2016-06-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Wciąż się rozwijam :) (czytano: 2200 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://biegackazdymoze.pl.tl/2016.htm
Połowa biegowego sezonu 2016 za mną. To był bardzo intensywny okres dla mnie. Nie miałem czasu aby coś napisać, a kiedy czas już był to nie miałem weny lub nastroju. Cóż... , życie takie bywa
Zacznę więc od początku tego roku. Po analizie ubiegłego sezonu postanowiłem zwiększyć kilometraż w treningach. Styczeń jak dotąd był najbardziej intensywny bo przebiegłem ponad 440km. Do końca czerwca w sumie w tym roku przebiegłem prawie 2300km, czyli znacznie więcej niż w tym samym okresie w poprzednich latach. Jak wpłynęło to na moje wyniki na zawodach?
Po spokojnym grudniu czułem się świeży i wypoczęty. Zwykle już pierwszego stycznia startowałem w Maratonie Cyborga w Chorzowskim Parku Śląskim, jednak w tym roku zamiast niego postanowiłem wziąć udział w Maratonie Dubnićki w Ostrawie w Czechach. Mimo, że trasa nie jest łatwa (8 pętli, po obu stronach nawrót) pokonałem ją w 2g59m24s zajmując niespodziewanie 2 miejsce open. Przyznam, że dużą rolę odegrało tutaj równe tempo. Uzyskany rezultat bardzo mnie podbudował, ponieważ dawno nie pokonałem maratonu w czasie poniżej 3 godzin.
Miesiąc póżniej w tym samym miejscu był organizowany już po raz dwunasty Memoriał Franciszka Ohery. Kiedy tego dnia wychodziłem z domu miałem fatalny nastrój, czułem się nie wyspany, zaś nogi były ociężałe. Zastanawiałem się po co tam jadę, przecież niczego nie nabiegam. W drodze myślałem sobie: "Trudno. Nie zawsze muszę się ścigać. Pobiegnę go treningowo". Na miejscu pogoda dla mnie średnio zachęcająca. Mrozu nie ma, ale 5 stopni to dla mnie trochę zimno. Tym bardziej mam nastawienie by zrobić tylko trening. Jest ze mną kilku przyjaciół: mój trener August Jakubik wraz z żoną Krysią, Krzysiek Mejer ze swoim synem Jarkiem, Krzysiek Majek z żoną Marysią i córką Agnieszką, Sławek Kałuża, Tomek Matejek oraz Aneta Rajda. Wszyscy mnie zachęcają do walki. "Po ostatnim wyczynie wypadałoby teraz wygrać albo przynajmniej obronić to drugie miejsce" - mówili. Ale ja wciąż nie czułem zapału. W końcu po rozgrzewce August zaproponował mi byśmy pobiegli razem w tempie 4:30/km, żeby przyzwoicie wypaść. Mięśnie trochę się rozluźniły więc pomyślałem, że przecież takie tempo to mój dolny próg II zakresu, a skoro planuję trening to niech będzie solidny. Wreszcie wystartowaliśmy. Biegnę równo z trenerem. Początek trochę szybciej niż założone tempo by trochę odbiec i nie przepychać się. Pierwszy kilometr pokonany w 3:50. Mówię, że za szybko biegniemy. Trener zwalnia, ale drugi kilometr pokonany w 4:10. Wiem, że to dużo szybciej niż nasze wspólne założenie, ale nie komentuję tego. Myślę sobie, że w sumie biegnie mi się dosyć dobrze, a skoro trener daje radę to ja tym bardziej powinienem. Kolejny kilometr August troszeczkę zwalnia, ale ja czuję, że się rozkręcam. Poza temperaturą warunki idealne - brak śniegu, brak lodu, brak wiatru (o tej porze roku to prawdziwa rzadkość). Jest półmetek - godzina 25 minut, a ja nie czuję zmęczenia. Gdzieś podczas rozmyślań dotarło do mnie, że to mój 25 maraton. Pomyślałem, że jeśli wytrzymam to tempo do końca byłby fajny mały jubileusz. Nadal jednak pilnowałem się by tempo było równe. Wszyscy na punkcie mi pomagali - podawali to co potrzebowałem w danej chwili, kibicowali. Osoby na trasie także mnie dopingowały. I wreszcie meta z nową życiówką 2g52m26s Drugie miejsce obronione. Naprawdę wychodząc rano z domu nigdy bym nie uwierzył, że ten dzień skończy się dla mnie tak szczęśliwie.
Taki był mój początek roku. Jednak przed sobą miałem poważniejszy start czyli Bieg 12h w Rudzie Śląskiej. Założenia na ten bieg były następujące: 132km - to minimum, 135km - plan optimum, 141km - plan maksimum. Wszystkie zaplanowane treningi zostały wykonane w 100%. Wiedziałem, że muszę dobrze rozłożyć siły. Miałem serwisantów Andrzeja Głuszka i Monikę Jarecką. Monika serwisowała po raz pierwszy, ale świetnie się spisała Początek biegu miałem spokojny, ale po kilku kilometrach zacząłem przyspieszać. Choć początkowo było dobrze, po kilku godzinach wiedziałem, że popełniłem błąd bo mięśnie były coraz bardziej zbite. Wiedziałem, że jeśli nie rozluźnię mięśni konieczny będzie masaż. Na szczęście po kilkudziesięciu minutach nogi znowu zaczęły funkcjonować. Plan maksimum odpada. Ale nie poddawałem się i ciągle walczyłem, aż do około 11 godziny. Tutaj zaczęły się schody. Dawno tak nie miałem, żeby dopadła mnie ściana. Nawet plan minimum wydawał mi się bardzo nierealny. Na szczęście w porę zareagowała Monika, która wciskała mi różne rzeczy żebym zjadł i po 20 minutach odzyskałem świeżość. Jeszcze raz Monia bardzo Ci dziękuję Wtedy około 30 minut przed końcem zawodów mijając matę komentator informuje mnie, że pokonałem 130 kilometr. Ta informacja mnie otrzeźwiła jeszcze bardziej. Patrzę ponownie na zegarek - do końca 28 minut. Wtedy dotarło do mnie, że 135km mam w zasięgu ręki i choć przed chwilą ledwo człapałem dostałem nowego poweru. Dałem z siebie ile tylko mogłem. Wybiło 12 godzin i jest nowy rekord - 135km294m. 6 miejsce open, 3 miejsce w Mistrzostwach Śląska. Prawdziwą niespodziankę zrobiła Aleksandra Niwińska, która ustanowiła nowy Rekord Polski kobiet w biegu 12h wyprzedzając nie tylko wszystkie kobiety, ale również wszystkich mężczyzn!!! Wielkie gratulacje Olu!
Przez te kilka miesięcy znowu czegoś się nauczyłem. Nie odkryłem nic nowego, zauważyłem tylko to co w zasadzie powinno być dla mnie oczywiste. Po pierwsze w każdym biegu, a zwłaszcza długodystansowym ważne jest równe tempo dostosowane do naszych możliwości. Po drugie podczas biegów ultra choć tempo biegu jest znacznie wolniejsze niż na innych dystansach spożywajmy też specjalne odżywki tzw. bomby kaloryczne. To co zapewniają nam organizatorzy w punkcie odżywczym - czyli kanapki, banany, rodzynki, herbata, izotoniki i inne produkty nie wystarczą jeśli chcemy wykręcić zadowalający wynik. Bieg 12h bardzo dobrze mi to zweryfikował i miałem wielkie szczęście, że serwisowała mnie Monika Jarecka, która mimo wielkiego już zmęczenia wiedziała jak zareagować.
Kiedy 4 lata temu debiutowałem w biegu ultra właśnie tutaj w Rudzie Śląskiej wówczas Ola Niwińska także brała w nim udział. Zarówno wtedy jak i podczas ostatniego biegu 12h zauważyłem jedną wydawałoby się banalną rzecz. Ponieważ na tego typu biegach tempo zwykle nie jest duże większości wydaje się, że nie ma nic złego w rozmawianiu gdy akurat inny zawodnik jest obok nas. Zazwyczaj prawie wszyscy przez pierwsze kilka godzin nie unikają rozmów. Potem tematy wyczerpują się i niewiele osób jeszcze konwersuje. Jednak Ola zachowuje się zupełnie inaczej. Choć jest to sympatyczna, miła i taktowna osoba od początku biegu unika rozmów. Jeśli ktoś do niej zagadnie oczywiście odpowie, krótko, konkretnie i robi to tak umiejętnie, że nie daje wciągnąć się w dyskusję. Zawsze byłem pod wrażeniem jej samodyscypliny i konsekwencji. Być może właśnie ten drobny szczegół jest jej kluczem do sukcesu. W każdym razie wykorzystałem to (choć nie było to jeszcze świadome) w moim kolejnym biegu ultra. Z jakim skutkiem? Zapraszam na kolejny wpis wkrótce :D
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |