23 maja czwarta rano, spoglądam na budzik, który za 20 min zapragnie brutalnie wyrwać mnie z błogiego letargu po wczorajszym biegu Papiernika w Kwidzynie. Czas wstać, sędziowski obowiązek okazuje się silniejszy od obolałych nóg. Śniadanko i w drogę – 280 km w jedną stronę przed „Padaka WRC” budzi respekt….
W drodze do Koszalina zgarniam kolejno Grażynkę, która na umówione miejsce dociera z gorącą jeszcze kawą, spóźnionego jak zawsze ZapleX’a i Kazia obawiającego się o miejsce na kijki do nordicu w Padace.
Ruszamy wartko, redukując biegi na wszelakich wzniesieniach, nieplanowane postoje na stacjach mijają niepostrzeżenie i po kilku mniej lub bardziej zgodnych z przepisami ruchu drogowego manewrach parkujemy WRC 15 metrów od biura i startu Biegu Wenedów ;-)))
Mirek i ZapleX przywitali się w bardzo oryginalny sposób ….
Po załatwieniu czynności Biurowych, udaliśmy się na malutki posiłek do Ma’ca pozostawiając zawodników do wyłącznej dyspozycji stresu startowego, który odreagowywali w bardzo ciekawy sposób :
Nasza ekipa rozpoczęła znakomicie od zwycięstwa kolegi Kazimierza w Marszu Nordic Walking na dystansie 4 km. Naciskany przez dwóch mocnych nordicerów nie odpuścił i niczym nasza zimowa biegaczka nie dał odebrać sobie zwycięstwa.
Organizatorzy Biegu Wenedów, zaskoczyli nas miło podając do informacji kilkakrotnie informacje o pojedynku pokoleń który miał odbyć się podczas zawodów, Miriano oczywiście stanowczo zaprzeczał iż maczał w tym palce…. Więc to chyba sprawka Sędziego Technicznego Andrzeja.
10, 9, 8, ….. 1 start, ruszyliśmy na trasę pięciu wymagających okrążeń po 2 km każde. Na starcie przed sobą widzę Mirka, ZapleX ostro poszedł do przodu. Pierwszy kilometr nauczony przykrym doświadczeniem kryzysowo-podobnym zaczynam spokojnie, biegniemy z Grażynką jest dobrze. Trasa obfituje w zakręty, zbiegi i podbiegi, jest dobrze oznakowana i zabezpieczona.
Na drugim kole niespodzianka…. czuję luz w lewym bucie… sznurowadło…. Węzeł „maratoński”, niezawodny jak dotąd puścił…… Zbiegam na bok i zaplatam kolejny, który od razu się rozwiązuje….. stres narasta poprawiam go i w drogę.
Nadrabiam powstałą stratę stopniowo jest świetnie, po wczorajszym zmęczeniu ani śladu, wbiegam na trzecie okrążenie i …… czuję luz w lewym bucie…… @#$%!!$% !!!!!!. Zatrzymuję się po raz kolejny i zaplatam węzeł nie przebierając w słowach pod adresem sznurowadeł i naprzód.
Czwarte okrążenie mija szybko na wyprzedzaniu kolejnych osób, dostrzegam Mirka za najbliższym zakrętem…. Podejrzewam że znam już wynik dzisiejszego pojedynku….
Na początku piątego okrążenia biegnę chwilę z Miriano, już wiem że zaczął za szybko, mobilizuję go do dalszego wysiłku i …… czuję luz w lewym bucie #$%&$# !!!!!! Do mety kilometr, nie stanę…… nie trzeci raz nie stanę….. biegnę w rozwiązanym ;-))))
Na mecie czeka ZapleX, resztki keczupu na policzku świadczą o tym iż zdążył już być na pizzy w pobliskiej kafejce zanim dobiegliśmy ;-)))) Do mety dociera Miriano, jak zawsze uśmiechnięty i zadowolony z walki.
Różnica miedzy pojedynkowiczami : ZapleX 38:02, Miriano 45:55 jest wieksza od zakładanych 3 min 2 sec i wynosi 7:53, co daje punkt w pojedynku dla ZapleX’a i w sumie mamy remis. Zabawa rusza od nowa bo jeszcze trzy pojedynki przed nami ;-))) Wszystkie informacje i regulamin na forum Pojedynku Pokoleń Miriano vs. Zaplex, do dyskusji w którym serdecznie zapraszam.
Podczas dekoracji najlepszych zawodniczek i zawodników otrzymaliśmy na chwilę podium i udekorowaliśmy wraz z sędziom Technicznym Yacobem naszych Pojedynkowiczów pamiątkowymi Dyplomami.
Grażynka zajęła I miejsce w kategorii, kolega Henryk III miejsce, podejrzewam że gdyby była klasyfikacja zespołów to moglibyśmy wygrać ;-)))
Po zakończeniu imprezy całym gronem udaliśmy się na lody wzorem naszej forumowo-biegowej przyjaciółki Marysieńki ;-)))
O 22.00 zatrzymałem WRC pod domem, zmęczony ale zadowolony z dnia spędzonego na tym co tak lubię, a co najważniejsze w gronie moich wspaniałych Przyjaciół.
Ze Sportowym Pozdrowieniem. Marek Mróz vel. Gulunek
|