2023-10-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Relacja z Zagreb Marathon, czyli urlop w Chorwacji z maratonem w tle... (czytano: 177 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/profile.php?id=100032307533328
Pomysł na start w maratonie w Zagrzebiu powstał dość przypadkowo, bo przy okazji decyzji o spędzeniu dłuższego urlopu w Chorwacji. Okazało się, że w trakcie tego urlopu, w Zagrzebiu będzie odbywał się maraton. Szybka kalkulacja dojazdowa do Zagrzebia i decyzja o tym, że pobiegnę tam maraton. W stolicy Chorwacji nigdy nie byliśmy, więc to była dobra okazja żeby to zmienić 😉
Do Chorwacji polecieliśmy z lotniska Warszawa Okęcie liniami Wizzair do Splitu. Koszt to ok. 210 zł. w obie strony za osobę. Właściwie to lotnisko znajduje się ok. 20 km od Splitu. Z lotniska do miasta dojechać można autobusem komunikacji miejskiej nr 37 (przystanek obok lotniska). Koszt to 2,50 euro (bilety kupuje się za pomocą karty płatniczej u kierowcy). Można wybrać też opcję dojazdem taksówką lub autobusem lotniskowym, ale obie opcje są droższe.
Po dojeździe do Splitu udaliśmy się do zarezerwowanego przez Booking.com mieszkania, które znajdowało się w bocznej uliczce na obrzeżach Starówki. Dzięki temu mieszkaliśmy w centrum miasta, a mimo to mieliśmy ciszę i spokój. Kolejne kilka dni to plażowanie, zwiedzanie miasta (głównie Starówki) oraz spacery po Parku suma Marjan, gdzie ze względu na jego położenie jest tam wiele atrakcyjnych punktów widokowych. Znajduje się tam również m. in. ogród botaniczny, trasy wspinaczkowe po skałach oraz kilka małych kapliczek; te najbardziej atrakcyjne są wykute w skale.
Po kilku dniach spędzonych w Splicie przenieśliśmy się do niewielkiej, turystycznej, nadmorskiej miejscowości położonej ok. 50 km na północ, czyli do Rogoźnicy. Tam również mieszkaliśmy w mieszkaniu zarezerwowanym przez ten sam portal internetowy co wcześniej.
Wprawdzie nasza rezerwacja dokonana dzień przed przyjazdem została anulowana przez gospodarzy, ale bez problemu zarezerwowaliśmy coś innego, a do tego za anulowanie rezerwacji dostaliśmy rekompensatę w wysokości 105 euro. Oczywiście do wykorzystania w ramach dokonania innej rezerwacji na Booking.com.
Spędziliśmy tam kilka kolejnych, spokojnych dni wypełnionych kąpielami w morzu i spacerami. Jednak start w maratonie zbliżał się nieubłaganie, więc należało przemieścić się do Zagrzebia. Z Rogoźnicy do Zagrzebia udaliśmy się FlixBus. Jechaliśmy tam kilka godzin w otoczeniu pięknych widoków z każdej strony. Po dotarciu na miejsce czuć było, że temperatura tam jest niższa o kilka stopni niż na wybrzeżu. Było to dobrym prognostykiem przed maratonem, który odbywał się następnego dnia. Rezerwacja mieszkania dokonana przez inny niż do tej pory portal internetowy, czyli Airbnb
Z naszej kwatery odległość do dworca autobusowego wynosiła ok. 1,5 km, a do startu i mety maratonu oraz miejsca odbioru pakietu startowego ok. 1 km. Po pozostawieniu naszego bagażu w mieszkaniu poszliśmy odebrać pakiet startowy, w którym był numer startowy, ciastka, napój, biegowa bluza na długi rękaw, bawełniany worek na depozyt oraz kupony na piwo i posiłek po maratonie. Niestety nigdzie nie było dostępnej papierowej mapy trasy zawodów, a ta, która znajdowała się na stronie internetowej zawodów była bardzo nieczytelna. Gdyby ktoś decydował się kiedyś na start w maratonie (lub półmaratonie) w Zagrzebiu to w relacji fotograficznej dodam zrzut trasy z aplikacji. Ponadto mogę indywidualnie udostępnić dokładną trasę w jednej z aplikacji biegowych. Dalszą część dnia po odebraniu pakietu startowego poświęciliśmy na zwiedzanie Zagrzebia.
Następnego dnia ok. 8:20 udaliśmy się na start maratonu, który miał miejsce o godz. 9:00 na znanym i popularnym Placu bana Josipa Jelacicia w centrum miasta. Pierwsze, co było mocno odczuwalne po wyjściu z mieszkania to temperatura, która była wyższa niż poprzedniego dnia i w ogóle nie zgadzała się z prognozami…. Rano planowane było ok. 12-15 stopni, tymczasem ok. 8:30 temperatura wynosiła już ok. 20 stopni… Ładnie się zaczyna; pomyślałem i rozpocząłem krótką rozgrzewkę. Ania tymczasem zaczęła bawić się jak zwykle w takich sytuacjach w fotografa, wyłapując podczas rozgrzewki coraz to dziwniejsze moje pozy i miny oraz co chwilę wydając przy tym polecenie: „wciągnij brzuch…” 😜
W tym czasie wystartował bieg na 10 km. Było to 15 minut przed startem maratonu, sztafety maratońskiej i półmaratonu, które startowały jednocześnie. Po krótkiej rozgrzewce wszedłem do strefy startowej i po chwili ruszyłem z falą biegaczy, których w sumie było podobno ok. 2050. Mimo tej liczby, zaraz po starcie nie było bardzo tłoczno. Można było w miarę spokojnie biec. Na początku trasy długa, kilkukilometrowa prosta prowadząca ulicami Jurisiceva, Vlaska, Maksimirska w okolice Parku Maksimira. Pierwsze 3 kilometry biegu gps w moim zegarku wariuje pokazując przy tym jakieś dziwnie niskie, a po chwili zbyt szybkie tempo. Trochę mnie to denerwuje, ale zbytnio się tym nie przejmuję. Przejmuję się za to tym, że po tych kilku kilometrach czuję, że organizm przegrzewa się. Temperatura powietrza podskoczyła już pewnie powyżej 20 stopni…. W tym momencie zastanawiam się, jak bieg zamierzają wytrzymać biegacze, którzy założyli na siebie bluzy na długi rękaw, które były w pakietach startowych. A tych było sporo. Ale prawdopodobnie to Chorwaci, przyzwyczajeni do wysokich temperatur. Przy prognozowanych 12-15 stopniach pewnie biegliby w kurtkach…. 😜
Zaczynam się mocno pocić, a po plecach przechodzą ciarki (takie mam objawy przy przegrzaniu). Staram się jednak dalej trzymać swoje tempo i postanawiam pić na punktach odżywczych trochę więcej wody niż zazwyczaj. W okolicy parku Maksimira zawodnicy pokonują 2 małe pętle i powracają w okolice start/meta. Zegarek nadal pokazuje jakieś bzdury, a ja po ok. 10 kilometrach zaczynam odczuwać dziwne i nienaturalne zmęczenie. „Jak to?” - myślę - „Przecież tempo mam prawie treningowe, a i pokonany dotychczas dystans to mniej niż mój najkrótszy trening….!” Dalej trasa prowadzi ulicą Gjure Dezelica, w okolice Parku dr. Frajne Tudmana, „zawrotka” ulicą Janka Vukovica i dalej ulicą Ilica na metę półmaratonu. Dalsza część maratonu to dokładnie taka sama 2 pętla. Bieg ulicą Ilica jest dość przyjemny ze względu na dużą ilość kibiców i ciekawą architekturę. Zauważam tam stoisko z piwem dla biegaczy i postanawiam, że jak będę tam przebiegał kolejny raz, to się na nie skuszę. Półmaratończycy finiszują, a ja im zazdroszczę, bo przede mną dopiero połowa drogi, a ja najchętniej widziałbym się na tym finiszu… 😉
Zegarek w końcu przestał wariować i zaczął wskazywać już właściwie pokonywany dystans i tempo, ale biorąc pod uwagę to co wskazywał nie było dla mnie budujące. Tempo systematycznie i drastycznie spadało, a ja nie potrafiłem wydobyć z siebie energii żeby przyspieszyć. Ciągle było mi za gorąco i chciało mi się pić. Na szczęście sprawne i dość dobrze wyposażone (woda, izotonik, owoce, kostki cukru) punkty odżywcze znajdowały się co ok. 3,5 km. Na półmetku stwierdziłem, że sukcesem będzie jak przebiegnę ten maraton poniżej 4 godzin…
We mnie wciąż toczyła się jakaś dziwna walka głowy z nogami…. Kiedy nogi chciały podać lepsze tempo, to głowa nie słuchała i zazwyczaj wtedy robiło mi się momentami niedobrze (i nie miało to raczej nic wspólnego z jedzeniem ani piciem). A kiedy organizm i głowa zaczynały czuć się dobrze to nogi robiły się jak z waty….
Kiedy na 28/29 kilometrze wyprzedził mnie pacemaker na 4 godziny i nie byłem w stanie go dogonić ciśnienie ze mnie zeszło….. tzn. nie żebym poczuł się jakoś lepiej, bo zmęczenie itp. wciąż dokuczało, ale stwierdziłem, że czy zrobię ten maraton w 4:05 czy w 4:20 to nie ma większego znaczenia. Poza tym z tyłu głowy miałem świadomość, że za 2 tygodnie biegnę maraton w Ljubljanie…
W związku z tym kolejne kilometry przebiegały jeszcze wolniej, a czasami nawet przechodziłem w kilkunastosekundowy marszobieg. Byłem mocno wykończony, ale patrząc na innych biegaczy i słysząc jeżdżące po okolicy karetki na sygnale nie byłem w tym jedyny. Kiedy w pewnym momencie przeszedłem z truchtu w marsz podbiegł do mnie jakiś Chorwat i zmobilizował do dalszego biegu. Biegłem z nim tak chwilę, a on próbował mnie zagadywać. Widać było po nim, że ma już chyba dość tego biegu, a rozmową ze mną chciał zająć głowę. Ja niestety podczas biegu, zwłaszcza tak wyczerpującego, nie lubię rozmawiać. Nie potrafię wtedy właściwie oddychać. Wymieniłem z nim kilka zdań i mocno zwolniłem, żeby mógł sobie pobiec dalej…. Dowiedziałem się w tym czasie, że mieszka w Zagrzebiu, a do Warszawy jeździ często na konferencje. Spotkałem go jeszcze potem kiedy go wyprzedzałem na 41 kilometrze oraz na mecie. Pogratulowałem mu wtedy ukończenia zawodów, ale wyglądał tak, jakby to do niego nie dotarło…. Właściwie to wyglądał tak, jakby żadne zewnętrzne bodźce do niego nie docierały...
Na trasie żeby nie myśleć tylko o zmęczeniu i ile jeszcze przede mną kilometrów zająłem się przybijaniem piątek z kibicami, a niedługo przed metą skusiłem się nawet na to wcześniej wspomniane piwo. Było zimne i pyszne, a do tego zrobiłem sobie z „piwną” ekipą zdjęcie 🙂
Na tych zawodach na trasie Ania spotykała mnie chyba tylko 2-3 razy. To przez brak dostępu do dobrej mapy zawodów, a co za tym idzie brakiem możliwości odpowiedniego zaplanowania przemieszczania się po mieście. Ale na moim finiszu dopingowała bardzo głośno wykrzesując ze mnie resztkę sił i robiąc fajne foty. Za metą zadowolony, że to wreszcie koniec tej męczarni zaległem przy pobliskiej fontannie, a Ania udała się po zimne piwo i makaron do miasteczka biegowego. Następnie przenieśliśmy się na trawę obok i odpoczywaliśmy leżąc, popijając piwo i jedząc makaron.
Co do mojego kryzysu i problemów, które pojawiły się na tym biegu zdecydowanie zbyt wcześnie, to do końca nie jestem w stanie tego sobie wyjaśnić… Nic nie zapowiadało tego, że ten maraton tak może się dla mnie potoczyć. Przed zawodami czułem się tak jak zwykle, wszystko było ok. Próbuję to sobie tłumaczyć tym, że byłem na urlopie i może organizm się do tego podświadomie dostosował i wrzucił „na luz”… Może cały tydzień poprzedzający zawody był zbyt leniwy…? 😉
No, ale cóż….wyszło jak wyszło. Kolejna lekcja, że nie zawsze wszystko idzie tak, jakby się chciało, a zawody niekoniecznie ułożą się pomimo dobrego samopoczucia.
Pozytywów jakich upatruję w tym maratonie to to, że nie nabawiłem się tam żadnych kontuzji, naciągnięć itp. Jedynie przez kilka dni dokuczały tylko zakwasy, co jest normalne po maratonie. Mogę to potraktować jako dobre wybieganie przed maratonem w Ljubljanie, który będzie odbywał się 22.10.2023r. 😉
A teraz trochę liczb: w półmaratonie wystartowało 1332 zawodników, w sztafecie maratońskiej - 153 zawodników, w maratonie - 573 zawodników (68 go nie ukończyło. W biegu na 10 km wystartowało 881 zawodników.
W maratonie wystartowało 7 Polaków. Nie wiem ilu Polaków wystartowało w innych biegach, ale kilkoro spotkałem gdzieś na trasie, a potem na mecie.
Następnego dnia z Anią udaliśmy się autobusem do Trogiru, a 2 dni później już w drogę powrotną do Polski, gdzie wychodząc z samolotu przez panującą temperaturę chciało się odwrócić na pięcie i wrócić do Chorwacji 😉
Wspomniane wcześniej podróże autobusowe Chorwacji tj. Split-Rogoźnica, Rogoźnica-Zagrzeb, Zagrzeb-Trogir (wszystkie FlixBusem) wyniosły 281 zł. za osobę. Bilety kupowaliśmy na bieżąco, więc zapewne kupione odpowiednio wcześniej byłyby tańsze.
I tak zakończyła się urlopowa przygoda w Chorwacji z maratonem w tle…. 😉
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |