2013-02-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kryzys (czytano: 1567 razy)
Po co ja to robię? Zastanawiam się w myślach. Jest tyle ciekawszych rzeczy. Łagodniejszych. Nie powodujących takiego zmęczenia. Ale nie. No bo jak?
- yyhhyy yhhhyyyh yyhyhyyyhh - sapę.
Zachciało ci się to się, to się teraz męcz. Rzuca mi oschłe słowa moja podświadomość.Ledwo zbieram myśli.
- yyyhhhyyh hhyhhhyyyh hhhyyyhh.
Oddycham równomiernie. Staram się wyprostować ale jakoś dzisiaj nie mogę. Mam wrażenie, że wyglądam jak jakaś czarna zjawa. Może to nie jest tylko wrażenie. Kto mi kazał tak się męczyć? Zadaję sobie kolejne pytanie. Mam przecież tyle pracy. Kiedy ja to zrobię? Jestem zły na siebie!!! Chyba zaraz wrócę do domu.
- yyhyhhh hhhyyhh hyyyhhh.
- Biiip - dźwięk wydobywa się z mojego Garmina.
- y hh yyyyhh y yyyyyhhyhh.
Staram się wyrzucić z siebie złe myśli. Ale nie mogę. Motyla noga, po jaką cholerę ja się tak męczę? No niech mi ktoś powie!
Nagle w moich uszach, głowie i całym pozostałym ciele dudni przeraźliwy dźwięk klaksonu, który trwa gdzieś 5 sekund. Mam wrażenie, że serce na ten moment mi stanęło. Jakbym znajdował się w środku dzwoniącego dzwonu na wieży kościelnej. Dreszcz przechodzi po mnie od kręgosłupa aż do rąk palców, głowy, uszu. Co za przeraźliwy dźwięk!!!
Odwracam się i widzę auto chcące przejechać właśnie tą samą uliczką co ja.
- Wal się DEBILU!!! - rzucam do kierowcy wielkimi literami. W tym samym momencie podnoszę rękę do góry i w geście triumfu pokazuje mu środkowy palec. - PALANT - krzyczę oddalając się szybko z miejsca zdarzenia. Serce mi wali jak młot.
Widzę, że koleś jeszcze chwilę stoi w miejscu, po czym rusza z piskiem opon.
- yyhhy hyhyh yhyyyyhy yhyhyh yhyyh
Serce zaczyna normalnie pracować. Ale jestem zły! Po co mi to było? Pytam sam siebie.
- Biiip - Garmin informuje mnie o skończonym drugim kilometrze.
Nie mam siły. Chyba źle spałem, zastanawiam się. Nie, nawet nie. Może to przemęczenie?
- yhhyhhyhyhh hhyyhyhh hyyhyh.
- FAAAK - wydzieram się i w jednej chwili próbuję przeskoczyć nad psią kupą. To nie była kupa. To było kupsko... Robię coś w stylu trójskoku. A może jednak wyglądam bardziej jak nieudolna baletnica w za ciasnych leginsach? Nienawidzę tej pory roku kiedy śnieg topnieje ukazując najobrzydliwsze oblicze ziemi połączone z psimi odchodami. A może to nie były PSIE odchody. Rzygać mi się chce kiedy o tym myślę.
- yhy hyhhhyyyh yyyhyyy hyhhyyh.
No widzisz pajacu - mruczę do siebie - po co ci to było? Mogłem sobie jeszcze smacznie spać. Ale nie. Trzeba było iść na trening o siódmej rano... Wracam do domu, przecież mogę sobie zrobić dzisiaj trochę krótszy trening.
- yhyh h yhhy hyhyyyh hhhhyyyh.
- Biiip - otrzymuję informację o przebiegnięciu już trzeciego kilometra.
Jest coraz lepiej. Czuję że na mojej twarzy pojawia się lekki uśmiech, rumieńce i wytchnienie. Jeszcze tylko 12 kilometrów i po treningu. Tak. Jest dobrze, czuję moc.
- huuu uuu hhhuuu huuuuh uuuuhhhuuh hhuu - dyszę równomiernie.
Zaczynam delikatnie przyspieszać. No, o to chodzi...
- Dale, dale, dale - rzuca w moim kierunku rozentuzjazmowana starsza pani, którą mijam, niewypowiadająca do końca wszystkich liter jak należy.
- Dziękuję - odpowiadam i uśmiecham się w jej kierunku. Już nie jestem zły. Cieszę się, że się znów zmobilizowałem. Kolejny trening biegowy mam już prawie za sobą. Kryzys pierwszych kilometrów już chyba też.
- Biiip - słyszę informację o kolejnym kilometrze.
Ale jestem szczęśliwy. Jeszcze 40 minut i będę w domu. Ciepły prysznic i łyk niebiańskiej mieszanki arabiki przywiezionej z ostatniej wycieczki. I zapomnę szybko o kryzysie. O trąbiącym samochodzie, o zasranych chodnikach.
Jak zwykle.
Jak zwykle.
Jak zawsze.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |