Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [24]  PRZYJAC. [23]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
mazi1975
Pamiętnik internetowy
Dum spiro,spero

Przemysław Mazan
Urodzony: 1975-06-05
Miejsce zamieszkania: Warszawa
59 / 68


2010-09-02

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
interwały w deszczu (czytano: 1404 razy)



Gdybym wczoraj w ciągu dnia miał zrobić jakiś wpis na blogu, byłby pewnie w podobnych barwach co krajobraz za oknem. Wczoraj myślałem – po cholerę mi ten maraton i w ogóle te imprezy biegowe, to jakaś pułapka dla głowy w którą wpadłem 3 lata temu, a ja przecież po prostu lubię biegać i to czy urwę minutę czy kilka minut z danej życiówki nie ma dla mnie większego znaczenia (choć daje chwilową satysfakcję). No i idąc tym tropem chciałbym wrócić do biegania niezobowiązującego, wolno lub szybko, długo lub krótko, kiedy mi się podoba. Ale póki co mam tego upierdliwego Greifa i trzeba go skończyć skoro się zaczęło… wczorajsze myśli o odpuszczeniu treningu i zastąpieniu go browarem odepchnąłem wizją kaca moralnego, który byłby zbyt wysoką ceną za chwilę słabości… na szczęście znam tego kaca z autopsji i to pomogło w podjęciu szybkiej decyzji.
Więc po południu wszystko się zmieniło właśnie przez trening. Wyszedłem z domu jak na ścięcie. Właściwie to nie padało, ale lało, a co jakiś czas były takie 2-3 minutowe serie jakby mi ktoś kubły wody na głowę serwował. Dwa i pół kilometra rozgrzewki (w tych warunkach dużo szybszej niż zwykle) i przystąpiłem do katowania interwałów 3x3000 na przerwie 2km. chciałem je zrobić łagodnie, po 4’45/km, a wyszły odpowiednio po 4’37, 4’30 i 4’32/km. po prostu nie dało się wolniej w tych warunkach, a trucht między seriami wychodził po 5’40/km (w upalne dni toczyłem się po 6’30-7’/km). Park Skaryszewski na warszawskiej Pradze, w którym robiłem trening nie był zbyt bezpieczny, niedokładnie oświetlony i dwa razy wpadłem stopą w jakąś dziurę. Dobrze że nic nie skręciłem, ale po tym treningu znam układ dziur na pamięć :) poza mną przez pierwszą godzinę nie było nikogo w parku oprócz młodej dziewczyny z parasolką (upodobania do spacerów w taką aurę trochę mnie zdziwiły, ale co ona mogła pomyśleć o mnie…;), potem pojawił się drugi wariat, też biegający. Wróciłem do domu po w sumie 18 km. przemoknięty do suchej nitki i bardzo zadowolony. Priorytety wróciły na swoje pozycje. Na chwile zwątpienia najlepszy porządny trening.

A do biegania bezplanowego i tak wrócę po MW:)


Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
GRZEŚ9
17:44
kostekmar
17:41
damiano88
17:34
TomekSz
17:27
piero
17:27
lemo-51
17:12
maur68
17:04
Henryk W.
16:54
platat
16:19
jacek wąsik
16:17
gora1509
16:15
stawmar
15:40
kamil.run
15:12
lachu
15:11
Roxi
14:57
Pawel63
14:55
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |