Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [100]  PRZYJAC. [99]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Mijagi
Pamiętnik internetowy
Z pamiętnika "młodego" biegacza

Wojciech Krajewski
Urodzony: 1974-02-15
Miejsce zamieszkania: Piła
418 / 427


2013-08-06

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
"Pod niebem pełnym cudów ..." 500 km w 5 dni, cz. III (czytano: 1767 razy)

 

Toruń – miasto Kopernika, pierników, pięknej starówki i wspaniałych ludzi. Toruń – cel drugiego dnia naszej Pielgrzymki. Zanim jednak dobiegliśmy do tego pięknego grodu nad Wisłą, trzeba było pożegnać gościnną Tucholę. A Tuchola żegnała nas… nocną burzą i deszczem, czyli tak, jak w ubiegłym roku. Czyżby więc upały odpuściły? O nie! Niedoczekanie nasze!!! Już po porannej Mszy św. wyszło słońce i zaznaczyło swoją obecność. Jakby mówiło: „Ja tu rozdaję karty! Ja tu rządzę, kochani!!!” I wyobraźcie sobie ten zgrany duet; słońce, które paliło niemiłosiernie i wilgoć z nocnych opadów. Nie trzeba było Afryki, nie trzeba było amazońskiej dżungli. Z Tucholi, jak zwykle odprowadził nas klan Wojtasów i spółka. Dzięki wielkie!!! A potem zaczął się kolejny dzień gonitwy. Z busa na trasę i z powrotem do busa. I ponownie… Zmiana za zmianą, kilometry za kilometrami. Jedni więcej, inni mniej. Sławek znalazł godnego partnera w osobie torunianina Mariusza i obaj zaczęli rozwijać „naddźwiękowe” szybkości. Kiedy obaj biegli, ks. Krzysztof mógł w końcu wrzucić trzeci bieg, a nie piłować auto na „dwójce”. A w busie, jak zwykle, wesoło. Edziu ciągle prowadził autoreklamę: jedziecie na Bieg WOPisty i na Maraton Beskidy! Będzie extra! Jak zwykle, z resztą! Jacek co chwila rzucał dowcipami, Zenek „rwał się” do biegania. W ogóle wszyscy mieli wspaniałe humory! Tres amigos, czyli Marian, Janek, który specjalnie na Pielgrzymkę przyjeżdża z Hanoweru i Sławek nabijali kilometraż. Nieraz dochodziło do sytuacji, że na zmianę chciało wyjść nawet osiem, dziewięć osób i wtedy wkraczał do akcji Andrzej, kierownik Pielgrzymki i swoim miłym acz stanowczym głosem „wyganiał” nadliczbowych biegaczy do samochodu. „jeszcze się nabiegacie” – mówił. I miał rację. Bezpieczeństwo ponad wszystko. Ja upatrzyłem sobie zmianę Arka, Krzyśka i Romana i często dołączałem do nich. Bo i tempo mi odpowiadało i … mogłem się schować za Krzyśka, przy który wyglądałem jak hobbit. A moje współzmienniczki: Asia i Justyna rozkręcały się. Wytrzymywały tempo, więcej, podkręcały je. Mnie ratował pofałdowany teren. Tam mogłem się dowartościować i pokazać „kto tu facet”. Dobiegliśmy w końcu do Torunia. Ostatnie kilka kilometrów pokonaliśmy razem. Niech ludzie widzą, niech się dziwią, niech się zastanawiają, po co… Dołączył do nas Jarek. Nie mógł, niestety, w tym roku pobiegnąć z nami. Kontuzja. Przyjechał sobie z rodzinnego Solca rowerem i postanowił spędzić chwile na pielgrzymce. Dzięki Jaro!!! Dzień skończyliśmy, jak zwykle, Mszą św. Po niej szybko rozeszliśmy się na noclegi. Ja, po raz trzeci już, nocowałem u Państwa doktorów, których serdecznie pozdrawiam i gratuluję powiększenia rodzinki. My tu gadu gadu, a za niedługo kolejny dzień przed nami. Trzeba było iść spać. Trzeci dzień kierował nas do Krośniewic. Podobno ten trzeci jest kryzysowy. Podobno… Zobaczymy… (cdn).



Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora







 Ostatnio zalogowani
jaro109
06:30
biegacz54
04:44
Jerzy Janow
03:50
kos 88
23:48
marczy
22:53
rolkarz
22:49
Wojciech
22:17
szczupak50
22:13
fit_ania
22:10
Namor 13
22:05
kubawsw
21:51
42.195
21:16
Hari
20:59
batoni
20:52
aga74
20:32
jantor
20:32
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |