Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [2]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kalif
Pamiętnik internetowy
Blog

Tomek Filak
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Kłobuck / Częstochowa
3 / 3


2016-10-13

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Maraton w Kijowie (czytano: 1956 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://travelan.pl/2016/10/wizz-air-kyiv-marathon-2016-relacja/

 

Maraton w Kijowie był moim jedynym planem maratońskim na drugą część roku. Planowałem dobry wynik i życiówkę, ale jak to przy maratonie, nie zawsze wszystko zadziała :)

Maraton w Kijowie odbył się w minioną niedzielę. Planowałem jakiś zagraniczny start na jesień i padło na Kijów z kilku powodów - nigdy nie byłem na Wschodzie, dobra cena pakietu startowego, bardzo dobre i tanie połączenie lotnicze z Katowic.

Praktycznie wszystkie formalności załatwiłem na koniec marca i cierpliwie czekał na zbliżający się termin.

Zdrowie dopisało, kondycja dobra, musiało być dobrze. Dzień przed wyjazdem rzuciłem okiem na prognozy pogody, ale nie przywiązywałem się do nich - często nijak się mają do rzeczywistych warunków na miejscu.

W dniu przyjazdu do Kijowa pogoda dopisała - było chłodno, ale słonecznie i sucho. Metrem szybko udało się dotrzeć do biura zawodów znajdującego się w Parku Puszkina. Tak również kręcimy się chwilę po Expo, ale postanawiamy wykorzystać dobrą pogodę i pochodzić trochę po mieście. W pakiecie numer startowy, ulotki - w tym ulotka i silikonowa bransoletka naszego największego ubezpieczyciela - PZU, który również promuję się na lokalnym runku na biegowej imprezie. Do tego zapowiadany voucher Wizz Aira na 20 euro, który przekracza wartość samego pakietu :)

Niestety późniejszym popołudniem zaczęła się zapowiedź tego, co miało nas czekać w dniu maratonu. Zaczęło padać. Pakuję w hotelu zestaw na kolejny dzień zaopatrzony w masę ciepłych rzeczy na późniejsze przebranie po biegu.

Noc przepadało i w ciągu kolejnego dnia nic się nie zmieniło. Do tego wszystkiego doszło to co najgorsze - wiatr, który przekraczał najczęściej 20 km / h.

Baza imprezy, start i meta na miejsce na Majdanie Niezależności - centralnym placu znajdującym się na głównej arterii miasta - Chreszczatyku. Zany oczywiście z czasów Pomarańczowej Rewolucji czy ostatniego Euromajdanu, który pochłonął liczne ofiary wśród protestujących Ukraińców. Pamięć ta zresztą jest ciągle żywa, o czym świadczą liczne znicze znajdujące się w tym miejscu, a także plansze pamiątkowe ze zdjęciami ofiar. Przed startem rozpoczynamy hymnem Ukrainy i zaczyna się odliczanie!

Trasa od samego początku widzie przez największe atrakcje Kijowa. Emocje buzują, więc z rozkoszą rozglądam się po okolicy i delektuje miastem. Tym bardziej, że lekko siąpi i pogoda wydaje się poprawiać.

Nadzieje były jednak daremne. Zbiegamy w okolice słynnego Pomnika Matki Narodu i zaczyna wiać i padać coraz mocniej. Wbiegamy na most na Dnieprze i robimy ośmiokilometrowy odcinek - częściowo sfrezowany. Wiatr skutecznie wybija z rytmu, a na asfalcie pojawiają się coraz większe kałuże.

Robimy jeszcze południową część miasta i wbiegamy ponownie na Chreszczatyk i Majdan. Pod tym kątem organizatorzy rewelacyjnie to rozwiązali. Tu kończą uczestnicy półmaratonu, a my ruszamy dalej, tym razem w północną część miasta. Od samego 21 km zaczyna się dla mnie walka. Po kilku kilometrach doganiają mnie pacemakerzy na 3:30, których miałem nadzieję solidnie zostawić w tyle.

Warunki do biegania są o tyle ciężkie, że poza pogodą dochodzą tu liczne podbiegi - Kijów to dość górzyste miasto. Po drodze mijam trochę osób, które już przed 30 km przechodzą w marsz. Po ulicach płyną coraz większe potoki, zaczyna się przeskakiwanie między co bardziej suchymi plackami na asfalcie. Górzysty teren powoduje, że z góry spływają duże ilości wody.

Przemoczony do suchej nitki dobiegam w końcu szczęśliwy do mety, a kilkanaście metrów przed biorę na plecy biało - czerwoną flagę, którą podaje mi żona. W zasadzie z ostatnich kilometrów już mało co pamiętam.

Dziś po kilku dniach wspominam całą imprezę z dużą sympatią, choć po imprezie przeklinałem Kijów na wszystkie świętości. Po biegu przemarznięty na kość przebieram się w przepełnionym i mokrym w środku namiocie na Majdanie. Odpuszczam już pomaratońskie jedzenie, będzie do słynnej Puzatej Haty, a następnie do hotelu.

Jak na warunki panujące na trasie 3:28:59 traktuję w kategoriach dobrego wyniku :)

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
Raffaello conti
08:24
grefko
08:15
platat
08:06
michu77
07:57
crespo9077
06:54
Admin
06:40
jaro109
06:30
biegacz54
04:44
Jerzy Janow
03:50
kos 88
23:48
marczy
22:53
rolkarz
22:49
Wojciech
22:17
szczupak50
22:13
fit_ania
22:10
Namor 13
22:05
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |