Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [100]  PRZYJAC. [99]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Mijagi
Pamiętnik internetowy
Z pamiętnika "młodego" biegacza

Wojciech Krajewski
Urodzony: 1974-02-15
Miejsce zamieszkania: Piła
421 / 427


2013-08-09

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
"Pod niebem pełnym cudów ..." 500 km w 5 dni, cz. VI przedostatnia (czytano: 1768 razy)

 

CZĘSTOCHOWA!!! Wreszcie! To dzisiaj! Najpierw jednak przed nami najdłuższy etap do przebiegnięcia. Trochę ponad 120km. Będzie więc co biegać. Zanim jednak ruszyliśmy na trasę, wzięliśmy udział we Mszy św., zjedliśmy śniadanie i pożegnaliśmy się z gościnną pabianicką parafią. Słońce? Jak zwykle, grzało. I ruszyliśmy w towarzystwie… jednego z księży misjonarzy, który w sandałkach, księżowskich ciuchach postanowił pobiegnąć z nami kilka kilometrów do rodzinnego domu. Super gościu! Ot, takie ostatnie bieganko przed wyjazdem na Ukrainę, bo właśnie miał za niedługo zacząć pracę w Kijowie. Jeszcze raz super!!! Wybiegliśmy z gościnnych Pabianic i ruszyliśmy w stronę Jasnej Góry. Jedni biegli, inni podjeżdżali na kolejną zmianę. A dzisiaj można było sobie pobiegać… każdy dokręcał kilometry… żeby chociaż maraton na koniec przebiegnąć. W końcu to ostatni dzień, więc można z siebie dać wszystko, a nawet więcej. Zżyliśmy się ze sobą i szkoda było, że to wszystko się kończy i trzeba będzie czekać rok do kolejnej Pielgrzymki. Po drodze było kilka miasteczek, gdzie dołączali do nas miejscowi biegacze. Najmilej, jak zwykle zresztą, było w Bełchatowie. Dołączyła do nas spora grupa biegaczy z tego miasta i wspólnie pokonaliśmy kilka kilometrów. Jeden z bełchatowian, Darek, postanowił pobiegnąć z nami do Częstochowy. Miło było mieć, choć przez kilka godzin, jeszcze jednego pątnika. Dzięki, Darku, za wspólne bieganie. My biegliśmy, a maestro Zbyszek z bytowskiej telewizji kręcił kolejne ciekawe ujęcia, które później będą wykorzystane w kolejnym filmie z naszej pielgrzymki. Zbyszek, to prawdziwy mistrz w swoim fachu, a jego dzieła są bardzo dobre. Podejrzewam, że terminował u Polańskiego, choć nigdy się tym nie chwalił. I zostało nam kilka kilometrów do Częstochowy i … ostatnia zmiana należała do nas! Należała do zmiany nr 5, do Asi, Justyny i mojej skromnej osoby. Nogi zaczęły jakoś szybciej pracować, serce biło mocniej! To już niedaleko! Zaraz staniemy w kaplicy przed obrazem Czarnej Madonny! I wtedy… dziewczyny przyspieszyły. Biegły coraz szybciej. Tylko Sławek, który dołączył do naszej zmiany, nadążał. Mnie zabrakło nóg. No cóż, za krótkie mam. W końcu dobiegliśmy do miejsca, skąd mieliśmy pobiegnąć już razem. Czekała już na nas reszta ekipy, czekali biegacze z Częstochowy, którzy nam towarzyszą na ostatnich kilometrach. Tutaj, niestety, pożegnał nas Janek z Hanoweru, który miał inne plany co do dalszych godzin. Był czas na odpoczynek, na fotki (znowu szalał Edziu ze swoim niezawodnym małym czerwonym aparacikiem), na ogarnięcie się. Około 17:30 ruszyliśmy na ostatni odcinek. Na początku biegły dziewczyny z transparentem informującym, kto biegnie. Ja z Sebą zajęliśmy miejsce na tyłach. Te ostatnie kilometry zawsze wzbudzają emocje. Nie myśli się już o zmęczeniu, o przebytych kilometrach. Jest radość, jest wzruszenie. To tak, jakby człowiek wracał do domu, do kochających rodziców. A kiedy wbiegliśmy na aleje… Trudno opisać, co się w człowieku dzieje… Banan na twarzy, radość, duma, łzy… wzruszenie… Dobiegliśmy i tam czekali na nas bliscy, znajomi, władze, czekała Ona… Dzięki Pawłowi, paulinowi bytowianinowi, weszliśmy ze śpiewem na ustach aż pod sam Obraz. Ks. Krzysztof podziękował za dar kolejnej Pielgrzymki. A my? No cóż klucha w gardle… łzy w oczach… nie chciało się wstawać z klęczek. Tyle chciało się powiedzieć… w końcu było tyle intencji. A potem odnowa biologiczna w Domu Pielgrzyma. A potem uroczysta Msza św. i Apel Jasnogórski przed Obrazem Tej, do której zdążaliśmy. I znowu wzruszenie, zaduma… już wiem, że za rok, jak Bóg da, znowu ruszę do Częstochowy z kochanymi Gochami. Na koniec dnia wspólna kolacja razem ze sponsorami, władzami. Jedna wspaniała Rodzina. I do łóżka. Spało się dobrze i szybko. A rano jeszcze wizyta u jasnogórskiej Pani. Tak skoro świt. Jeszcze ostatnie modlitwy, Msza św. , śniadanie i drogę powrotną naszym wesołym autobusem, bardzo wesołym… Niby tylko 5 dni, a jak byśmy się znali wieczność. Taka wspólne pielgrzymowanie bardzo zbliża. Trochę po 20:00 byliśmy w Bytowie. Szkoda, ze to koniec, szkoda … Razem z Ireczką i Mirkiem ruszyliśmy do domu. W końcu w Pile… Niby tylko sześć dni mnie nie było… ale jakich sześć dni… Akumulatory naładowane… Za rok 25 Biegowa Pielgrzymka Bytów Jasna Góra… Pobiegniemy…

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
klewiusz
06:14
Admin
05:59
biegacz54
05:47
Tuptuś 89
00:58
Raffaello conti
23:31
Andrea
23:31
benfika
22:46
Waldek
22:31
uro69
22:19
Andrzej Hendrysiak
22:08
Andrzej_777
21:59
czewis3
21:49
nairam
21:41
andrzejgonciarz
21:39
Hugo
20:50
janek2801
19:37
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |