2013-10-31
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Maraton Gór Stołowych (czytano: 586 razy)
Ech.... przerwa w pisaniu długa, bo i taki charakter leniwca paskudny mam :P
Po bolesnej mimo wszystko porażce na Orlenie wreszcie poczułem respekt dystansu a w głowie pojawiła się niebezpieczna myśl "do dupy z tym asfaltem to nie dla mnie przerzucę się do lasu". Myśl dzięki Bogu krótkotrwała, ale stwierdziłem że najbliższy płąski maraton pobiegnę też w Warszawie we wrześniu.
Moim priorytetem w między czasie były maratony górskie to też zacząłem sprawdzać rozkład jazdy biegów górskich. Trafiło akurat na Maraton Gór Stołowych. Przewyższenia były spore ale nie miałem świadomości jak to się w ogóle przekłada na sam bieg (to nie Himalaje czy Alpy w końcu nie ? :D).
Dosyć późno się ogarnąłem z noclegiem, więc zabrawszy namiot ze sobą zabrałem się polskim busem do Wrocławia i stamtąd PKS"em do Kudowy Zdrój w piątek. Dobrze że nie tylko ja jechałem na MGS tym pks"em bo inaczej miałbym problem żeby dostać się do Pasterki z Kudowy (nic tam juz nie jeździło...;p), więc na spółkę wzięliśmy w kilka osób taxi. Odebrałem pakiet startowy, coś tam zjadłem (rzutem na taśme bo prawie nic do jedzenia już nie było w Schronisku) i spokojny sen do 7:00. Miałem zjeść coś 2 godziny przed startem (aby uniknąć przygód) ale kolejka była spora i niestety przed 8 dopiero skończyłem posiłek + mocna kawa aby mi szybko zeszło wszystko z żołądka. Niestety nie zeszło bo została godzina do startu. No nic czułem sie dobrze choć stres miałem olbrzymi.
Wystartowałem wreszcie i już po pierwszych kilometrach poczułem co oznacza te 4000 metrów przewyższeń.... Nie kończąca się trasa pionowo w górę, pionowo w dół po kamieniach, korzeniach i między głazami z małymi przerwami płaskiej trasy. Widoki, trasa - cudna ! biegło mi się o dziwo żwawo i całkiem sprawnie i nawet byłem przez długi czas w pierwszej 15"ce (pewnie zbyt żwawo zacząłem ;-)). Po połówce (tak coś koło 22 km ?) z obliczeń wynikało że mniej więcej cały czas w tej 15"ce siedzę. Do czasu... do czasu aż nie wziąłem na tej połówce słodko-kwaśnych żelków (wtf ?!) po których mnie zemdliło i miałem na 1-2 km odruchy wymiotne, musiałem robić przystani co jakiś czas przepuszczając kolejnych zawodników aż do wielkiego finału ! Finał nastąpił w krzakach i trwał chyba z 10 minut... przy okazji odezwało sie późne śniadanie.
Złość była ogromna bo nie po to tyle wysiłku włożyłem żeby go tracić w krzakach !
Ufff... ulga była spora, siły wróciły automatycznie, udało mi sie parę osób wyprzedzić i jakby "zregenerowany" komfortowo pokonywałem kolejne kilometry (w końcu odpocząłem z 10 minut...) i tak do końca prawie... Finisz miał chyba z pół kilometra pionowo po schodach, które mnie dosłownie znokautowały i pewnie nie tylko mnie. Na sam koniec biegu 46km z 4000 m przewyższeń dać schody na sam finisz ?? Trudno jakoś się doczłapałem do mety szczęśliwy że dałem radę i nikt mnie po drodze nie wyprzedzał a to jednak na psychikę dobrze robi :D Warto było sie pomęczyc bo meta byłą przepięęęękna na urwisku skalnym na Szczelińcu - dla tych co mają lęk wysokości nie polecam :P
23 miejsce - jest radość bo pomimo że to hobby i amatorka to jednak podchodzę do zawodów (być może nazbyt) ambicjonalnie. Chciałbym móc dojść do swej granicy i dac z siebie jak najwięcej za nim dożyję wieku w którym będę schodził z czasami w dół :D
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Ja0306 (2013-11-06,21:09): No tutaj ten wpis znalazłem, ten Maraton to Najtrudniejszy w Polsce ze Wszystkich. W Kalendarzu jest już kolejne edycja 05.07.2014 i też 46km a nie 42,7km. Warto wybrać się jeszcze raz? Ejsid (2013-11-07,12:06): Jak najbardziej ;-) To prawdziwy "trening" siły biegowej i sprawdzian aktualnej formy. Myślę że meta musiała zrobić na Tobie wrażenie Tomku ;-) Ja0306 (2013-11-07,15:35): Tak, ale no najcięższe co było to odcinek podbiegu na Szczeliniec Mały i dalej było a to dobrze a fatalnie zależnie od bezpieczeństwa podłoża do dobiegnięcia do szosy na ostatnim kilometrze, dostałem speeda i do samej mety gnałem przez schody też cały czas już, no jednak większość to zasilanie się co 4-5km i ostrożność by wyjść zdrowym na Maratonie i po nim. Obiecałem se że Pokonam Całą Trasę Tego MARATONU po porażce w upale w 2010 na 15km i 20km kończąc wtedy, ECH! No nad edycja 2014 się zastanowię, ale Bezpieczeństwo i doładowanie tutaj najważniejsze.
|