Budzisz się wcześnie, jesteś wyspany i czujesz się rześko mimo, że dookoła panuje jeszcze poranny półmrok, rozjaśniany jedynie delikatnymi przebłyskami, wychylającego się z zza gór słońca. Spoglądasz za okno i widzisz imponującą i nie do ogarnięcia jednym spojrzeniem ścianę lasu. To zbocze jakiejś góry, która co rano budzi się i szumem porastających ją choinek przypomina o swoim istnieniu. Sam środek zbocza wydaje się jakby idealnie, symetrycznie przecięty na pół, tworząc szczelinę, którą dość warto spływa w dół potok.
Wokoło wszystkie góry oddychają, uwalniając coraz to nowe porcje zgromadzonej przez noc pary wodnej. Patrzysz na to i czujesz się trochę oderwany od rzeczywistości, widzisz obrazek jakby z pogranicza baśni i snów. Dopiero spojrzenie na szeroką dolinę i zauważenie pojedynczych, stylowych górskich domków przypomina Ci gdzie się znajdujesz. Już wiesz gdzie jesteś i po co tu przyjechałeś. Nie zastanawiając się zbyt długo, ubierasz biegowe ciuchy i ruszasz w głąb tego magicznego świata.
Normalnie o tej porze czujesz się skapciały i nie do życia, ale tutaj wypełnia Cię jakaś, niewiadomego pochodzenia energia, która pozwala Ci się piąć coraz wyżej. Kończy się dolina a wraz z nią wszelkie domy i hotele. Korzystasz z ostatnich metrów asfaltowej dróżki by nagle znaleźć się w zupełnie innym świecie, tym który jeszcze kilkanaście minut temu widziałeś tylko z okna. Teraz masz poczucie, że stałeś się jego częścią. Biegniesz coraz wyżej, mijając gęsty sosnowy las. Normalnie po 3km, tak stromego podbiegu czułbyś się ledwo żywy, ale tutaj dopiero się rozkręcasz. Może to powietrze albo atmosfera tego magicznego miejsca rekompensuje Ci utajone zmęczenie. Wreszcie kończy się las i docierasz do przełęczy. Przystajesz na moment, by rzucić spojrzenie na dolinę.
Nie spodziewałeś się, że jesteś już tak wysoko, próbujesz wszystko ogarnąć wzrokiem, ale nie udaje Ci się. Widzisz te małe domki porozrzucane po całej dolinie, potok, który na dole wydawał się taki okazały, stąd wygląda jakby go wcale nie było. Nie tracąc czasu, robisz głęboki wdech i biegniesz dalej, ponieważ właśnie po to tutaj przyjechałeś, masz swój treningowy cel a piękno tego miejsca pomaga Ci go zrealizować.
Taki właśnie jest Szpindlerowy Młyn, czeskie miasteczko u podnóży Przełęczy Karkonoskiej (1198m.n.p.m.). Ma jakby dwa oblicza, jedno to gwarne, tętniące życiem centrum, znajdujące się na dole, ulokowane wzdłuż rzeki Łaby. Znajduje się tam sporo sklepów, restauracji, hoteli i pensjonatów. Drugie oblicze to, to o którym napisałem na początku; dzikie, fascynujące i magiczne. Paradoksalnie te dwa kontrastujące ze sobą światy tworzą wyjątkową harmonię, znakomicie koegzystują, nie kłócąc się ze sobą. Można by wiele pisać o tutejszej infrastrukturze noclegowej, o szlakach turystycznych, wyciągach, których jest tam sporo, ja jednak chciałbym to miejsce przybliżyć zwłaszcza w kontekście postrzegania go przez nas – biegaczy. Jeśli chodzi o zakwaterowanie to bez wątpienia najlepszą do tego częścią miasteczka jest leżący po wschodniej stronie i wcinający się głęboko w Karkonoski Park Narodowy, Svaty Petr.
Znajduje się tam sporo pięknych, stylowych pensjonatów i hoteli a każdy ma naprawdę niepowtarzalny klimat oraz niesamowite widoki z okien. Nie chcę tutaj podawać konkretnych nazw, ponieważ wybór jest kwestią indywidualnych preferencji i zależy od tego czy wolimy być bliżej centrum, w dolinie przy potoku czy też w najwyższych partiach w okolicach Hotelu Horal, gdzie już tylko metry dzielą domy od dzikiej karkonoskiej głuszy. Myślę, że każdy biegacz po małym rekonesansie tej części Szpindlerowego Młyna i tak w końcu wybierze ośrodek położony jak najwyżej. Ceny są mniej więcej zbliżone i poza sezonem kształtują się w granicach 60-70zł za osobę ze śniadaniem.
Jeśli chodzi o możliwości treningowe to miasteczko oferuje wiele kilometrów, asfaltowych dróżek, którymi można nawet obiec je dookoła. Należy tylko zwrócić uwagę na fakt, iż położone jest ono na wysokości od 715 do 1310 m. n.p.m. co oznacza, iż suma przewyższeń jest tam naprawdę imponująca a niektóre podbiegi są tak ciężkie, iż pokonane z nieodpowiednim rozkładem sił, mogą nas wyłączyć z treningów na kolejne dni, zmuszając do spędzenia czasu w jednej z lokalnych knajpek przy kufelku Pilznera lub Radegasta. Oprócz mnóstwa asfaltowych ścieżek w miasteczku, bardziej doświadczeni biegacze mogą zapuścić się w głąb Karkonoszy, wykorzystując sieć dobrze oznakowanych szlaków turystycznych. Można nimi dotrzeć nawet w najwyższe partie gór, pamiętając oczywiście o pozostawieniu sił na powrót, który paradoksalnie może okazać się dwa razy cięższy.
Możliwości jest mnóstwo i każdy na pewno znajdzie swoją ulubioną trasę, która przypadnie mu do gustu. Kwestii odpowiedniego ubioru, obuwia czy też ewentualnego batona energetycznego chyba nie muszę poruszać, dodam tylko że klimat jest tam dość ostry, co jest naturalne z uwagi na wszech otaczające masywy górskie.
Szpindlerowy Młyn bywa czasem nazywany polskim Zakopanem, jednak w odróżnieniu od niego jest tam znacznie spokojniej, ceny są niższe a atmosfera bardziej sportowa. Jest ono nastawione głównie na narciarzy stąd okres od wiosny do jesieni jest znaczniej mniej obciążony jeśli chodzi o ruch turystyczny. Moim zdaniem poza sezonem jest to miejsce wręcz idealne na zorganizowanie sobie ciekawego obozu treningowego, gdzie oprócz wyrobienia świetnej formy można utrwalić w umyśle krajobrazy, których nigdy się nie zapomni i do których zawsze się chętnie powraca. Być może zdjęcia z tego artykułu nie oddadzą pełnego uroku i enigmatyczności tego miejsca, ale już na pierwszy rzut oka widać, że to znakomite tereny, nie tylko dla narciarzy, ale też dla biegaczy a ta nagła granica, ten styk dwóch światów, powoduje że biegnąc ma się wrażenie wkraczania jakby na drugą stronę lustra, w jakiś inny, nieznany wymiar rzeczywistości.
To jedno z nielicznych miejsc, gdzie cywilizacja nie narzuca się przyrodzie w sposób nachalny, tylko z nią współgra tworząc miasteczko o prawdziwym, górskim charakterze. Jeśli więc poszukujecie takiego miejsca, gdzie jest odrobina nieuciążliwej cywilizacji, stylowe i tanie hotele, świetne piwo, sieć ciekawych biegowych ścieżek a jednocześnie baśniowa atmosfera porannych treningów to zapewniam, że Szpindlerowy Młyn a zwłaszcza Svaty Petr to właśnie miejsce, którego szukaliście.
|