Siedziałem i zastanawiałem się, który to już raz wybieram się na Bieg Orlika. Wyszło mi że 3 lub 4. Próżno tej imprezy szukać na Maratonach Polskich czy innym portalu internetowym.
Bieg Orlika to kameralna impreza, organizowana od paru lat, której gospodarzami są Państwo Orlikowie, a uczestnikami zawodnicy z klubów : Premier, Plastal, Człapaki, Zaginieni w Akcji, APA Team, i nie zrzeszeni. Start i meta odbywa się zawsze z ich altanki. Trasa biegu, cóż różnie to bywa... Co do zasady - nie jest zbyt długa jakieś 5-8 km w zależności od warunków atmosferycznych. Gorąca atmosfera styczniowego biegu wplata się raz w zaśnieżony krajobraz, a raz w krajobraz całkiem wiosenny. Przeglądałem archiwum na stronie Człapaków, i jak tam widać, pogoda na biegu zawsze dopisuje.
Ten wyjątkowy niedzielny poranek przywitał mnie padającym śniegiem – to jakaś odmiana. Wczoraj co prawda było bardziej słonecznie, ale w końcu uda się pobiegać w padającym śniegu. Wiecie jak czas z rana biegnie- najpierw powoli jak żółw ociężale, a potem...
I tym razem też tak było. Aromat porannej kawy unosił się po pokoju. Na patelni powoli zaczynał skwierczeć boczek na jajecznicę. Nagle zrobiło się sporo po 11.30. Szybko się ubrałem, zabrałem aparat i paczkę jakichś ciastek, i ruszyłem na miejsce zbiórki.
Na stacji benzynowej, której nazwy z oczywistej przyczyny nie wymienię, umówiłem się z Olkiem. Właśnie, gdy miałem do niego dzwonić, podjechał swoim żółtym fiacikiem – dokładnie tak ja w zeszłym roku. Dostałem SMS od Artura, że niestety nie da rady się pojawić – szkoda - pomyślałem. Altanka pełna ludzi, stół suto zastawiony potrawami „typowymi” dla biegaczy – pierniki, orzeszki, ciasteczka w różnej postaci. Co do izotoników, to poza szampanem, była herbata i gorzka kawa...
Parę minut po 12 rozpoczynamy zimowe truchtanie. Trasa zaśnieżona wiedzie wzdłuż altanek, najpierw terenem działkowym do pól, potem jakieś 300 metrów do rozwidlenia i dalej prosto już polami do widocznej w oddali kępy drzew. Trasa pokrywa się ze szlakiem rowerowym w Gliwicach. Każdy biegnie swoim tempem w zimowej scenerii. Raz szybciej, raz wolniej biegnę, bo robię przy tym parę fotek.
Tak to jest, że ktoś musi to robić, żeby była jakaś pamiątka po latach. Biegniemy dokładnie moją trasą po polach za POCH - em i w kierunku Sośnicowic. Obiegamy lasek i wracamy do altanki. Mijamy po drodze narciarzy biegowych (na razie za mało śniegu do biegania na nartach) i po niecałej godzince jesteśmy w ciepłej altance.
Szef biegu – Jerzy majestatycznie otwiera szampana i wznosi toast. Jest też miła niespodzianka, gdyż jedna z rodzin uczestnicząca w biegu ufundowała małe niespodzianki dla każdego. Potem już tylko żywa dyskusja o planach na ten rok – kto i jakie imprezy zrealizuje, jakie czasy. Jurek kupił nowy rower szosowy – szykuje się triathlon „IRONMAN”. Tak się zaczynam zastanawiać... Może pojedziemy razem...
Cóż za rok znowu się spotkamy i będziemy mogli się pochwalić naszymi dokonaniami i zaplanować kolejne...
|