Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Antoni
Paweł Antoni Pakuła
Wisznice
MKS ŻAK Biała Podlaska

Ostatnio zalogowany
2020-12-13,10:52
Przeczytano: 376/139870 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/4

Twoja ocena:brak


Bieg ku pamięci ofiar ludobójstwa
Autor: Pawel Pakula
Data : 2009-10-12

Sobibór. Wioska na Polesiu Lubelskim położona w niewielkiej odległości od lewego brzegu Bugu. Wokół park krajobrazowy, rozległe lasy, rezerwaty przyrodnicze.

Przebiega tam linia kolejowa z Chełma do Włodawy. Miejsce byłoby dobrym do wypoczynku i rekreacji gdyby nie tragiczna historia, którą kryje. W czasie II Wojny Światowej istniał w Sobiborze niemiecki obóz zagłady. W ramach „akcji Reinhard” hitlerowcy (30) z pomocą ukraińskich strażników (150) urządzili w nim miejsce, gdzie na masową skalę mordowano ludność pochodzenia żydowskiego z Polski, Czech, ZSRR i Europy Zachodniej. Więźniowie przywożeni byli pociągami w bestialskich warunkach.




Wielu poniosło śmierć zanim dotarli na miejsce. Inni wysiadając z wagonów widzieli bramę obozu z napisem „SS – sonderkommando” – przedsionek piekła na Ziemi. Mężczyźni byli oddzielani od kobiet i dzieci. Wszyscy musieli oddać kosztowności, następnie rozebrać się. Kobietom obcinano włosy. Z czasem wszyscy przechodzili do Lager III – części obozu, w której mieściły się komory gazowe. Przerażonym więźniom opowiadano o konieczności dezynfekcji jednak większość miała świadomość, co ich czeka.

Po zamknięciu komory wpuszczano do wewnątrz tlenek węgla (uzyskiwany ze spalin silnika radzieckiego czołgu t-34). Zabijał w ciągu 20 minut. Komory gazowe pozwalały zamordować 600 osób jednocześnie. Później rozbudowano je podwajając wydajność. Po uśmierceniu zwłoki wyciągano, dokładnie przeglądano w poszukiwaniu ukrytych kosztowności, następnie zakopywano w masowych mogiłach bądź palono. Przeżywali tylko nieliczni zatrudnieni do prac obozowych.

Obóz w Sobiborze istniał od wiosny 1942 roku do października 1943 roku. Zlikwidowano go po wybuchu powstania i ucieczce części więźniów. Szacuje się, że w Sobiborze śmierć poniosło około 250 tysięcy ludzi.




Dziś niewiele zostało śladów po tragedii. Zaraz po ucieczce więźniów hitlerowcy zlikwidowali i zniszczyli obóz by zatrzeć ślady. Pozostały głównie masowe groby i wspomnienia tych, co przeżyli. Od 1993 roku funkcjonuje na miejscu Muzeum Byłego Hitlerowskiego Obozu Zagłady w Sobiborze będące filią Muzeum Pojezierza Łęczyńsko – Włodawskiego.

Jedną z form uczczenia pamięci ofiar Holokaustu oraz edukacji historycznej jest Bieg Sobiborski organizowany od lat we Włodawie przez Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji. W tym roku zorganizowano jego dziesiątą edycję. Zawody składają się z biegów towarzyszących, w których rywalizują dzieci na krótszych dystansach oraz biegu głównego na dystansie 12 kilometrów. Start jest bezpłatny.

Zdecydowałem się na udział w biegu głównym. W sobotę 10 października wyjeżdżam do Włodawy. Szybka rejestracja, odebranie numeru startowego i czekam na autobus, który ma nas wywieść na miejsce startu. Pogoda całkiem dobra, trochę chłodno, ale słonecznie. Autobusem dojeżdżamy do Sobiboru.

Przed niewielkim drewnianym budynkiem muzeum przygotowujemy się do startu i rozgrzewamy. Zawody będą raczej kameralne, wszystkich zawodników jest około czterdziestu. Są faworyci – goście z Ukrainy, są głównie miejscowi amatorzy, jest kilku niepełnosprawnych. Przed startem składamy kwiaty przed pomnikiem ofiar obozu zagłady. Jeszcze ostatnie kilka minut na koncentrację i tuż po dwunastej organizator daje sygnał gwizdkiem. Starujemy.




Kilkaset metrów za wsią zbiegamy z asfaltu na leśną drogę. Mamy nią przebiec około 4 kilometrów, potem znowu wrócimy na twardą nawierzchnię. Planuję pobiec przyzwoitym jak na moje amatorskie możliwości tempem około 4 minut na kilometr. Początkowo idzie nieźle. Pierwszy kilometr 3:57, drugi, 4:01, trzeci tak jak pierwszy, czwarty 3:54, piąty sekundę wolniej, szósty identycznie. Dobrze się biegnie po lesie, nie wieje, nawierzchnia jest w miarę twarda i mało wyboista. Trzymam się grupy biegnącej moim tempem, dwie dziewczyny i kilku młodych chłopaków.

Ukraińcy pobiegli dużo szybciej, już ich nie widać. Przyklejany numer startowy zaraz zgubiłem, poza tym wszystko zgodnie z planem. Niestety w drugiej połowie zacząłem zwalniać. Wybiegliśmy ponownie na asfalt, potem przy wsi Orchówek na odkryty teren gdzie nieco wiało. Nie potrafię utrzymać tempa w okolicach 4 minut.

Siódmy kilometr 4:05, ósmy 4:04, dziewiąty - o zgrozo - 4:40. Nie czuję, że aż tak zwolniłem, czyżby oznaczenie kilometra było niedokładne? Początkowo tak właśnie pomyślałem. Grupa przede mną oddala się o jakieś 100 metrów. Dziesiąty kilometr podobnie źle - 4:38. Biegnę już 41 minut i 11 sekund a więc tempo o dwie minuty wolniejsze niż bym chciał. Nieco przyśpieszam dopiero na ostatnich dwóch kilometrach. Jedenasty kilometr 4:12. Wbiegamy do Włodawy. Ostatni kilometr to zwykle czas gdzie można przyśpieszyć, dać z siebie wszystko i urwać ze trzydzieści sekund.




Nie tym razem jednak. Biegnąc prze Włodawę w stronę stadionu, mamy do pokonania spory podbieg. Daje się we znaki, nie ma gdzie przyśpieszać. Grupę na tempo 4:00, która mi uciekła ciągle widzę przed sobą, ale nie jestem w stanie dojść. Ostatni kilometr pokonuję w 4:31, wbiegam na metę z wynikiem 49:54. Jestem dziesiąty na 35 osób startujących w biegu głównym nie licząc kilku niepełnosprawnych. Pierwsze trzy miejsca zajęli biegacze z Ukrainy.

Ponoć najlepszy uzyskał czas w granicach 42 minut. Nie ma jeszcze oficjalnych wyników. Po biegu organizatorzy częstują uczestników grochówką, gorącą herbatą, ciastkami. Wręczają pamiątkowy medal i dyplom. Mogę wracać do domu.

Bieg Sobiborski to dobrze zorganizowane, kameralne zawody, jedne z nielicznych rozgrywanych w środkowo - wschodniej Polsce. Trasa jest urozmaicona, dobrze oznaczona. Kibiców niewielu. Jedyny drobny minus to odklejające się numery startowe. Tradycyjne przypinanie agrafkami jest chyba pewniejsze. Ze swojego wyniku zadowolony nie jestem, ale i nie narzekam bardzo.

Mniej ostatnio trenuję a na zawodach wszystko wychodzi jak na spowiedzi. Cudów nie oczekiwałem i cudów nie było. Cieszy mnie pierwsza połowa, pierwsze sześć kilometrów, które pobiegłem zgodnie z założeniami, tempem poniżej 4 minut na kilometr. Druga wyszła dużo gorzej, znacznie wolniej. Średnie tempo trzymane przeze mnie przez cały dystans to 4:09. Chciałbym 10 sekund szybciej. Nie wyszło. Trudno. Może rzeczywiście czas już najwyższy na roztrenowanie.



Komentarze czytelników - 2podyskutuj o tym 
 

Grzegorz J

Autor: Grzegorz J, 2009-10-12, 14:34 napisał/-a:
Czasy miałeś dobre - wg mojego Garmina trasa liczyła 12,830 km a z tego co pamiętam 10 km w rzeczywistości miał ponad 500 metrów więcej ..
ps.
a mój numer się nie odkleił - ale pewnie dla tego że biegłem z 13-ką :)

 

Antoni

Autor: Antoni, 2009-10-12, 20:36 napisał/-a:
Witaj Grzegorz!

Poprawiłeś mi humor swoim komentarzem, a czułem, że coś nie tak z tymi kilometrami. Te dodatkowe 800 metrów wiele tłumaczy.

Przyklejane numery nie wszystkim się odklejały, bawełny raczej się trzymały ale ja miałem bardzo obcisłą oddychającą bluzę na długi rękaw i numer startowy zgubiłem już na drugim kilometrze. W sumie to drobiazg. Ważniejsze są kilometry. Mam nadzieję, że w przyszłym roku tabliczki z oznaczeniami kilometrów będą stały dokładnie co do metra.

Pozdrawiam:)

 



















 Ostatnio zalogowani
stanlej
01:32
orfeusz1
00:36
Mr Engineer
00:15
Hieronim
23:49
kos 88
23:28
marczy
23:27
genbryg
22:52
Admin
22:47
neergreve
22:44
kubawsw
22:13
Darmon
21:21
Raffaello conti
21:18
staszek63
20:49
42.195
20:49
LiBart
20:42
entony52
20:31
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |