2014-11-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Dotyk śmierci (czytano: 1842 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://www.facebook.com/d.kmiecik.tvn?fref=ts
Tegoroczne zaduszki były jednymi ze smutniejszych dla mnie od wielu, wielu lat... Kilkanaście lat temu w liceum do którego wówczas chodził mój brat pewnego dnia miał odbyć się pokaz kung-fu... Nie musiał mnie długo namawiać, tym bardziej, że wychowywałem się na filmach z Bruce Lee, Jackie Chanem czy Davidem Carradinem. Pokaz tak nam się spodobał, że od razu po nim zapisaliśmy się na zajęcia, które regularnie odbywały się w tej szkole, na parterze w dosyć małej sali gimnastycznej. Była to jedna z sekcji Pszczyńskiej Akademii Sztuk Walki. Bardzo nam się podobało. Kung-fu jest bardziej finezyjne od karate czy innych sztuk walki. Filozofią tej sztuki nie jest sama walka ale unikanie jej i tego właśnie nas uczono. Walka miała być tylko ostatecznością. Jednym z instruktorów, który posiadał czarny pas był Darek. Miał autorytet, był elokwentny i bardzo inteligentny. Wiem też, że podobał się kobietom i był szarmancki. Zawsze uważałem, że jest zbyt poważny jak na swój wiek. Ale On po prostu był dojrzalszy. Miał też swoje poczucie humoru. To właśnie na tych zajęciach poznałem trudniejsze pozycje jogi i wtedy właśnie nauczyłem się Kruka, który wówczas był dla mnie czymś niesamowitym. W ramach urozmaicenia treningów chodziliśmy na ściankę wspinaczkową, graliśmy w nogę na czworakach, pracowaliśmy nad siłą swojego głosu, trenowaliśmy także w lesie. A co pół roku mieliśmy tak zwaną sesję w Siemianowicach a więc bardzo hardcorowy trening, na którym obecni byli wówczas w podeszłym wieku bracia Brudny, którzy założyli PASW. Ponadto jeździliśmy nad morze na kilkutygodniowy obóz kung-fu, gdzie poza codziennymi treningami były także treningi nocne ale nikt nie wiedział kiedy. Chodziło o element zaskoczenia. Termin znała tylko kadra, do której należał Darek. Gdy przyszła ta noc, trenerzy zbudzili nas, dali nam minutę na ubranie się, po czym udaliśmy się z nimi na plażę. Była może 2-3 w nocy. Po raz pierwszy w życiu widziałem totalną ciemność nad morzem. Plaża Bałtyku była dzika, nie było tyle świateł ile teraz, w ogóle nie było, księżyca również tej nocy nie było. Byliśmy na plaży kilka metrów od morza ale pomimo to, nie widzieliśmy go. Jedynie słyszeliśmy szum dzikich fal. Trenerzy ostrzegali nas, że nie mamy się zbytnio zbliżać do morza, by fale nas nie porwały. Uczucie było niesamowite! Wiesz, że tam jest morze ale jest tak ciemno, że słyszysz tylko jego tajemniczy szum. Gdy instruktor zapalił latarkę, pokazywał nam tajne techniki kung-fu. Tajne a więc takie, które są nadzwyczaj skuteczne i których nie uczono nas na normalnych treningach. Wrażenia były ogromne. Innym razem, kiedy trenowaliśmy w lesie nieopodal plaży ale w ciągu dnia, doczepiła się do nas policja, bo pewnie sobie pomyśleli, że to jakaś grupa kiboli. Na szczęście instruktorzy potrafili wyjaśnić, że to nie bijatyka a niewinny trening. Darek był bardzo spokojny i opanowany nawet w trudnych sytuacjach, jak chociażby wtedy, gdy na plaży jakiś cham(nie od nas) zdjął swojej koleżance stanik i zaczął z nim uciekać po plaży. Darek wstawiał się za słabszymi. Na obozie było wiele ćwiczeń i dużo biegania po piasku. Człowiek czuł, że żyje a jak zasnął to spał do rana, za wyjątkiej nocnego treningu o którym było wcześniej. Wieczorami po kolacji miały miejsce spotkania z kadrą, na których były poruszane różne tematy społeczne, które dotyczą każdego z nas. Pamiętam, jak Darek prowadził te dyskusje i robił to naprawdę profesjonalnie. Spotkania były bardzo ciekawe ale i wiele z nich wynieśliśmy. Chodziłem na te zajęcia kung-fu dwa lata, ponieważ po upływie tego czasu treningi w Curie zostały odwołane. Jeszcze przez jakiś czas uczęszczałem do Batorego ale nie miałem już tyle zapału by kontynuować. Po prostu byłem zżyty z ekipą z Curie. Darka zobaczyłem dopiero w telewizji regionalnej, gdzie udzielał się w dyskusjach z młodzieżą i nie tylko. Byłem pod wrażeniem, bo to przecież mój kumpel jest na szklanym ekranie... Minęły kolejne miesiące a Darek się jeszcze bardziej rozkręcił. Został reporterem faktów i relacjonował zdarzenia ze Śląska już na cały kraj. Był autorem górskich reportaży, znał dobrze historię polskiego himalaizmu. Czasem udało mi się go gdzieś w Katowicach spotkać i pochwalić. A kiedy widziałem go w telewizji będąc u rodzinki albo znajomych, lubiłem się chwalić: - znam tego gościa od wielu lat, razem trenowaliśmy kung-fu! W ubiegłym roku biegł w biegu upamiętniającym Artura Hajzera, który miał miejsce w Parku Kultury. Tam też się spotkaliśmy. Wiem, że w tym roku też miał biec ale ludzi było tyle, że nie było okazji się spotkać. W tym roku spotkałem go za to wiosną w Parku Kultury i poznałem jego syna, którego prowadził w wózku. Wspólnie spacerowaliśmy i była to nasza dłuższa rozmowa od wielu wielu lat. On opowiadał mi o swoim życiu a ja mu o swoim. To była nasza ostatnia rozmowa... Niestety nie miałem okazji poznać jego żony. Niestety już nigdy nie zobaczę ani Darka, ani jego żony, ani ich dwuletniego synka... Życie pokazało, że jest bardzo kruche i bezlitosne, że granica pomiędzy być albo nie być jest bardzo cienka... Że należy brać z KAŻDEJ chwili WSZYSTKO a nie odkładać na później, bo później może nie nadejść. Oczywiście dzisiaj nie potrafię brać tego WSZYSTKIEGO, bo Darek odszedł półtora tygodnia temu... Może więc później mi się uda? Żegnaj Darku! Być może kiedyś się spotkamy w innym życiu...
Dariusz Kmiecik - 28.11.1980 - 23.10.2014
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |