2014-09-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| IronMan po raz drugi (czytano: 1884 razy)
PROLOG
Gdy zostało mi 7 dni do zawodów na dystansie Ironmana byłem już pewien, że raczej nic szczególnego się nie przydarzy, co by pokrzyżowało mi w start w tych zawodach. Cholera jasna wykrakałem nieszczęście. W poniedziałek rano obudziłem się z bardzo powiększonym lewym jądrem. Takie coś zdarzyło mi się po raz pierwszy. Pomyślałem, że do jutra, pewnie minie. Nie minęło i we wtorek pognałem do urologa, gdyż byłem już dość poważnie zaniepokojony. Urolog (triatlonista-maratończyk) po szczegółowych badaniach stwierdził, że to „jakiś zapalenie”. Zapisał mi antybiotyk, ale powiedział, że jak chcę wystartować w Borównie, antybiotyk mam brać dopiero po zawodach, gdyż tego rodzaju antybiotyki bardzo osłabiają organizm a w szczególności mięśnie i ścięgna. Zaznaczył jednak, że w wypadku gdybym dostał temperaturę to mam natychmiast brać zapisany antybiotyk i o zawodach niestety muszę zapomnieć. W środę poszedłem na krótki rozpoznawczy trening rowerowo-biegowy aby stwierdzić w jakim stopniu będzie mi przeszkadzało „duże jajo”. Dało się przeżyć ale komfort jazdy i biegania obniżył się znacznie. Wieczorem czułem się nie za bardzo, więc zmierzyłem temperaturę, 37,5, czyli lekko podwyższona. Lekarz wspominał o możliwych 39 stopniach, więc postanowiłem nie przesadzać z antybiotykiem i zaaplikowałem aspirynę. W czwartek rano temperatury nie było, więc jadę do Borówna.
PŁYWANIE
Plan : wolnym tempem na kompletnym luzie, czas taki jak na treningach czyli coś pomiędzy 1:35 a 1:40. Pływanie odbyło się na 4 pętlach o długości 950 m. Po każdej pętli trzeba było wyjść z wody obiec kilku metrową nawrotkę i ponownie wejść do wody. Przy nagłej zmianie pozycji z poziomej na pionową głupiał mi błędnik, tak, że trudno było mi utrzymać równowagę na tych kilku metrach, po drugim wyjściu wywróciłem się. Jednak po wejściu do wody wszystko wracało do normy. Z wody wyszedłem po 1:50. Zdenerwowałem się tak nieudanym pływaniem do tego stopnia, że na przebranie się w strój rowerowy w strefie zmian T1 straciłem ponad 18 minut. Byłam tak roztrzęsiony, że nie potrafiłem zapiąć prawidłowo opaski od polara, chyba z 5 razy ją ściągałem z zakładałem od nowa. Gdy wybiegałem z rowerem z T1 w boksach zostało chyba tylko z 8 rowerów, na liście startowej było 176 zawodników, uświadamiam sobie, że moje pływanie nie jest wolne, tylko jest bardzo wolne.
ROWER
Plan : tętno tylko 1 zakres, przejechać 180 km w 6 godzin. Był to niestety plan sprzed tygodnia na dzień startu powinno być : po prostu przejechać. O 9:08 ruszyłem rowerem na trasę składającą się z 4 i pół pętli. Od samego początku jechało się bardzo ciężko, aby utrzymać średnią 30 km/h tętno wskazywało drugi zakres. Na 40 kilometrze byłem już bardzo zmęczony i praktycznie nie widziałem możliwości ukończenia tych zawodów. Na 60 kilometrze postanawiam : nigdy więcej Ironmana ale tak na 99% bo nigdy nic nie wiadomo. Zaplanowane tempo jazdy cały czas utrzymywałem i od czasu do czasu wyprzedzałem kolejnych zawodników co mnie lekko podbudowywało. Zmęczenie rosło, ale co było pocieszające, spadało mi tętno. Od 120 km z jakiegoś nieznanego powodu, zaczęła mnie boleć lewa noga i kolano. Zacząłem wtedy rozmyślać o czekających mnie 42 kilometrach biegu, na samą myśl „maraton” psycha sięgnęła dna i pomyślałem z obrzydzeniem : jak normalni ludzi mogą biegać takie gówno. A jak tu biegać z bolącym jajem i na jeszcze to kolano się przyszwędało. Postanowiłem jednak, że ukończę rower i spróbuję przespacerować chociaż jedną pętle biegową. Próbowałem w pamięci obliczyć czy spacerując zmieszczę się w limicie czasu który wynosił 15 godzin. Wychodziło, że może dam radę, ale 7 godzin spacerować, masakra jakaś. Rower kończę po 5:58, czyli plan wykonany i jakby zmęczenie ciut zmalało. Tym razem przebranie do biegu zajęło mi tylko 8 minut. Wypiłem zimną gazowaną cole, izotoniki mi na rowerze obrzydły, wcisnąłem z niesmakiem chyba 7-go żela i w drogę.
BIEGANIE
Plan sprzed tygodnia: do 21 km pewnie dam radę, a potem niech się dzieje co chce. Plan na obecną chwile : przejść 1 pętle i zobaczyć co jest grane. Biegaliśmy na 6 pętlach po 7 kilometrów. Na początki szedłem spacerkiem, na dodatek ta gazowana cola jakoś mnie rozdęła, ale najważniejsze, że kolano kompletnie nie boli. Po 500 m zaczynam delikatnie truchtać, każdy nawet najmniejszy podbieg podchodzę, ale już nie spacerkim tylko zdecydowanym marszem. Pierwsze 7 kilometrów zaliczyłem w 46:30, i myślę nieźle. Truchto-marszem zaliczam kolejne kółka. Półmaraton 2:22:00. Już prawie jestem pewien, że Ironman jest mój. 4 i 5 pętle maszeruję (czas coś koło 56 minut) ale wszystkich delikatnych zbiegach biegłem. Na 6 pętli się postanowiłem przyśpieszyć aby nie przeganiali mnie zawodnicy których wyścigłem na rowerze i kończę ją w 45:00 czyli jest to mój najszybszy odcinek biegania. Gdy wbiegałem na metę na zegarze wyświetliło się 13:10:02
czyli na przekór wszystkiemu ukończyłem zawody w niezłym czasie i poprawiłem życiówkę o 3 minuty. Byłem niesamowicie szczęśliwy, jeszcze bardziej zaskoczony a zmęczenie jakby minęło bezpowrotnie. Mówię do żony i znajomych, że chyba pobiegnę jeszcze w gratisie jedne kółko.
EPILOG
Dobrze, że w 4 godzinie zawodów gdy przysięgałem sobie : „nigdy więcej” zostawiłem furtkę 1 %, gdyż wiem, że do Borówna gdy zdrowie pozwoli powrócę na pewno i ponownie zmierzę się z samym sobą. Organizacja zawodów zaskoczyła mnie na plus bardzo pozytywnie. Na rowerze czułem się jakbym jechał na Tour de France. Obsługa podawała nam zawsze napełnione nowe bidony a stare wyrzucaliśmy. Tak nie miałem nigdy na żadnym maratonie rowerowym. Sam zużyłem ich chyba z 8. Maraton pokonałem (przebiegłem to by była przesada) w 4:54, nieźle myślę :-)) bo zdarzyły się 2 klasyczne maratony których to pokonanie ich zajęło mi ponad 5 godzin. Na drugi dzień na śniadaniu dowiedziałem się, że zawodnicy, którzy pływali z GPS-em zmierzyli, że pływanie odbyło się na dystansie 4400m czyli w gratisie przepłynęliśmy 600 m, co w moim przypadku przekłada się na 15 minut. Więc niepotrzebnie tak mnie zestresowało 1:50 z pływania. Zawody na dystansie Ironmana ukończyły 143 osoby. Ja zająłem wysokie J) 106 miejsce. Na rowerze miałem 58 czas, biegowy 105 a na pływaniu 132. Ale byłem w czymś najlepszy, na T1 przebierałem się najdłużej.
Bardzo muszę podziękować mojej żonie za 100% wsparcie w trakcie przygotowań jak i samych zawodów. Swój wolny czas w tym roku była zmuszona spędzać sama, bo ja ciągle miałem jakiś trening. W soboty gdy ja miałem najdłuższe treningi , żona gotowała, prała i sprzątała. Nawet w tym roku nie pojechaliśmy latem na wakacje, gdyż rozumiała, że w tym roku plan treningowy męża to priorytet na 2014 rok. A i wyjazd wekkendowy nie było łatwo wyhandlować. Żona pracuję w przedszkolu, więc letnie wakacje przełożyliśmy na luty 2015.
I tym miłym akcentem chciałbym podziękować wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki i wspierali mnie mentalnie w czasie przygotowań i w czasie zawodów. Pozdrowionka :-))
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Truskawa (2014-09-02,17:50): Czytam i jestem w szoku. Człowiek to jednak twarda bestia i potrafi znieść wszystko. Gratuluję Ci czasu, ukończenia i życiówki. Patrząc na to przez co przeszedłeś jestem pełna podziwu, że dałeś radę w takim stylu skończyć te zawody. Ale widziałam, że dasz sobie radę! Graty, graty, graty! Mistrz! :) DamianSz (2014-09-02,21:24): Marku podpisuję się pod słowami Truskawy. Gratuluję Tobie i Twojej żonie. DamianSz (2014-09-03,08:11): Acha - co z jądrem ? Mam nadzieję, że już wszystko dobrze. Truskawa (2014-09-03,08:23): Właśnie! Zdrowia Marku. żiżi (2014-09-03,12:13): Ciarki przechodzą czytając Twoje perypetie triatlonowe,ale wiedziałam,że twarda sztuka Ciebie Marku-WIELKIE BRAWA,że nie poddałeś się:))) Marfackib (2014-09-03,12:54): Dzięki za troskę. OD poniedziałku przez 10 dni biorę antybiotyk. A jądro i tak wróci do normalnego rozmiaru dopiero po 6 tygodniach. W każdym razie powiem Wam fajnie wracać z pracy i nie musieć iść na trening :-))). Wrzesień przeznaczam na odpoczynek. Pochodzę na grzyby - ludzie w okolicach Leszna noszą wiadrami. A w soboty koniecznie wędkowanie. DamianSz (2014-09-03,19:09): Usain Bolt powiedział w wywiadzie, że marzy o dniu bez treningu :-) A przecież to jego praca i płacą mu za to a Ty jeszcze dopłacasz. Mimo to, czy też własnie dlatego, przypuszczam, że nie wytrzymasz bez treningu do końca miesiąca ,-) Marfackib (2014-09-04,06:58): :-)) Damian masz rację, pewnie nie wytrzymam, lekki rower albo przebieżka w przyszłym tygodniu pewnie będzie. justyna00 (2014-09-04,13:19): Marku wielkie gratulacje, dla mnie jest to niewykonalne, ile czasu, wysiłku i samozaparcia trzeba włożyć w osiągnięcie takiego celu... Wielki szacun :))) firearrow (2014-09-04,22:16): Marku, Ty tak najzwyczajniej, po prostu, bez ceregieli i babskiego gadania: jesteś Wielki! Szczery uśmiech dla Ciebie! Woland (2014-10-08,15:25): Jesteś niesamowity! Nie wiem co napisać, bo brzmi jakoś tak strasznie banalnie... Woland (2014-10-08,15:26): Ucięło mi poprzedni komentarz... Miało być, że pisanie gratuluję brzmi banalnie :)
|