Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 371 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


12 godzin czystej przyjemnosci
Autor: Michal Walczewski
Data : 2005-03-07

Za naszymi plecami zatrzaskują się wrota. Winda rusza w dół. Zaczyna się przygoda…

5 marca w Kopalni Soli w Bochni odbyły się Mistrzostwa Polski w 12-godzinnym biegu sztafetowym. W imprezie wzięło udział 40 czteroosobowych drużyn z terenu całego kraju. Z wynikiem 196 km 875 metrów wygrała sztafeta klubu Noteć Browar Czarnków w składzie J.Dubiel, A.Musiał, R.Jarka i R.Błoch. Drugie miejsce zajęła sztafeta Chemia-Hurt Rybnik I (195.189 km) a trzecie – Therma 40-latek Tychy (188.716 km).

Zjeżdżając windą w dół pokonujemy dziesiątki metrów dzielących Bochnię od poziomu Komory Ważyn, obok której mieści się chodnik stanowiący trasę biegu. Zatrzymujemy się na głębokości 210 metrów…

Organizatorem biegu był Urząd Miejski w Bochni oraz Kopalnia Soli w Bochni. W zeszłym roku (2004) odbył się w tym samym miejscu I Półmaraton Podziemny, którego uczestnicy zostali wpisani do Księgi Rekordów Guinnesa. Stosowne certyfikaty otrzymali podczas uroczystego otwarcia biegu.

Długi podziemny chodnik prowadzi nas do wielkiej jaskini, jak w naszym amatorskim słownictwie nazywamy Komorę Ważyn. Ponad 250 metrów długości, kilkanaście szerokości i około 6-7 wysokości. Wewnątrz bar, stołówka, sanitariaty, boisko do gry w koszykówkę… pełna infrastruktura niezbędna do życia. Jeszcze na powierzchni zostaliśmy poddani sprawnej weryfikacji – każda drużyna otrzymała komplet chipów, numery startowe i upominki – kolorowe foldery miasta i kopalni oraz pamiątkowe zestawy soli – kuchennej oraz kąpielowej.

Wraz z pozostałymi jedenastoma członkami WKB META Lubliniec oraz zaprzyjaźnioną Sztafetą im. Jeża z Miasta Zgierza rozlokowujemy się w głównej części komory i obserwujemy nadchodzące kolejne drużyny. Powoli sala zapełnia się – wszyscy otrzymują rozkładane łóżka, materace, pokrowce. W powietrzu zaczyna unosić się coraz bardziej wyczuwalny zapach nadchodzącej rywalizacji…

Kopalnia została założona w 1248 roku. W tamtych czasach sól była niezwykle rzadkim i drogim surowcem, cenowo często porównywanym ze złotem. Jej wydobycie było procesem niebezpiecznych, ciężkim, czasochłonnym i wymagającym stosowania skomplikowanej jak na tamte czasy technologii. Górnicy stanowili doskonale zżytą społeczność podzieloną ze względu na obowiązki. Praca pod ziemią odbywała się w cyklu 8 godzinnym, a jej rytm wyznaczał płomień łojowego kaganka, który kopcąc oświetlał drogę chybotliwym i ulotnym płomieniem. Na wynalezienie i zastosowanie lampek olejnych trzeba było czekać jeszcze ponad sto lat…

Bieg rozgrywa się na agrafce długości 2430 metrów. W mniej więcej połowie chodnika znajduje się strefa zmian – w niewielkiej, ciemnej i ciasnej komorze oczekują zmiennicy. Do tej komory prowadzi długi – ok. 150 metrowy pochyły tunel łączący strefę zmian z Komorą Ważyn – bazą operacyjną wszystkich drużyn. Te 306 schodków dzielących bazę od strefy zmian przeklinać będzie wielu z uczestników. Za to zjazd w dół odbywa się za pomocą specjalnej pochylni, podobnej to toru saneczkowego. Demony prędkości szaleją !

Praca w kopalni odbywała się na akord. Urobek solny transportowany był na plecach w 35 kilogramowych porcjach. Najgłębsze poziomy kopalni znajdują się ponad 400 metrów pod poziomem gruntu…

Start honorowy odbywa się z podziemnego, wyrytego w solnej skale kościoła. Solne oraz drewniane rzeźby robią wrażenie. Miejsce dosłownie kapie historią… Jest to – jak podają przewodniki – jedyny kościół, przez którego środek prowadzą tory kolejowe (podziemna kolejka górnicza do transportu urobku oraz górników). Strzał startera i ruszamy – na zegarze dystans do pokonania – 12 godzin !

Kopalnia soli w Bochni jest najstarszą kopalnią w Polsce. Do niedawna była także najstarszym zakładem przemysłowym wciąż działającym w Europie. Pracujący w niej górnicy byli wolnymi ludźmi, co – zważywszy na czasy (początek w XIII wieku) – było niezwykłym przywilejem. Górnicy mieli gwarantowane dożywotnie stanowisko pracy, które podlegało dziedziczeniu ! Nie dziwi przeto, że całe pokolenia mieszkańców pracowały już nawet nie z dziada-pradziada w kopalni, ale z dziada-dziada-dziada-pradziada… Miejsce pracy można było odsprzedać, a wartość takiej transakcji była ogromna ! Można było także miejsce pracy podnajmować – górnik zatrudniał na swoje miejsce parobka, którego szkolił i wyposażał. Następnie dzielił się z nim wypracowanym zyskiem – 2/3 kwoty zatrzymywał dla siebie, a 1/3 oddawał najemnemu. Nawet najemny był bogatym człowiekiem…

Chodnik, którym biegniemy jest wąskim wyrobiskiem, którego część zajmują tory kolejki. W wielu miejscach kręty korytarz pozostawia biegaczom 3 płytki chodnikowe szerokości. Zmieścić się na nich muszą zawodnicy biegnący w obu kierunkach… Trzeba więc biec ostrożnie by nie doprowadzić do zderzenia – obtarcia zdarzają się często, ale do poważnych incydentów i zderzeń całe szczęście nie doszło.

Kopalnia wyposażona była w cuda techniki średniowiecznej. Wielkie koła drewniane, przekładnie, szyby wentylacyjne, mechanizmy odwadniania. Konie pracujące w podziemiach, stajnie, kaplice. Wielka, budząca respekt nawet dziś infrastruktura i organizacja. Niemal 800 lat zaklętych w skały, w tunele, w wyrobiska i uskoki. Dziesiątki tysięcy istnień, które spędziły tutaj całe życie… niesamowite wrażenie jeżeli tylko człowiek zada sobie trud wyobrażenia pracy, jaką wykonywali ci przybysze z zamierzchłej przeszłości, pozbawieni latarek, telefonów, ochronnego ubioru, ochrony medycznej…

Kopalnia – a dokładnie chodnik którym biegniemy – ma dla nas wielką niespodziankę – szyb wentylacyjny, którym pompuje się z powierzchni lodowate powietrze. Mechanizm wtłaczając pod ziemię dziesiątki metrów sześciennych powietrza powoduje wiatr, z którym na odcinku ok. 600 metrów muszą zmagać się biegacze. Wiatr lodowy, zamrażający, przenikliwy aż do bólu… Ten sam wiatr po nawrocie zamienia się w popychającego nas do przodu przyjaciela… w drugim końcu pętli czeka na nas wysoka temperatura… pot cieknący z czoła… W Komorze Ważyn temperatura jest stała – 15 stopni – trzeba bardzo pilnować właściwej ciepłoty ciała.

Na dnie kopalni zbiera się woda grożąca jej zalaniem. W przeszłości specjalne szyby służyły wyciąganiu jej na powierzchnię w kilkuset kilogramowych bukłakach. Za transport odpowiadał skomplikowany mechanizm przekładni i olbrzymiego koła wodnego. Napęd koła stanowił człowiek, który 8 godzin dziennie wspinał się po nim, by siłą grawitacji wprawiać cały mechanizm w ruch. To ‘Dziad Wodny’ - tak nazywał się górnik, który dzień w dzień, opleciony szmatami mającymi zabezpieczyć go przed solanką, wspinał się po kole… niczym Syzyf pchający swój głaz.

Mijają kolejne godziny biegu. Zawieszone przy sklepieniu co kilkanaście-kilkadziesiąt metrów lampy rzucają długie cienie. Zmęczone umysły oszukują nas, wprowadzając w błąd… wciąż wydaje się, że ktoś za nami biegnie, ktoś nas wyprzedza… A to tylko cienie… Cisza i odgłosy ciężko oddychających zawodników przerywające migotliwą ciemność…

Najgorszą pracę mieli skazańcy. W zamian za ucieczkę przed szafotu

i katowskiego topora mogli wybrać roczną służbę w kopalni. Kto przeżył 12 miesięcy, temu grzechy i przestępstwa wybaczano… Nielicznym się udło, gdyż ich praca polega na okryciu całego ciała mokrymi szmatami, krążeniu nocami - gdy górnicy opuszczą już swoje stanowiska - po całej kopalni, i… podpalaniu zbierającego się pod stropami metanu. Eksplozje gazu zapalały nierzadko nieszczęśników lub wywołując tąpnięcia grzebały ich w skalnych rumowiskach.

Wraz z upływającym czasem walka zaostrza się. Drużyny, które trzymały się twardo opracowanej wcześniej mądrej taktyki zaczynają zbierać żniwo. Ci, którzy poddali się szybkiemu na początku tempu – słabną. Nasza sztafeta wychodzi z 30 pozycji na 23. najmocniejsza sztafeta WKB Meta Lubliniec – w składzie M.Zembroń, H.Kocyba, T.Ruta oraz M.Świerc – dzielnie walczy o 7 pozycję utrzymując ją do końca biegu. Ostatnie godziny to szarże umęczonych zawodników, zmiany następujące co okrążenie, i zwalające z nóg różnice temperatur oraz solny kurz osiadający na ciałach, zbierający się w ustach, nosach, włosach… Przygoda, walka, sztuka wytrwania…

Bieg 12-godzinny jest tylko rozgrzewką przed prawdziwym wyzwaniem – biegiem 24-godzinnym, który niestety w Polsce od 5 już lat nie jest organizowany. Wielu uczestników żałuje, że to już koniec imprezy – kolejne 12 godzin zmusiłoby wszystkich do sięgnięcia dna swoich rezerw, krańców możliwości stanowiących wyzwanie dla psychiki. Bieg kończy się planowo po 2 w nocy. Sponsorowany przez organizatorów posiłek, i krótki sen… rano rozdanie nagród i uroczyste zakończenie.

Za naszymi plecami zatrzaskują się wrota. Winda rusza ku powierzchni. Kończy się nasza podziemna przygoda…



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
stanlej
01:32
orfeusz1
00:36
Mr Engineer
00:15
Hieronim
23:49
kos 88
23:28
marczy
23:27
genbryg
22:52
Admin
22:47
neergreve
22:44
kubawsw
22:13
Darmon
21:21
Raffaello conti
21:18
staszek63
20:49
42.195
20:49
LiBart
20:42
entony52
20:31
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |