2007-10-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Katastrofa w Katowicach :-( (czytano: 1549 razy)
Połówka w Katowicach to z mojej strony wstyd się przyznać, ale katastrofa, na szczęście wiem czym była spowodowana. W środę zrobiłem po raz pierwszy eksperymentalnie trening 6x1000 bo chciałem wiedzieć jak on na mnie działa i jakie daje efekty. Okazało się, że w wieku weterana nie sposób w trzy dni zregenerować się po takim treningu, w efekcie, pomimo dobrego samopoczucia w dniu startu i dobrej pogody(16-17stopni i lekki wiaterek), od startu biegło mi się ciężkawo, ale myślałem że to wyłącznie skutek słabszej niż zwykle rozgrzewki, niestety po pierwszej 7km pętelce power nie nadchodził a wręcz przeciwnie już na 12-13km nogi zrobiły sie ołowiane, płuca i serducho chodziły na ćwierć gwizdka, a nogi totalnie nie chciały sie kręcić, na ostatnich kilometrach tętno oscylowało na granicy I i II zakresu a nogi szybciej nie chciały, wyprzedziły mnie wtedy całe hordy biegaczy, ale po pewnym czasie pogodziłem się z tym i postanowiłem godnie dobiec do mety. Nie było więc ani dobrego wyniku, ani frajdy z wymiatania umarlaków na ostatnich kilometrach, tego dnia to ja byłem padliną :-( . Dobrze, że ten błąd treningowy popełniłem przed katowicami, a nie przed Poznaniem, a katastrofalny czas na linii mety 1:42 czyli podobny do osiągnietego w czerwcu w Jaworze, kiedy byłem totalnie bez formy w dodatku na górzystej, a nie jak tu pagórkowatej trasie, świadczy jak źle pobiegłem, będąc teoretycznie w dużym gazie. Chyba czułem się zbyt mocny i pewny siebie, że dam radę się od środy do niedzieli zregenerować i dlatego tak się stało a nie inaczej.
Nie ma jednak tego złego coby na dobre nie wyszło, trochę ostudziło mi to głowę i może dzięki temu zachowam rozsądek w Poznaniu :-), który koniec końców był i jest imprezą docelową w tym sezonie.
Z biegania tysiączków w tym tygodniu rezygnuję, ostatni mocniejszy akcent zrobie już w ten czwartek lub piatek i będzie to około godzina ciagłego w II zakresie, a potem już tylko lajtowe rozbiegania z przebieżkami i oczekiwanie do 14 na megapower i głód biegania :-)
Wracając do imprezy w Katowicach, to wszystko oprócz mojego biegu, było fantastyczne - od ekipy z którą pojechałem zaczynając, na kibicach i oprawie kończąc, a meta w katowickim Spodku i otrzymany po jej przekroczeniu przepiękny medal (na który nawiasem mówiąc swoim biegiem nie zasłużyłem), zadośćuczyniły trudom niełatwej trasy oraz moim osobistym katuszom :-)))
Na ironie zakrawa fakt, że w Katowicach pobiłem życiówkę w półmaratonie, dotychczas w Jaworze pobiegłem w 1h42'37", teraz zaś w 1h41'44", ale wcale mnie to nie pociesza. Na szczęście ciało i umysł nie są zbyt obolałe po tym biegu i skupiam się już wyłącznie do szturmu na Poznań :-)))
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |