany strach, wrażenia... to tworzy nas, naszą duszę, a nie trzeba obrastać w przedmioty. Tak samo jest z medalami: zbieramy je i jesteśmy z nich dumni, ale ja nie mam problemu by je wszystkie wywalić na śmietnik. To tylko kawał blachy, najważniejsze jest to co w głowie i sercu. "Miarą wartości człowieka jest największe wyzwanie jakie podjął i wygrał"... więc sprzedaj glajta za dobrą cenę a za te pieniądze spraw radość dzieciakom (2014-06-02,08:21): aha, no i zajebisty kask :) Truskawa (2014-06-02,17:37): Kupię czarne z truskawkami. O! I może tak właśnie miało być. :) Truskawa (2014-06-02,17:39): Maciek, najlepszy tekst mojego męża odnośnie latawicy: nasza mama się puszcza. Zaraz po moim zlocie z Wapiennika. :) Truskawa (2014-06-02,17:39): Bo ja wiem Mireczku... Nawet jeśli jesteś, to może nie ma się czym chwalic? :)) Truskawa (2014-06-02,17:40): Chyba rzeczywiście Damku, bo od rana nie mogę się z Tobą skontakować. :) Truskawa (2014-06-02,17:43): Paweł, najgorszy czas to ten kiedy wszyscy biegają a ja nig mogę. Na szczęście mogę wtedy oddać się jeszcze jednej pasji, do której jednak się nie przyznam, bo mi nie wychodzi. :)) Ale lubię. :))) Truskawa (2014-06-02,17:44): Ja też w sumie nie wiem Arek. Na razie musi być jak jest i tyle. :) Truskawa (2014-06-02,17:46): Fajnie napisane Wojtek. Dzięki. :) A kask rzeczywiscie jest za*y. Kocham go. :) (2014-06-02,20:53): nie ma latania... jednak przyziemne bieganie zwyciężyło... w gruncie rzeczy jesteśmy Hobbitami, gdzie tam nam do Elfów czy Czarodziejów ;-) Truskawa (2014-06-03,06:40): Prawdę mówiąc na ziemi czuję się bezpieczniej i swobodniej. :-) kasjer (2014-07-14,22:44): Taki lot ze skrzydłem byłby dla mnie spełnieniem i marzeń i snów. Bo kiedyś często latałem w snach :) Wyglądało to tak, że się rozpędzałem jak do skoku w dal, dwie nogi do przodu i w takiej pozycji już unosiłem się w powietrzu :) Hmmm, może na 60-te urodziny? Bo później to już zbyt duże ryzyko, ze rozsypałbym się na kawałeczki przy lądowaniu a może nawet nie dotarłbym do ziemi, bo próchno jest bardzo lekkie ;)
|