2012-03-08
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Czy te góry coś mi dadzą ? (czytano: 1550 razy)
No, łatwo nie było ! Pierwszego dnia tak mnie przytkało, że ledwo skończyłem te, pierwsze zakopiańskie 14 kilometrów. Na odcinku 5 km - start na poziomie 779 metrów i nieustający podbieg do 912 m npm, potem znowu w dół na 800 m i kolejny podbieg – tym razem na odcinku 2,5 km – do 906 m npm. Tam, już myślałem, że wypluję płuca, a nogi nie zrobią kroku. Na szczęście potem było już tylko w dół… I tak codziennie, przez pięć dni bez przerwy. Co z tego wyniknie w tym Rzymie ? Nie wiem… Po pierwsze w tych górach byłem chyba za krótko, po drugie nie mam już 20 lat i wiem z doświadczenia, że nie wszystkie „sprawdzone” na innych metody treningowe dobrze na mnie działają. Może na przykład przesadziłem, a ten górski trening mnie po prostu do reszty wyeksploatował ? Już niedługo się okaże… W każdym razie, osobiście uważam, że w tych przygotowaniach do maratonu w Rzymie dałem z siebie wszystko co mogłem (nigdy jeszcze nie biegałem maratonu już w marcu !). Jeżeli ten start okaże się sportową porażką to będzie znaczyło, że albo doszedłem do kresu moich obecnych możliwości, albo popełniłem jakieś błędy w przygotowaniach, albo jedno i drugie... A może wcale nie będzie tak źle i tylko dzisiaj wszystko tak mi się jakoś czarno widzi ? Przede mną jeszcze tylko 2-3 lżejsze treningi i wylot do Rzymu. Oby tylko pogoda, w niedzielę 18 marca była łaskawa i pięta nie bolała…
W Zakopanem nie biegałem sam. Miałem bowiem towarzysza, który codziennie rano przebiegał ze mną te 14 km i zawsze był szybszy ode mnie ! Na końcu, kiedy ja popijałem Vitargo, on nic nie pił, tylko zajadał śnieg dla ochłody… Niestety, nie wiem gdzie mieszkał, ani jak się nazywał, ale był naprawdę świetnym biegaczem. Pojawiał się codziennie rano niewiadomo skąd i biegł razem ze mną obszczekując po drodze wszystkie samochody, które według niego jechały zbyt szybko…
Fot. Mój zakopiański towarzysz biegowy
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora Rufi (2012-03-09,08:17): Śliczny piesiorek :-) Te kilka dni to na pewno za krótko ale myślę że nie zaszkodziło. Powodzenia w Rzymie. snipster (2012-03-09,08:57): siła siła siła, na dobre to wyjdzie na pewno ;) grunt to pozytywne nastawienie ;) Oktaw (2012-03-09,20:27): Krzysztofie, będę za Ciebie trzymał kciuki 18 marca :) Na stronie rzymskiego maratonu widziałem, że będzie nawet na YouTube możliwość podglądania akcji na żywo.
Aż miło się patrzyło na Twoje przygotowania do tego maratonu. Szacun! Mufat (2012-03-09,21:59): Wielkie dzięki drodzy Przyjaciele za Wasze duchowe wsparcie teraz, a zwłaszcza w czasie kontuzji ! Co jestem wart, okaże się 18 marca... Postaram się pobiec najlepiej jak potrafię, ale przede wszystkim - mądrze ! Krissmaan (2012-03-12,22:39): Jak mój ulubiony pisarz uważa ten pies to znak. Odzwierciedla Twoje wątpliwości i słabości jednak jeśli uda Ci się go zdominować i nim rządzić to stanie się Twoim wielkim sprzymierzeńcem. Zatem przypomnij sobie czy kiedy Ci towarzyszył czy to on Ciebie prowadził czy Ty prowadziłeś jego. Jeśli to drugie to wszystko pójdzie lepiej niż myślisz przypomnij sobie w Rzymie o tym piesku i daj mu wycisk. Trzymam kciuki i pozdrawiam. Oktaw (2012-03-13,22:45): Krissmaan, świetnie to ująłeś :) Naprawdę fajną metaforę znalazłeś :) Krissmaan (2012-03-30,00:49): Metafora w istocie jest rozwinięciem "zabawy" jaką z czytelnikiem prowadzi Paulo Coelho w "Pielgrzymie". Posługuje się językiem symboli, które on rzekomo zna i odszyfrowuje. W naszym normalnym życiu pies, który nas nie lubi może zrobić krzywdę i się go boimy. Jeśli nas polubi staje się naszym obrońcą i wiernym przyjacielem trzeba go tylko zdominować.
|