2012-06-17
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieg dla Maćka (czytano: 3230 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: www.relaksmorski.bloog.pl
Bieg dla Maćka to bieg charytatywny. Opłata startowa nie należy do najniższych, jeśli wziąć pod uwagę, że to tylko dycha. Nie o to tu jednak chodzi. Ten bieg jest dla dzieci, a ściślej rzecz biorąc dla fundacji wspierającej dzieci sprawnie inaczej. Czarodziejska Góra – tak nazywa się ta fundacja umożliwia pokonywanie wciąż trudnych barier, jakie występują w naszym kraju dla dzieci niepełnosprawnych, często chorych nieuleczalnie – tak jak sam Maciek, bo Maciek to nie symbol, lecz najprawdziwszy żywy bohater każdej edycji Biegu dla Maćka. To już trzecia edycja i z każdą z nich przybywa coraz więcej pomagających biegaczy. Biegam, więc pomagam – takie hasło przyświeca tej i nie tylko tej imprezie, w której całkowity dochód przeznaczany jest na pomoc niepełnosprawnym dzieciom, a konkretnie to na zakup lub możliwość wypożyczenia specjalnego wózka, w których dzieci nawet kilkunastoletnie mogą nie tylko funkcjonować poza domem, ale również startować w imprezach sportowych - tak jak sam Maciek. Ja tam sobie postanowiłem, że zawsze o ile mi zdrowie pozwoli będę startował w tym biegu, tym bardziej, że rozgrywany jest on prawie na moim podwórku – w uroczym Parku Grabiszyńskim, gdzie jest moja ulubiona ścieżka biegowa i gdzie najczęściej trenuję. Tylko w pierwszej edycji nie wystartowałem, bo w tym samym czasie biegłem na Ślęzę. Tak się jakoś zbiegło.
W ubiegłym roku miałem mobilnego kibica w postaci samego Jędrka na rowerze. W tym roku asysty nie było. Od samego startu usiłowałem się do kogoś przyczepić, co by mnie pociągnął. Do tego się nadaje najlepiej jakaś fajna dziewczyna. No, i po chwili taką miałem na oku. Ładna, zgrabna i młoda, a co najważniejsze, że biegła w moim tempie. Biegła w mocno pomarańczowej bluzce, więc i widoczna była dla mnie jak boja na morzu. Przez połowę dystansu biegliśmy razem, aż tu nagle zapatrzony w jej całkiem kształtny profil nie zauważyłem zmiany nawierzchni z alei parkowej na brukową kostkę i wyrżnąłem końcem buta o kamień przeklęty i szczupakiem zaliczyłem glebę zdzierając sobie kolana do krwi. Upadając zakląłem paskudnie na K….aż dziewczyna w pomarańczowej koszulce się obejrzała, bo pomyślała zapewne, że to do niej. Pozbierałem się dość szybko, ale dalsze tępo ze względu na piekące kolana już nie było takie samo, jak przed upadkiem. Moja pomarańczowa boja odpływała w sina dal. Biegłem dalej samotnie, ale nie za długo, bo oto na horyzoncie zamajaczył mi znajomy zielony żagiel, do którego o dziwo zbliżałem się dość szybko. Żagiel, czyli koszulka biegacza, znajomy, dlatego, ze była to bluza z ubiegłorocznego Półmaratonu Ślężańskiego, w którym i mnie było dane zadebiutować na tym dystansie. Powodem powolnego biegu właściciela owej koszulki była najzwyklejsza kolka. Dzięki niej ja miałem towarzysza, a myślę, że kolega też był raczej zadowolony z tego, że nie będzie biegł sam. Biegliśmy wiec razem i razem postanowiliśmy przekroczyć linię mety. Mój czas o dziwo wcale nie był taki zły. Tylko o minutę gorszy od rekordu życiowego. Gdyby nie ten upadek…gdyby nie moje zgubne zapatrzenie na profil dziewczyny…,gdyby dziewczyna zechciała poczekać…., gdybym był o 30 lat młodszy……pewnie by poczekała……,gdybym był o 10 kg lżejszy…..pewnie byłby rekord.
Nie to jest jednak w tym biegu najważniejsze. Najważniejsze jest dla mnie to, że dałem tu fizycznie i materialnie małą cząstkę samego siebie w bardzo ważnej sprawie. Wiem, ze takie wózki są drogie, ale ja czuję się fundatorem chociażby jednej szprychy do takiego wózka, czy chociażby pięciu minut specjalistycznej rehabilitacji dla Maćka i to właśnie nakręca mnie bardziej niż sama impreza, choć ta jest z roku na rok coraz bardziej wspaniała.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu TomgTp (2012-06-19,00:45): Ja startowałem pierwszy raz i powiem że klimat też mi się udzielił bo pod koniec przyspieszyłem sprintem i zaliczyłem życiówkę. Zmotywował mnie pewien biegacz którego pozdrawiam tu z tego miejsca bo po mimo przegonienia mnie na mecie o parę sekund i tak byłem przed nim na 91 miejscu z powodu lepszego czasu na 5km ;-D. Harcik dał radę i za rok też się pojawi. Inek (2012-06-20,18:50): Brawo! Wyrazy uznania i szacunku. Do zobaczenia we Wrocławiu...
|