|
Poniższy wątek jest komentarzem do artykułu Autor: Michał Włodarczyk, data publikacji: 2006-05-27
|
| POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
ANONIM
(Jang) | 2006-05-28, 21:13 2006 - I Cross Maraton
Ja znam Sielpię tylko z mBank Extreme, bardzo lubię tę imprezę, choć ostatniego roku parę rzeczy mogło być na niej lepiej dogranych. Cieszę się, że zorganizowano tam taki fajny leśny maraton, znam Piekło i Niebo, jest tam jeszcze fajna Wiosna, przez którą biegłem we wrześniu. Gratuluję organizatorom i uczestnikom. |
| | | | | |
ANONIM
(Maciek Głowacki) | 2006-05-30, 06:59 Niełatwo do Nieba
Cieszy mnie sukces wyprawy wrocławskiej koleżanki i kolegów na ten piekielno-niebiański szlak. Przed chwilą obszernie zabrałem głos w dyskusji wywołanej przez Łukasza Panfila "Amator kontra Zawodowiec". Tekst Michała jakby uzasadnia, że to właśnie tacy amatorzy jak Michał i Agnieszka (mimo tego zwycięstwa - serdecznie gratuluję) oraz Czesiek Rozbicki są solą ziemi naszego biegania. Jest w ich amatorstwie i pokonywaniu co tydzień kolejnych maratonów te zawodowstwo (także w takim organizowaniu sobie życia, by móc co tydzień podbijać maratońskie szlaki), którego brakuje naszym apsirantom na mistrzów. Przypomniała mi się niedawna rozmowa z Jurkiem Bednarzem, gdy wspominałem nasze szybkie biegi sprzed ponad 20 lat. Powiedział, że to sztuka nauczyć się wolno biegać. Tak, ale bez takich ludzi to nasze bieganie traciłoby sens. Dobrze jest na stracie mieć jakiś cel, ale podstawowym pozostaje jednak ukończenie biegu. Couberten miał rację, bo inaczej to niedługo nawet nasze dzieci będą pytać, jak ten lord na wyścigach konnych:
Po co oni biegną?
Kto wygra ten dostanie nagrodę.
A po co biegną pozostali? |
| | | | |
| | | | | |
ANONIM
(Sylwia) | 2006-05-30, 08:00 Przez Piekło do Nieba
Strasznie mi się spodobał artykuł. Faktycznie oddaje on pełen atrakcji cross-maraton. Impreza była wyśmienita i ja na pewno zachowam z niej TYLKO wspaniałe wspomnienia. Jubilat to również wspaniały człowiek, człowiek który namówił mnie do biegania maratonów, choć w siebie nie wierzyłam, że jestem w stanie to przebiec. Ale muszę napisać małe sprostowanie. Zacięta walka między paniami odbywała się nie o pierwsze miejsce (choć niewiele mi do pani Agnieszki brakło, ale nawet nie wiedziałam, że jest tak blisko) tylko o drugie miejsce. Muszę przyznać że Pani (zapomniałam imienia), która w końcu była trzecia wykończyła mnie. Goniłam ją z 6 km a jeszcze na 300 m przed metą musiałam uprawiać sprinty. Przy maratonie jest to niemalże niewyobrażalne. Normalnie bym się poddała, ale to pierwszy maraton w województwie świętokrzyskim więc odezwał się lokalny patriotyzm i dodał mi sił. Na mecie niestety zgon.
No i ognisko wieczorne - miodzio, palce lizać kaszaneczka i kiełbaska. I żubr czaił sięw puszczy - hihi |
|
|
|
| |
|