|
| _Czarek Czarek Martyniuk Goleniów
Ostatnio zalogowany 2014-11-16,12:10
|
|
| Przeczytano: 618/705788 razy (od 2022-07-30)
ARTYKUŁ | | | | |
|
27 godzin biegu w deszczu | Autor: Cezary Martyniuk | Data : 2013-07-03 | To był jeden z bardziej niezwykłych biegów. Trwał 27 godzin, odbywał się od początku do końca w strugach deszczu, nie chodziło w nim o wyniki sportowe. Chodziło o poparcie pomysłu budowy nowoczesnej bieżni w Goleniowie.
Pomysł z tartanową bieżnią nie jest nowy, ma 27 lat. W 1986 roku ówczesny naczelnik Goleniowa obiecał młodym sportowcom, że wybuduje tartanową bieżnię, że koniec z bieganiem po żużlu.
Minęło 27 lat, tartanu nie ma, goleniowscy biegacze muszą korzystać z bieżni żużlowej. Ta często nie nadaje się do użytku: po deszczu zamienia się w jezioro, potem w bagno. Kiedy jest sucho, pyli niemiłosiernie.
Darek Gapiński 27 lat temu słyszał obietnicę naczelnika, który potem był burmistrzem, starostą, teraz jest radnym. Pomyślał: dość, działamy. I na towarzyskim spotkaniu w gronie goleniowskich biegaczy rzucił pomysł, by zorganizować 27-godzinny bieg wokół goleniowskiego magistratu. Po godzinie za każdy rok czekania na bieżnię. Pomysł się spodobał, termin ustalono na 25 i 26 czerwca br., dokładnie w 27. rocznicę obietnicy pana naczelnika.
Bieg pomyślano jako happening towarzysko-sportowy, promujący ideę, nie wymierzony w nikogo. Nazwa krótka: 27/27. Zaproszono więc do udziału burmistrza i radnych. I tu pierwsze zaskoczenie: burmistrz Robert Krupowicz i jego zastępca Tomasz Banach od razu się zgodzili, paru radnych również. Chętnie zgodzili się starosta goleniowski Tomasz Stanisławski i wicestarosta Tomasz Kulinicz. Bez oporu zaproszenie przyjął marszałek województwa, Olgierd Geblewicz. Deklaracje, że pobiegną, złożyło też wielu biegaczy-amatorów.
Start zaplanowano na wtorek 25 czerwca, o 9 rano. Pół godziny wcześniej zaczął się deszcz. Właściwie nie deszcz, a niesamowita ulewa, która trwała całą dobę. Nikt jednak nie myślał o odwołaniu imprezy. Przed urzędem gminy rozbito namiotową bazę z punktem żywieniowym, zapleczem medycznym i fizjoterapeutycznym, o 9 rano Andrzej Wojciechowski, naczelnik, który w 1986 roku obiecał tartan, strzałem z pistoletu dał sygnał do biegu. Ruszyli!
Grupa nie była wielka. Darek Gapiński i jego żona, Anetka, oboje ultramaratończycy, zadeklarowali bieganie przez 27 godzin. Kilkunastu biegaczy-amatorów z Goleniowa i Klinisk obiecało biegać, póki sił starczy, odpocząć, po czym wrócić na trasę. Burmistrz, zastępca, starosta, wicestarosta stawili się na starcie, by zrobić w deszczu po kilka okrążeń trasy mierzącej 860 metrów. Założenie było proste: Aneta z Darkiem biegają, ciągle ktoś im towarzyszy, na trasie stale ktoś jest. Od 9 rano we wtorek, do 12 w środę.
Podstawowe założenie udało się zrealizować. Aneta i Darek biegali do środowego południa, stale w towarzystwie. I tu pierwsze zaskoczenie: mimo lejącej się z nieba wody, chętnych do biegania nie brakowało. Jedni kończyli bieg, pojawiali się inni chętni do udziału w kompletnie odjechanym biegu wokół urzędu. W ciągu 27 godzin na trasę wyszły 92 osoby, z których część dokonała nie lada wyczynów. Na przykład Artur Bęben, sołtys wsi Kliniska Wielkie, zrobił 101 okrążeń trasy, czyli przebiegł prawie 87 kilometrów.
Po pierwszych 79 okrążeniach zrobił się woskowy, położono go więc, by się przespał; rano wstał, poprawił przedziałek i zrobił kolejne 22 kółka. Artur, 10-letni syn Anety i Darka, we wtorek przebiegł 27 okrążeń, czyli 23 kilometry! Ten sam dystans pokonało kilkoro dorosłych, nie mających dotąd na koncie żadnego poważniejszego wyczynu biegowego. To, że Darek przebiegł 129 km, a Aneta 115 – to sprawa dość oczywista.
Nie zabrakło momentów humorystycznych. Na przykład o 3 nad ranem do bazy koło urzędu podeszło trzech wracających z jakiejś imprezy chłopaków. Spytali, w czym rzecz, pomysł tartanowej bieżni im się spodobał, więc przed pójściem do domu walnęli po pięć okrążeń trasy. O 5 nad ranem rowerem przyjechała zaprzyjaźniona dyrektorka goleniowskiej szkoły specjalnej, zaciekawiona, jak idzie bieg. Dołożyła swoje trzy kółka, pojechała na śniadanie, a potem do pracy.
We wtorek po południu, zgodnie z obietnicą, na trasie pojawił się marszałek Geblewicz, uczciwie przebiegł dziesięć okrążeń i pobiegł do domu. Parę minut później przyjechał ze Szczecina, zupełnie niezapowiedziany, jego zastępca, Andrzej Jakubowski. Jak powiedział, o biegu usłyszał w „Teleexpresie”, więc swój codzienny trening postanowił odbyć w tych niecodziennych okolicznościach.
Atmosfera była wspaniała. Strugi deszczu nie wypłukały dobrych humorów, bieg do końca odbywał się we wspaniałych nastrojach. Szczególnie, odkąd wzeszło słońce i można już było liczyć godziny do końca, a tych, na szczęście, ubywało szybko. Nad ranem do namiotowej bazy zaczęli zaglądać pracownicy urzędu, którzy deszczową noc spędzili pod dachem, w ciepłych łóżeczkach. Nie ukrywali podziwu dla uporu i determinacji biegających.
A ci biegali do samego końca, do 12. Punktualnie w południe wspólnie rozpoczęli ostatnie okrążenie, po czym udali się na trwającą sesję Rady Miejskiej Goleniowa, by zameldować o pomyślnym zakończeniu biegu. Były brawa od obecnych na posiedzeniu, kwiaty od radnych, ale była też rzecz najważniejsza: jasna deklaracja burmistrza Roberta Krupowicza, że zrobi wszystko, by za rok nie trzeba było organizować biegu 28/28.
Na koniec podziękowania dla tych, bez których bieganie przez 27 godzin w deszczu na pewno by się nie udało: dla przyjaciół z ekipy technicznej i medycznej. To oni dbali, by biegacze mieli ciągle do dyspozycji suche ciuchy i buty na zmianę, masowali przemarznięte, zdrewniałe mięśnie, opatrywali otarcia i pęcherze, podawali jedzenie, robili ciepłe napoje, byli do dyspozycji o każdej porze. Monika, Mariusz, Mateusz, Olek, Ola jedna i druga, pani Krystyno – serdeczne podziękowania, moknący na deszczu pamiętają o was! Podobnie jak o wszystkich, którzy mieli wkład w organizację i trwanie tego zwariowanego biegu.
Czy warto było biegać 27 godzin w strugach deszczu? Zdaje się, że ów deszcz miał szczególne znaczenie. Żadna sztuka truchtać sobie, gdy jest sucho, 15-20 stopni, jest wietrzyk, czasem wyjrzy słonko. Sztuką jest wytrzymać na trasie, gdy non stop leje się na głowy. Było więc widać, że biegaczom o coś chodzi, że są zdeterminowani. Można zakładać, że biegu 28/28 nie trzeba będzie organizować. Najważniejsze jednak, że udało się stworzyć pozytywną koalicję, biegaczy z władzami miasta, starostą i marszałkiem. Nikt z nich już nie powie, że tartanowa bieżnia jest niepotrzebna, bo przecież nie biegaliby, gdyby nie miało to sensu, prawda?
Cezary Martyniuk |
| | Autor: wiadran, 2013-07-04, 00:03 napisał/-a: wspaniały pomysł! gratuluję inicjatywy!
nie wiem tylko jaki bieg trzeba by zorganizować w takim Rybniku, w którym mimo sukcesów reprezentantów lokalnego klubu LA bieżni porządnej jak nie było tak nie ma, a stadion LA, który swego czasu był perełką sportową miasta sypie się i jest mocno zaniedbany.
dla porównania Rybnik mieszkańców ma ponad 140tys, Goleniów 23... | | | Autor: _Czarek, 2013-07-04, 00:45 napisał/-a: Z prostego rachunku wychodzi, że w Rybniku trzeba biegać 164,5 godziny. Niecały tydzień. :) | | | Autor: wiadran, 2013-07-04, 00:49 napisał/-a: :) trzeba będzie się poświęcić, dla dobra sprawy i dla potomnych! | | | Autor: darekg, 2013-07-09, 14:36 napisał/-a: a stadion w Rybniku macie naprawdę ładny (ładnie położony)
warto się poświęcić . Organizujcie bieg to przyjedziemy i pobiegamy te parę dni razem.
Pozdrowienia od ekipy 27/27. | |
|
| |
|