2011-03-09
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| I była chomiczówka (czytano: 1400 razy)
Chomiczówkę, mimo, że upłynęło spora czasu doskonale pamietam! Zona namówiła Anię i Daniela do startu na 5 kilometrów. Biegłem z Anią jako "ZAJĄC". Umówilismy sie z Danielem, że po biegu spotykamy sie przy samochodzie. Ja odwożę ich na Marymoncką do Babci, wracam i startuje na 15 km. I co?
Meta, pełnia szczęścia - jest medal ale nie ma Daniela. No przecież umówiliśmy się przy samochodzie. Bieg do auta. Nie ma Go. Powrót na metę, poszukiwanie nie dają rezultatu. Nawet spiker wywołwał Go. Przepadł bez wieści. Jest zimno, przecież córki nie zostawię w samochodzie na godzinę z okładem. Do samochodu, na metę - tak z pięć razy. Dwie minuty do startu biegnie Ania i Krzyczy jest, jast Daniel. Co z tego że jest. Co teraz mogę zrobić. Klapa z 15 - nastki. W tym momenicie pada strzał startera.
W głowie zabłysło olsnienie. Przebiegam linię startu. Samochód stoi przysamiej trasie biegu na rogu cmentarza. Wskakuje do niego, odpalam i mimo protestów córki bym biegł dalej odjeżdżam z piskiem opon w kierunku Przy Agprze.
Za 10 może 12 minut jestem spowrotem. Zamykam auto i jakby nigdy nic biegne dalej. Jestem ostatni. Porządkowi są troche zaskoczeni skąd ja, pierwszy, czy ostatni, a może wcale nie startuję w biegu. No Nie, przecież numer mam. Na pierwszym pomiarze czasu 2,5 km nadal biegne ostatni. Ale na 5 km juz mam kilka osób za sobą. Bieg ukończyłem. Bieg był wspaniały. To tylko ja wyprzedzałem. Do mety tylko raz trafiłem na przeciwnika któremu sie nie spodobało, ze go wyprzedziłem.
Wynik tez nie najgorszy.
Myślę,że kidyś już bez wpadki pobiegne jako ostatni, Ci co biegna w ogonie są niezwykle barwna grupą biegaczy. Nie zdawałem sobie sprawy że nie pierwsi tworzą koloryt imprez biegowych.
Maruder MKajak
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |