2014-08-13
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Każdy orze jak może. (czytano: 1609 razy)
W miniony weekend miałem sposobność biegać w dwóch imprezach. Sobota to EKO Maraton Spełnionych Marzeń w Mysłowicach. Zgłosiłem na dystans maratoński a skończyło się tylko na dwóch rundach czyli ok. 17km. Porażka totalna, ale jak się ktoś porywa z motyką na słońce, to tak się zazwyczaj kończy. Zacząłem za ostro, do tego żar lejący się z nieba i na efekty nie trzeba było długo czekać. Jedyny pozytyw tych zawodów to to, że moja żona przygotowująca się do swojego pierwszego maratonu (Wrocław 2014) zaliczyła planowane 25km i to w całkiem niezłej formie.
W niedzielę udałem się natomiast do Rybnika aby pobiec w Maratonie Energetyków. pomny doświadczeń sobotnich, marzyłem tylko aby zaliczyć połówkę. Bieg ten odbywa się na pętlach liczących 3km, a jego formuła pozwala zaliczyć tyle okrążeń ile się chce i z takim dystansem jaki się przebiegnie jest się uwzględnianym w wynikach. Udało mi się zaliczyć w niezłym jak na mnie (dla DamkaSz był by to z pewnością obciach) tempie 8 rund czyli ok. 24km. Dodając do tego dystans z soboty wyszedł niemal maraton. Maraton na raty oczywiście. Okazało się, że nie tylko ja zaliczyłem taki "maraton".
Skończywszy swój bieg zamieniłem się w rolę kibica i obserwatora. Kibica, bo swój pierwszy maraton próbowała zaliczyć moja siostra. I zrobiła to z powodzeniem!!! Maraton rozgrywany na rundach ma wile wad, ale postronnemu obserwatorowi daje niepowtarzalna okazje zobaczyć jak ludzie walczą z samym sobą i ubywającymi siłami. Widziałem więc ludzi, którzy z grymasem bólu, zaczerwienionymi oczami i wzrokiem tak mętnym jakby byli po kilku "głębszych" uparcie parli do przodu. Widziałem też jak działa magia zbliżającej się mety. Ludzie, którzy na przedostatnim kółku niemal "umierali", na ostatnim cudownie ozdrawiali i na kilkaset metrów przed celem nie było u nich widać efektów przebiegniętego dystansu. warto to było zobaczyć. Byli też tacy, którzy przypłacili to wizytą w stojącej nieopodal mety karetce. Na szczęście nie było to nic poważnego.
Dwa dni po biegu ukazały się jego wyniki i od razu mój wzrok przykuło jedno nazwisko. Jak to możliwe, że ktoś kto kończy bieg ok. godz. 11.15-11.20 (bieg zaczynał się o 9:00) a przy jego nazwisku widnieje dystans pełnego maratonu i czas 4:41:52. Powiecie, należało złożyć protest. Sęk w tym, że ta osoba to najbardziej prominentny z organizatorów tego biegu, więc rozwiązanie z protestem mijało się celem. Wszak byłby on sędzią we własnej sprawie. próbowałem więc wyjaśnić sprawę u źródła czyli wysłałem maila do tego pana. Nie powiem, odpowiedź otrzymałem tylko, że nie było w niej ani słowa wyjaśnienia zaistniałej sytuacji, tylko pouczenie jakobym wszędzie szukał przekrętów. Szukałem więc dalej i w końcu od osób trzecich dowiedziałem się, że ów jegomość wystartował sobie już o godzinie 5 rano (gwoli sprawiedliwości wcześniej wystartowały jeszcze dwie osoby) przebiegł połowę dystansu, zrobił sobie ok. 40min. przerwę (musiał wszak pełnić na starcie obowiązki gospodarza biegu) a następnie razem z nami wystartował do biegu o godz. 9:00 pokonując drugą połowę maratońskiego dystansu. Ot i cała (podobno) prawda o tym przypadku. Pozwoliłem sobie jeszcze raz przeczytać regulamin, bo może czegoś nie doczytałem. I co się okazało?
1. Nie ma w nim nic, co by wskazywało, że maraton można pokonać na raty.
2. Start biegu wyznaczono na godzinę 9:00, nie informując, że istnieje możliwość wcześniejszego rozpoczęcia biegu.
Jest w nim natomiast akapit mówiący że "bieg ma charakter koleżeński". Na czym to niby ta koleżeńskość miała wyglądać? Nie mówiąc już o równości szans. Bo chyba nie na tym, że tylko wybrani mogli biec w o wiele znośniejszych jak na lato warunkach. Nie prościej było start biegu wyznaczyć na godzinę np. 6:00 lub 7:00 i wtedy wszyscy mieli by równe szanse?.
Pikanterii całej tej sprawie dodaje fakt, iż ów pan widnieje na liście Polskiego Klubu 100 Maratonów z zaliczonymi 144 biegami (stan na 15 lipca). Ponieważ nie posiadam wiedzy jakie reguły obowiązują przy zaliczaniu biegów, mam w związku z tym do wszystkich, którzy to czytają prośbę o odpowiedź na dwa pytania:
1. Czy zaliczylibyście taki bieg jako kolejny do Klubu 100?
2. Czy sytuacja, którą opisałem nie podkopuje idei tego Klubu?
I na koniec. W dalszym ciągu mam zamiar brać udział w imprezach biegowych organizowanych przez ......... Chyba, że mi tego zabronią i nie przyjmą zgłoszenia do biegu.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Marci87 (2014-08-13,22:53): Prezes SBD Energetyk Rybnik wyznacza nowe standardy! Gratuluję nowatorskiej myśli biegowej! Niech organizatorzy biorą przykład i odliczają od końcowego wyniki wszystkie przerwy w biegu! Punkty odżywcze nabiorą zupełnie nowego wymiaru ^.- bobparis (2014-08-13,23:00): moim zdaniem,oczywiście takiego biegu nie można zaliczyć jako bieg do klubu 100 DamianSz (2014-08-13,23:18): Wiele razy walczyłem z różnymi taki "dziwolągami" albo np. podkreślałem, że nie ma dla mnie życiówki na nie atestowanej trasie i często słyszałem, że każdy biega dla siebie i sam sobie ustala co jest dla niego rekordem albo które biegi zalicza sobie jako maratony. O tóż moim zdaniem tak nie jest !!! Biegac sam dla siebie to może każdy w parku, a skoro bierze udział w zawodach to niech przestrzega regulaminu i wszystkiego tego co tyczy się zawodowych biegaczy bo tego wymaga szacunek dla innych uczestników. Dobrze Andrzej, że napisałeś o tym, bo choć być może to walka z wiatrakami, to mniej świadomość, że na pewno nie jesteś samotnym błędnym rycerzem ;-) trojmar (2014-08-14,08:41): Dostałeś od orga odpowiedź taką, jakby ją sformułował sam Ławrow :-). Ot takie tam - podwójne standardy i to już nie pierwszy raz w jego wykonaniu.
ursmen (2014-08-14,09:24): Właśnie Damianie o tę uczciwość najbardziej się rozchodzi, sama brałam udział w tym biegu i czuję się trochę oszukana, chociaż bardzo szczęśliwa bo zostałam maratończykiem :)
|