2014-07-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| V FRYDMAN TRIATHLON (czytano: 3105 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://plus.google.com/photos/118020975988414758850/albums/6031486213288539937?authkey=CM2cnMvPmcL
Przygotowania do startu przebiegły pozytywnie to znaczy zrzedłem z wagi o jakieś 7 kg, całą zimę męczyłem spinning i nieco treningu ze zmienną prędkością. Czyli standard :-) Pogodę zapowiadali fajną ciepło jakieś 25 stopni i słońce z obłoczkami zanikającymi. Wiedziałem, że na starcie spotkam tam Romka i Darka z Rzeszowa i będzie można z kim pogawędzić o tym i tamtym. W sobotę po pracy zapakowałem dziewczyny do auta i w drogę. Najpierw do dziadków do Tarnowa, gdzie odstawiłem moje córki i po wypiciu kawki ruszyliśmy z żonką prosto do Frydmana. Na odprawę o 18 niestety nie zdążyłem, ale skoro już byłem tam dwa razy to myślałem, że nic nie straciłem. Okazało się jednak, że tak… zmienili trasę biegu! Na szczęście Romek mi wszystko wytłumaczył, a po za tym nie liczyłem, że będę pierwszy, więc zawsze będę miał kogoś przed sobą :-) Około 19:00 odebrałem pakiet i szybko na kwaterę. Po rozpakowaniu zdecydowaliśmy z żonką na mały spacer samochodem do Niedzicy na zamek. A pogoda była naprawdę piękna…
Około 6 rano słońce już mocno dawało po oczach, co prawda leżałem ale już do 7 nie mogłem zasnąć, ot mały przypływ adrenaliny :P Śniadanko, poranna kawka i oczywiście… kibelek, by na trasie nie było sensacji :D Na przystań dotarliśmy około 10:00 Ciepło… słońce daje, a przed nami ponad 50 km harówki. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, ostemplowanie numerami, pobranie chipów, przepakowanie w strefie T1 i 2 Wskoczyłem w piankę jakieś 30 minut przed startem i… szybko do wody by się nie ugotować. Woda naprawdę ciepła, nawet myślałem by ruszyć bez pianki, ale jednak przeważyła wygoda.
START był nieco po 11:30 Zakotłowało… parę łokci, draśnięć, kopnięć i… wydawało by się koniec ale nie. Patrzę… a chłopaki idą sobie obok po mieliźnie, no pięknie woda po kolana. Robię parę kroków i znowu sus do wody. Woda nadal wrze. Na pierwszej boi wpływamy sobie na głowy. Kiedy to się skończy ? Druga boja podobnie. Dopiero na trzeciej, jak z wody wychodzą sprinterzy, troszkę się rozluźnia. Wyrównuję tempo i mocno ciągnę rękami, nogi staram się oszczędzać. Z wody wychodzę gdzieś w połowie stawki, czas pokazuje 24:57 NIEŹLE ! Siła i moc jest, biegnę do strefy T1. Szybka zmiana, patrzę a Romek jest tuż za mną. Zbieram szybko „zabawki” i ogień na trasę, byle zaliczyć szybko podjazd…
Ruszam, przede mną 40 km kręcenia… podjeżdżam pod wzniesienia ustawiam przerzutki na największe i… kręcę. Po chwili czuję jednak moc, zaczynam zwiększać szybkość, staję na pedały i dalej, jeden rower… drugi… a ja coraz szybciej, zmieniam przerzutki na szybsze i… przyspieszam. Panorama po lewej już jest, zaraz koniec wspinaczki, zaczynam zwiększać kadencję, cel… kolejny rower ! Teraz kilka zygzaków, serpentyny, trzeba uważać bo można zakończyć przed czasem, a tego byśmy nie chcieli :D Zjazd… do Niedzicy, tam dużo pieszych i niedzielnych kierowców, a przecież mamy eeee… Niedzielę ?!
Jadę dalej rozpędzam się, cisnę ile fabryka, patrzę a kadencja między 90-100 ! Czuję moc ustawiam przerzutki na najszybsze, a muszę przyznać, że moja strzała ma tarczę z przodu z 56 zębami ! Istny rekin, który przy zjazdach i prostych potrafi wykręcić niezły czas. Pilnuję kadencji by była powyżej 90 i tak cały czas, rower… za rowerem… mijam, tempo momentami dochodzi do 45-50 km/h, przy wzniesieniach redukuję o dwie-trzy przerzutki, tak by za bardzo nie zwolnić i dalej… Na trzydziestym kilometrze jeszcze jeden większy podjazd i… prosta do mety ! Czas w T2 1:23:52 tyle zajął mi rower. To jakieś 29 km/h z dwoma podjazdami, całkiem przyzwoicie !
Krótka zmiana obuwia, łyk Izo i… bieg, ooo dużo powiedziane ! Trochę się wypstrykałem na rowerze, ale przecież się nie położę. Truchcik, pomalutku do przodu, rozruszać kości, przyzwyczaić organizm, wyrównać tempo. Wszystko okej, ale to co zyskałem na rowerze, oddam na biegu. Jeden zawodnik, drugi… niestety ale mnie wyprzedza. Nie jest tego dużo, ale jednak… Słońce teraz zaczyna mocno prażyć. Na rowerze tego tak się nie czuje, bo jest wiaterek, ale na biegu jest już grzej. Byle pierwsze kółko… a potem to już odcinanie kuponów, chyba… :-) Biegnę i myślę, a może by tak do marszu... ? Tak na… 5 minut, ale… NIE ! Biegnę dalej, przede mną wał długi na jakieś 2 kilometry. W innych okolicznościach, super klimat na poranny trening, ale teraz to prosta bez końca ! Kończę pierwsze kółko z czasem około 25 minut. Jest dobrze idę na czas poniżej 3h. Byle do przodu. Mijam Darka, on dopiero wbiega na trasę, jak to sam powiedział – Brałem prysznic w T2 :D Lecę dalej wyprzedza mnie kilka osób, ale mnie też udaje się kogoś wyprzedzić. Wbiegam ponownie na wał, to już końcówka, przyspieszam…
Wpadam na metę z czasem… 2:51:50, to o 00:15:55 lepiej niż dwa lata temu i aż o 1:03:33 niż na moim debiucie w 2011 roku ! W open 89 miejsce na 141 zawodników. Może jeszcze to nie pudło… ale pniemy się do góry :-) Na koniec chcę podziękować organizatorom za fajną imprezkę, może i było kolka niedociągnięć organizacyjnych ale nie będę się nad tym rozwodził, mam nadzieję, że organizatorzy staną na wysokości zadania i na Tatraman-a będzie wszystko grało. A ja teraz przygotowuję się do kolejnego startu w Wolsztynie koło Poznania, czyli… POLSKAMAN na dystansie długim 226 km. Przy tym Frydman to… pestka :P
ZAPRASZAM DO OBEJRZENIA FOTO Z FRYDMANA
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |