2009-03-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Żywcem życiówka :) (czytano: 2400 razy)
prawie czyni wielką różnicę. prawie byłam zdrowa. prawie odpuściłam start, bo czułam się słabo. prawie zrealizowałam przedstartowy trening. prawie... czyni wielką różnicę :|
ale, mowię sobie... raz kozie śmierć :P a co tam... niech będzie. nie pasowało mi startowanie za tydzień. misternie ułożony plan wziąłby w łeb. skoro już ten tydzień poległ... niech będzie ostatnim takim jednocześnie. leżąc w malignie nie spodziewałam się dobrego wyniku. do tego trasa trudna, to 1h45 miało być szczytem marzeń.
przyjełam jednak jedno zasadnicze założenie: biegnę jak mi noga poda :)
światełko w tunelu: pogoda dopisała :) 13 stopni, pochmurnie, ale bez deszczu
początek biegu przypomniał mi o jeszcze niedoleczonym przeziębieniu.... nogi poruszały się ciężko, ale w tempie. pierwszy km 4min37. dobrze. tylko jak długo tak pociągnę?
ukszałtowanie terenu dyktuje tempo. zróżnicowane. raz wolniej, siłowo i pod górę, to znów szybciej w dół. pociągnęłam do 8km. coś zaczęło się łamać. zmieniać. łyk wody na 10km i ... coś pękło ostatecznie! krok wydłużył się, lekkość mnie ogarnęła. piękny zbieg, nabieram tempa. po górę, znów w dół... wyprzedzam. podziwiam widoki, delektuję się wczesnowiosenną atmosferą gór. rozhulałam się :) i choć coraz więcej kilometrów w nogach biegnę jakby lżej (to jakby, to jak prawie ;) tj czyni różnicę, ale wrażenie pozostaje :)). kolejne podbiegi wchodzą w nogi, wydają się coraz stromsze i dłuższe. ale za to ze zbiegu na zbieg coraz to przyspieszam :) nadrabiam zaległości :) obieram kolejne "cele" do przegonienia. i gonię :)
ostatni zbieg, do mety. mija mnie zawodnik, z którym zamieniłam kilka słów na samym początku. "DAAAAJEEEEESZ!" daję. a co. przede mną koleżanka biegaczka. zbliżam się. mijam. widzę metę, serce roście bo zegar nieubłaganie ukazuje wynik. dostrzegam jeszcze jedną zawodniczę. parenaście, może 20 metrów przede mną. dogonię? mało czasu i miejsca. a co, spróbuję. finisz okaże się jednak dramatyczny... przyspieszam, odległość maleje, jej kolega odwraca się, przyspieszają. ja w pogoń ... i kolka uderzyła z siłą jakbym z piąchy dostała! ból zatrzymał mnie w miejscu, dziewczyna oddala się... eh... ale wyprzedzić to już nie dam się. biorę ostatni wdech i .... i.... i.... przyspieszam.... mijam metę ostatecznie 4 sekundy za wspomnianą dziewczyną. no prawie udało się ;)
inna za to, ważniejsza rzecz udała się w 100% :) padła życiówka :D 1h42:01 netto (1h42:16 brutto). hihi i to w Żywcu :)
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora adamus (2009-03-30,09:31): fajnie się z Tobą ścigało na ostatnich metrach Izo:))
tylko 4 sekundy różnicy.......... Marysieńka (2009-03-30,10:38): Jak to się stało, że nie spotkałyśmy się???
Gratuluję życióweczki:)))) Katarina (2009-03-30,11:15): no właśnie.... no jak? widziałam Cię przez chwilę tylko tuż przed startem, a potem to tak jakoś szybko potoczyło się... tylu znajomych :D DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA TĘ WSPANIAŁĄ ATMOSFERĘ BIEGU! :) Grażyna W. (2009-03-30,12:15): Brawo Izo, masz powód do radości, życiówka na takiej trasie, no, no, no :) Marfackib (2009-03-30,12:55): Gratki Iza :-))) Rafal 66 (2009-03-30,15:09): ;) gratuluję!Oj,będzie się działo za 4 tygodnie... . Ojla (2009-03-31,09:12): Oooooo!!!!!!!!! Iza!!!! :)))))))))))) Wspaniale!!!!!!! :))))
Ogromne gratulacje!!!!!! I to w Żywcu!!!!!!! :))))) kolor70 (2009-03-31,17:26): Gratulacje Katarina !!!. Pięć sekund szybciej i byłoby podium - trochę szkoda :-( Katarina (2009-04-01,08:30): no ale za to jak motywacja urosła ;) "tylko" parę sekund ;) jacdzi (2009-04-03,22:39): Iza,gratulacje! Zyciowka i to jaka! Ale skoro TAKA dziewczyna to i TAKA zyciowka. jacdzi (2009-04-15,22:45): Zywcem, a wiec Iza przezyla. A potem pewnie tez zywcem, popijala z butelki zywca w Zywcu oczywiscie. A zyciowki gratuluje, zwlaszcza w Zywcu.
|