Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 635 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


GENIUS LOCI
Autor: Jacek KARCZMITOWICZ
Data : 2004-07-09

Czym byłoby życie bez idei? Martwą wegetacją, ospałym oczekiwaniem jutra, która i tak będzie takie jak dziś i jak wczoraj.
Czym byłoby życie bez szaleńczych idei? Pewnie nadal mieszkalibyśmy w jaskiniach.
Jeszcze rok bodaj temu moim marzeniem był start w Jungfrau Marathon. I planowałem w tym roku tam wystartować. Jednak właśnie rok temu wpadłem na trop biegu, który sami organizatorzy tytułują „Najwyższa maratońska meta w Europie”. Meta ta była wówczas na wysokości 3109mnpm. Mój system marzeń i wartości przewrócił się do góry nogami. Żeby jeszcze spowodować podwójną ilość nie przespanych nocy bieg ten rozgrywany jest „w cieniu najbardziej fotografowanej góry na świecie”. Z wypiekami na twarzy zacząłem analizować możliwości transportowe i noclegowe w Zermatt. Bo oczywiście maratonem który stał się absolutnym nr 1 na liście mojego pożądania był Zermatt Marathon. Na stronie organizatora mogłem zobaczyć konające oblicza biegaczy kończących bieg w błocie po kostki i w śnieżnej nawałnicy. Mojego entuzjazmu nie obniżył fakt, że w okolicy kwietnia organizatorzy podjęli decyzję o obniżeniu mety o 500 m aby uniknąć problemów w wypadku opadów deszczu. Na 3000mnpm praktycznie nigdy nie pada deszcz a tylko śnieg. Inna ciekawa sprawa to frekwencja. W 1 edycji wystartowało około 1000 biegaczy, w 2 edycji wystartowało 859 a ukończyło 717. Natomiast w tym roku wystartowało 536 zawodników w tym 94 kobiety i wszyscy ukończyli!!! Wnioskowałem z tego, że trasa biegu jest wybitnie selektywna i część biegaczy po ukończeniu biegu więcej nie chce o nim słyszeć. Jednak corocznie pojawia się grupa śmiałków, chcących się zmierzyć z tą niewątpliwie najpiękniejszą trasą maratońską na świecie, „w cieniu Wielkiej Góry”.
Inną sprawą, która mnie trochę zezłościła w kontaktach z organizatorami były sztuczne problemy. Jednak nauczony doświadczeniem podchodziłem do sprawy z dużym dystansem. W niedużych biegach zagranicą swoistą normą jest tworzenie komplikacji przed startem jednak w miarę zbliżania się terminu startu problemy stopniowo znikają a gdy już staję w progu biura zawodów okazuje się, że wszystko jest ok a nawet dużo bardziej niż ok. Niestety w Polsce, z małymi wyjątkami jest dokładnie odwrotnie.
Aby się dostać do Zermatt trzeba naprawdę chcieć. Miasto jest zamknięte dla ruchu samochodów. Prowadzi tam jedna jednotorowa linia kolei zębatej, która pokonuje ok. 40km w 1h 40'. Jednak aby się koleją dostać z Polski do Brig to... Ułożenie logicznej trasy podróży zajęło mi prawie 8 miesięcy i ostatecznie moja podróż przebiegała na trasie Kutno – Dortmund – Brig – Zermatt. I po 25h miałem być na miejscu. Inna sprawa to nocleg. Hotele w Zermatt są nieprzyzwoicie drogie. Jednak te ceny w okresie noworocznym są i tak podwyższane o ... 100%. Jednak udało mi się przy pomocy organizatorów maratonu uzyskać namiary jedynego Hostelu w Zermatt, który oferował łóżka /tak tylko łóżka/ w cenach jak na tamte warunki do przyjęcia.
Trasa biegu to poezja.
Start w miejscowości St. Niklaus /1085mnpm/,
miejscowość Herbriggen na 4,8km /1232mnpm/,
Randa /umieszczona na tegorocznym medalu/ na 10,5km /1400mnpm/,
Tasch na 15,8km /1446mnpm/,
Zermatt plac kolejowy 20,5km /1604mnpm/,
przystanek Patrullarve na 28,8km /2000mnpm/,
stacja kolejki linowej Sunnegga 32,5km /2262mnpm/,
Hotel Grunsee na 36,7km /2296 mnpm/,
Hotel Riffelalp na 39,7km /2355mnpm/
meta przy stacji kolei zębatej Riffelberg ok. 42,2km /2582mnpm/
Tak to wygląda w materiałach organizatorów.
Ja swoje przygotowania rozpocząłem już zimą i praktycznie nawet starty nie powodowały większych zakłóceń bo były przeze mnie traktowane jako element przygotowań psychicznych do czekającego na mnie biegu przez około 5h. Z przyczyn nie ode mnie zależnych nie mogłem choćby na chwilę, jak pierwotnie planowałem wyjechać w góry na wiosnę, aby pobiegać na dłuższych odcinkach pod górę. Z konieczności mój trening ograniczał się do podbiegów w Górach Wilamowskich w Zgierzu. Najwyższy punkt 203mnpm;-)
Inną sprawą była radosna twórczość mojego szefa na miesiąc przed biegiem, która o mały włos nie spowodowała rezygnacji z wyjazdu. Ostatecznie, sztucznie stworzony problem udało mi się na tydzień przed wyjazdem rozwiązać. Natomiast mojemu „kochanemu szefowi jestem dozgonnie wdzięczny”!
Jednak ostatni miesiąc przygotowań nie przebiegał zgodnie z planem i trudno. Mimo tych wszystkich przeciwności na 10 dni przed startem udało mi się osiągnąć HR spoczynkowe na poziomie 39ud/min. Co stanowi swoisty mój rekord.
Gdy już się spakowałem,uściskałem żonę i córkę na stacji i usiadłem w pociągu miałem uczucie niesamowitej ulgi. Jednak się zaczęło!!!
Podróż upłynęła mi miło i szybko. Wysiadając na stacji w St. Niklaus zgodnie z wskazówkami bez problemów natknąłem się na biuro zawodów gdzie po przedstawieniu się, Sandra coś wybełkotała / jak mi się wydaje w jej przekonaniu było to moje nazwisko/ i mi podała kopertę i życząc powodzenia powiedziała, że to wszystko. W kopercie była gazetka maratońska z wszystkim informacjami oraz nr startowy z wklejonym chipem. Wróciłem na stację i pojechałem dalej do Zermatt. Jednak tym razem wagonik był pełen Japończyków, którzy robili wszelkie możliwe zdjęcia. Ze stacji w Zermatt bez większego trudu natrafiłem na Hostel. Na miejscu okazało się, że będę dzielił pokój z maratończykiem z Bawarii Bernhardem. Wieczorem trochę powymienialiśmy się wrażeniami z różnych biegów. Jedynym naszym wspólnym biegiem był maraton w Berlinie.
Ranek zbudził nas słoneczny a co za tym idzie temperatura była bliska ...0;-)))
Lekkie śniadanie, napój energetyczny i na stacje. O godzinie 7:30 odjeżdżał specjalny pociąg dla maratończyków. Po przejechaniu 20km o 8:10 byliśmy na miejscu. Na starcie wszystko jest tak jak na planie w gazetce. Kolejki do ToiToi są, ale niezbyt duże do obok ustawiono 6, 4-ro stanowiskowych pisuarów. Dokładnie o godzinie 9.07 wystartowaliśmy. Moim głównym planem było ukończenie biegu w związku z tym nawet nie uruchomiłem stopera. Tym razem jednak nie wziąłem aparatu fotograficznego. Po przebiegnięciu około 1km trochę się zdziwiłem bo rozpoczął się ... zbieg. Tu muszę się przyznać, że skorygowałem trochę profil trasy przedstawiony przez orgów jednak tylko od Zermatt i wg mojej grafiki wychodziły na trasie dość znaczne nieścisłości. Jednak już na samym początku okazało się, że trasa jest znacznie pofałdowana jednak przeważała opcja „ku górze”. Po punkcie z wodą na 5km trasa biegu przebiegała przez ... świeżo skoszoną łąkę. Tu muszę powiedzieć, że generalnie nawierzchnia biegu poza odcinkami po asfalcie, była zdecydowanie przełajowa. Trasa biegu o Nóż Komandosa to autostrada w porównaniu z tym co tu organizatorzy określili jako Naturstrasse. Ale mi akurat to pasowało. Około 15 km po przebiegnięciu przez Tasch wbiegliśmy w około 200 metrowy tunel, a potem były schody, drewniany mostek i to był mój pierwszy błąd. Na przestrzeni 2-3km zostałem zmuszony do pokonywania trasy marszobiegiem, bo nie było żadnej możliwości kogokolwiek wyprzed

zić. A towarzystwo wszystkie podbiegi pokonywało sobie marszem. Wbiegając po dość dużym zbiegu do Zermatt towarzyszy mi dość duża wrzawa, natomiast spiker wymawia coś co mogło uchodzić za moje imię i nazwisko. Zrobiło mi się bardzo miło. Termometr wskazywał 25 stopni. Trasa biegu robi rundę po Zermatt. Zaraz za półmetkiem rozpoczyna się dość łagodny podbieg /4-5%/ dość swobodnie wyprzedzam kilku zawodników i pod linią Matterhorn- Express trasa zawraca i ... robi się zbieg i dla odmiany to ja jestem wyprzedzany. Cała ta runda po Zermatt ma 4km. Zaraz po tym rozpoczyna się zabawa.
DANIE GŁÓWNE
Podbieg do stacji kolejki liniowej Sunnegga dystans 7km różnica poziomów 680m. Jednak miejscami nachylenie przekraczało 15%. Praktycznie na tym odcinku połowę trasy pokonałem truchtem natomiast drugą połowę marszobiegiem. Całkiem dobrze się czułem i kolejne metry wspinaczki nie robią na mnie takiego wrażenia jakbym się spodziewał. Pod koniec zaczyna mi doskwierać upał i okrutnie dokucza mi pragnienie. Na punkcie odżywiania wypijam łyk wody kubek napoju, łykam żel i ćwiartkę batona i przepijam to kubkiem coli. Maszeruję jeszcze z 200m i zaczynam truchtać. I znów trasa to podbiegi i zbiegi po nawierzchni skalistej. Trasa zatacza łuk wokoło jakieś kopalni kruszywa. Po pewnym momencie zauważam, że jestem wyprzedzany przez dość żwawo truchtających biegaczy. Puszczam to spostrzeżenie jednak, mając w perspektywie finisz na ostatnim podbiegu. Tak sobie spokojnie dobiegam do ostatniego punktu odżywiania przy hotelu Riffelalp. Tu pobieram podobną dawkę pożywienia lekko truchtam i po prawej stronie widzę coś co znam z fotografii ale nie wierzę że to jest to. Jednak po chwili zauważam sznur biegaczy jednak zmierzających w tamtym kierunku, jednak dla pewności pytam się gdzie jest meta. Niestety wskazano mi TEN kierunek.
DESER
Była to oddalona o 2km stacja kolejki Riffelberg. A różnica poziomów jaką miałem pokonać wynosiła 360m!!!Wynika z tego że średnie nachylenie wynosiła 18%. Ale to nieprawda. Na odcinku który mieliśmy do pokonania nachylenie raczej nie schodziło poniżej 25%. Tak się zastanawiam czy ktokolwiek na tym odcinku biegł? Ja ostatnie 2,5km pokonywałem przez ponad 40 minut i nikt mnie nie wyprzedził natomiast ja wyprzedziłem 5 może 6 zawodników. Dochodząc na wypłaszczenie zrozumiałem dlaczego byłem tak wyprzedzany przez innych zawodników, być może znających uroku trasy. Na tym podbiegu nie sposób finiszować. Osobiście mam wątpliwości czy byłbym w stanie pokonać ten podbieg biegiem /truchtem/ nie mając w nogach 39km. Ostatnie 300 metrów pokonałem truchtem, nikt mnie nie gonił a różnica dzieląca mnie od następnego zawodnika wykluczała skuteczną pogoń. Miejsce 290 czas 5:26:38 czyli 2:16:54 straty do zwycięscy biegu . Pierwszą połowę pokonałem 2:12:18 co dawało mi 327 miejsce, natomiast 2 połowę pokonałem w czasie 3:14:20 co było 265 czasem uzyskanym na tej trasie.
Na mecie wręczono mi medal i koszulkę. Na miejscu były prysznice i masaże. Wszystkich zawodników do Zermatt zwoziła kolejka gratis.
Dla mnie było to zrealizowanie pierwszego celu mojej podróży. Już następnego dnia czekało mnie niemniejsze wyzwanie. Ale to już temat na inną opowieść. Mogę tylko dodać, że do domu wróciłem w pełni zrealizowany.
Czy warto tarabanić się 2000km aby pobiec w maratonie? Nie wiem. Moim zdaniem raczej nie. Jednak dla biegu, który przez swoja specyfikę oraz miejsce rozgrywania stanowi zjawisko samo w sobie, warto pokonać nawet dużo więcej. Tak jak w tytule podałem Nad wszystkim unosił się tytułowy Genius Loci /duch miajsca/. Miejsca w cieniu wielkiej góry. Miejsca tak bardzo napiętnowanego Wielką Górą. Matterhorn.
ps.
z reporterskiego obowiązku podaję wyniki i czasy pozostałych Polaków. Niestety nie dane mi było ich spotkać.
113. Chawawko Tomasz, 4:33.25,8 1:23.41,1 1:30.00 18.¦ 3:03.25 215.¦
3. Janicki Jaroslaw, 3:16.29,0 6.44,3 1:21.13 3.¦ 1:55.15 4.¦
9. Lenart Jacek, P 3:30.31,2 20.46,5 1:27.26 13.¦ 2:03.04 9.¦
81. Lazarowicz Jaroslaw, 4:23.15,6 1:13.30,9 1:38.49 51.¦ 2:44.25 106.¦
290. Karczmitowicz Jacek 5:26.38,7 2:16.54,0 2:12.18 327.¦ 3:14.20 256.¦
LEGENDA:
miejsce na mecie, uzyskany czas, strata do zwycięscy, czas 1 połowy i miejsce, czas 2 połowy i miejsce.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
jaro109
06:18
biegacz54
05:04
Jarek42
04:24
Serce
00:08
przemek300
23:36
Citos
23:23
Namor 13
23:18
necropoleis
23:02
STARTER_Pomiar_Czasu
22:21
lordedward
22:21
maratonek
21:44
kos 88
21:38
Wojciech
21:25
troLek
21:07
jaro kociewie
20:51
VaderSWDN
20:50
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |