Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 



Kiedy w 2018 roku wystartowałem w maratonie w Palestynie – Palestine Marathon Freedom of Movement – kraj ten był dla mnie jednym z najbardziej egzotycznych miejsc do których trafiłem. A miałem już wtedy przecież na swoim koncie maratony choćby na Antarktydzie, w Iranie, na Spitsbergenie czy Wyspie Wielkanocnej. Już na samym początku ogromne wrażenie robił mur rozdzielający terytoria Izraelskie i Palestyńskie… wzdłuż którego biegliśmy.

Maraton odbywał się w strefie Betlejem, w piątek 23 marca 2018 – pod hasłem „Freedom of Movement„. Było to zdanie nawiązujące do sytuacji życiowej Palestyńczyków otoczonych ze wszystkich stron przez Izrael i wspomniany mur. Dziś po latach hasło to jest jeszcze bardziej wymowne.


Organizacyjnie impreza była oczywiście zupełnie inna niż wszystko to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Ale trudno się temu dziwić biorąc pod uwagę okoliczności – wszak sytuacja na tych terenach jest napięta niemal od zawsze. Już samo przedostanie się przez Mur Graniczny i przez granicę z Izraela jest wspomnieniem które trudno kiedykolwiek zapomnieć. Uprzedzając fakty dodam tylko, że o ile do Palestyny weszliśmy bez większych kłopotów (pieszo), to po powrocie do Izraela musieliśmy się na lotnisku przed wylotem do Polski bardzo długo tłumaczyć: co robiliśmy w Palestynie i dlaczego mamy ze sobą tamtejsze medale? Przesłuchanie jednego z nas trwało dwie godziny.

Trasa maratonu biegnie przez palestyńskie osiedla, tak jak wspomniałem na dużym odcinku wzdłuż fortyfikacyjnego muru. Towarzyszyły nam szare ulice, stojące wraki samochodów, ale ludzie w większości byli uśmiechnięci. Wielu mieszkańców – w tym wszyscy mundurowi – pod bronią. Baczne oko biegacza dostrzegało drastyczne różnice w uzbrojeniu – po stronie Izraelskiej doskonały, nowoczesny sprzęt, po stronie Palestyńskiej – wiecznie żywy kałasznikow i brak choćby podstawowych kamizelek kuloodpornych. To daje wiele do myślenia.


O organizacji biegu trudno powiedzieć coś więcej ponad to, że w swój maraton Palestyńczycy wkładają dużo serca. Łącznie na różnych dystansach wystartowało około trzy tysiące osób, z czego większość stanowili absolutni amatorzy biegania (10 km) oraz uczestnicy tzw. „marszu wolności” poprowadzonego na dystansie 5 km. Chętni mogli wystartował także w półmaratonie.

Na prawdziwą przygodę liczyć można jednak dopiero na trasie maratonu – wtedy, gdy wybiega się na drugą pętlę i nagle… nagle okazuje się, że impreza jest już prawie zakończona. Większość organizatorów obstawiających trasę poszła w międzyczasie już do domów, więc od 23-24 kilometra biegnie się praktycznie samemu – nieoznakowanymi uliczkami, błądząc wśród grup lokalsów, pomiędzy autami, przez ciemne uliczki. Jedynym wyjściem z sytuacji było spróbować przypominać sobie trasę z poprzedniego okrążenia, gdyż porozwieszane gdzieniegdzie w poprzek drogi taśmy tylko wprowadzały w błąd – miały za zadanie zatrzymać ruch samochodowy, a nie kierować biegaczy. Tylko skąd zmęczony maatończyk ma wiedzieć, że taśm nie należy przekraczać?



Efekt takiego „niepilnowania trasy” jest łatwy do przewidzenia: wielu błądzących maratończyków szukało drogi po osiedlach biegając po omacku „na chybił-trafił”. Sam miałem tę przyjemność, choć wspominam to jako dodatkową przygodę. Wtedy dopiero, gdy pozostaje się samemu z palestyńską „ulicą”, czuje się prawdziwy smak egzotyki. To zupełnie inny świat, miejsce z którym każdy musi sam sobie poradzić.

Maraton rozgrywany był w ruchu otwartym, i to „otwartym” po arabsku. Żadna ciężarówka nie zjedzie biegaczowi z drogi, żadne auto osobowe nie ustąpi pierwszeństwa. Widziałem nawet jak kierowcy pobili policjanta tylko za to, że próbował zablokować skrzyżowanie po którym biegła trasa maratonu. Całe szczęście do samych biegaczy nikt z kierowców nie miał większych zastrzeżeń.


Rozgrywany w Betlejem maraton jest bardzo ciekawy i wart polecenia każdemu, kto potrafi wyjść poza pewną sferę psychicznego komfortu. Niestety ze względu na obecne działania wojenne (2023-2024) organizacja maratonu została z oczywistych względów zawieszona.

Frekwencyjnie dystans maratonu był bardzo kameralny, ukończyło go zaledwie 88 osób – przy czym wystartowało w nim ponad dwa razy więcej zawodników, ale wielu z nich nie dobiegło do mety lub zostało zdyskwalifikowanych za niestawienie się na punktach pomiaru (to efekt błądzenia po trasie na drugim okrążeniu). Wystartowało nadspodziewanie wielu biegaczy z Polski, których miałem przyjemność poznać podczas biegu – to już chyba taka nasza narodowa podróżnicza tradycja.

Polacy w maratonie (ukończyło 72 mężczyzn + 16 kobiet):

21. Mateusz Banas – 04:14:08
25. Karol Urbański – 04:22:24
32. Michał Dymek – 04:41:04
33. Michał Walczewski – 04:41:07
39. Sławomir Smoliński – 04:58:10
43. Tomasz Ploch – 05:03:56
63. Piotr Banczyk – 05:55:28

Polacy w półmaratonie (ukończyło 260 mężczyzn + 117 kobiet)

24. Zaneta Nowicka – 02:17:18 (k)
33. Karolina Mroczkowska – 02:20:24 (k)
56. Marta Nowacka – 02:37:13 (k)
153. Jacek Sawicki – 02:30:34
173. Krzysztof Druszcz 02:45:42

Zapraszam na mój blog - 40latidopiachu.pl



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał

 Ostatnio zalogowani
12fred54
21:58
milosz2007
21:55
janeta75
21:52
andreas07
21:49
chris_cros
21:38
wadas
21:19
grappa6
21:10
stanlej
21:10
krych26
20:37
rezerwa
20:29
siepiet
20:04
waldekstepien@wp.pl
19:58
Bartaz1922
19:18
anielskooki
18:54
kolor70
18:53
cumaso
18:29
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |