Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 



Wybierając start w maratonie w stolicy Łotwy – w Rydze – miałem spory dylemat. W ten sam weekend odbywał się maraton w Belgii, w dodatku nie byle jaki tylko Beer Lover’s Marathon – bajecznie kolorowy maraton przebierańców. Na oba maratony miałem mniej więcej podobną odległość, ostatecznie zdecydowała cena pakietu startowego – w Belgii wynosiła ona prawie 100 euro, a w Rydze „tylko”55 czyli prawie połowę taniej (pod warunkiem, że ktoś zapisał się do 5 sierpnia – później opłata wzrastała do 85 euro). To i tak 250 złotych – tyle w nowej rzeczywistości płacimy w dzisiejszych czasach za starty w maratonach… już nie tylko za granicą.

Riga Marathon był bardzo covidowy. Wszyscy biegacze, którzy mogli wykazać się paszportami szczepieniowymi lub udokumentowanymi certyfikatami wyleczeń, mogli wystartować z tzw. zielonej strefy – czyli grupowo, jak za starych, dobrych lat. Żeby to zrobić należało w biurze zawodów podczas odbioru pakietu przedstawić odpowiednie dokumenty. Zostawało się wtedy… zachipowanym specjalną niezdejmowalną zieloną opaską na podstawie której można było dzień później wejść do zielonej strefy startu. Pozostali uczestnicy otrzymywali opaskę żółtą, która uprawniała do startu kilkadziesiąt minut później – drugi start odbywał się już w odstępach / indywidualnie, lub w maksymalnie 2-3 osobowych grupach.

Wszyscy – i zieloni, i żółci – biegli tą samą trasą wyznaczoną na jednej pętli przecinającej stolicę Łotwy. Ponieważ zielona strefa startowała o 7:00 rano, a żółta rozpoczynała starty o 7:25 to dość szybko jedni i drudzy zawodnicy na trasie ulegli wymieszaniu, choć większe skupiska biegaczy widać było wyłącznie przy pacemakerach prowadzących grupy „zielonych” na czasy 3:30, 3:45, 4:00, 4:15 oraz 4:30. Rozwiązanie z dwoma strefami było więc trafione i nawet na punktach żywieniowych czasem trudno było spotkać… innych biegaczy.

Była także strefa wirtualna, czyli biegacze którzy „startować” mogli poza Rygą – w lasach itd., Taka formuła rywalizacji korespondencyjnej chyba już się jednak całkiem wyczerpuje. O miejscy w wynikach końcowych maratonu decydowały oczywiście czasy netto.


Napisałem wcześniej, że maraton w Rydze był bardzo covidowy. I rzeczywiście – był tak bardzo covidowy, że niemal co drugi dzień otrzymywaliśmy jako uczestnitcy różnego rodzaju maile covidowe, z ostrzeżeniami, z nowymi ustaleniami, z obostrzeniami. Tylko zawodnicy spoza krajów nadbałtyckich mogli odebrać pakiety osobiście w biurze zawodów, natomiast mieszkańcy Litwy Łotwy i Estonii otrzymywali je kurierem. Także tylko zawodnicy zagraniczni mogli korzystać z depozytów w Rydze, a obywatele trzech wspomnianych krajów – już nie. Doszło do tego, że na stronie maratonu więcej było informacji covidowych niż tych poświęconych samemu bieganiu – trudno było na przykład znaleźć… datę maratonu, gdy tymczasem całe strony można było przewijać na temat obostrzeń i ograniczeń. To chyba w pewnym sensie pokłosie nie tylko obecnej sytuacji, ale i zeszłorocznych wydarzeń kiedy to maraton w Rydze odwołano… na dzień przed startem – pomimo iż wielu zawodników było już w hotelach gotowych do udziału.

Zresztą: niewiele zabrakło, by i tegoroczna edycja została odwołana niemal w ostatniej chwili. Przyjęto, że maraton na Łotwie będzie mógł się odbyć jeżeli wskaźnik zarażeń na Łotwie będzie niższy niż 120 zachorowań na sto tysięcy mieszkańców. Miesiąc przed zawodami wynosił on około 20 zachorowań, a tydzień przed zawodami już 105…

Tym razem jednak się udało. Punktualnie o 7:00 rano, w niedzielny poranek kilkuset biegaczy wyruszyło z zielonej strefy, a kilkadziesiąt minut po nich zaczęli startować zawodnicy „żółci”. Trudno mi powiedzieć jaka liczebność była każdej z tych stref, ale metę łącznie osiągnęły 622 osoby (w tym 121 kobiet). Pod nieobecność zawodników z Kenii triumfowali biegacze z Łotwy – aby zwyciężyć w klasyfikacji mężczyzn należało „nabiegać” 02:38:36

Maraton pod względem technicznym zorganizowany był bardzo dobrze, co zresztą wymuszone było licznymi wspomnianymi obostrzeniami – tutaj na amatorkę nie było już miejsca. Minusem było skromne zaopatrzenie punktów żywnościowych (wyłącznie woda w zakręconych butelkach po 0.5 litra, ale na dwóch punktach były także żele) oraz szybkie wypychanie uczestników poza strefę ogrodzonej mety. Niemniej fan z biegania – jak zawsze niezastąpiony.

To był mój 49 kraj w którym przebiegłem maraton. Wkrótce mały jubileusz!

Więcej relacji z maratonów na całym świecie znajdziecie na moim blogu 40latidopiachu.pl



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał

 Ostatnio zalogowani
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
VaderSWDN
20:50
Tyberiusz
20:49
romelos
20:43
czeper
20:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |