2008-10-15
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Berlin Matathon (czytano: 1534 razy)
Wychodzę z założenia, że każda porażka ma sens i przynosi więcej dobrego niż złego. Z tegorocznego maratonu berlińskiego wracam pokonany fizycznie ale mocniejszy psychicznie niż kiedykolwiek. Stojąc na starcie wiedziałem, że nie wyleczyłem kontuzji, ale liczyłem, że jakoś będzie. Pierwsze kilometry to niesamowity luz i stopniowo rosnące tempo. Mimo, że założyłem sporą asekurację do dziesiątego kilometra to od trzeciego biegnąłem już poniżej 2:40/km na dużym luzie. Po 4 km czułem jednak narastający ból w biodrze i zacząłem lekko utykać, postanowiłem go jednak przetrzymać. Po 8 km ból był już nie do zniesienia i utykając zacząłem zwalniać. Dychę zamknąłem lekko poniżej 37 min, ale już truchtając. Ból był nie do zniesienia, ale jeszcze bardziej myśl, że miałbym pierwszy raz nie ukończyć maratonu poza tym na mecie czekał mój syn który strasznie mi kibicuje. Decyzja mogła być tylko jedna: ukończyć Od tego 10 km mocno utykając wszystko, na co mnie było stać to tempo 5’10”/km i mniej więcej w tym tempie dotarłem do mety z wynikiem ok. 3:16:56. Przed startem uprzedziłem rodzinkę, że może coś pójść nie tak i będę miał poślizg. Miałem przynajmniej okazję dokładnie przyjrzeć się imprezie i wyrobić zdanie i jestem raczej rozczarowany. Klimat bardzo fajny, ale organizacja taka sobie a podejście do zawodników mocno lekceważące. Odczułem to zwłaszcza jakieś 150 m za metą gdzie moja boląca noga kompletnie odmówiła mi posłuszeństwa i zostałem skazany na to by zostać odnalezionym przez moją rodzinkę, co graniczyło z cudem przy takiej organizacji. Na szczęście udało mi się spotkać ziomków, którzy użyczając telefonu pomogli w lokalizacji. Nie wszyscy krajanie jakich spotkałem byli jednak tak życzliwi i to moje największe rozczarowanie. Dzisiaj pierwszy dzień poruszam się bez kuli i mam nadzieję, że dwa tygodnie wystarczą bym mógł normalnie biegać. Mój stan poprawia się bardzo szybko więc jestem optymistą. Jak by jednak nie patrzeć Berlin został zdobyty, widać mam pecha do jesiennych startów ale będą następne a gaz jest
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |