Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [190]  PRZYJAC. [55]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
KRIS
Pamiętnik internetowy
Z TRAS BIEGOWYCH (i nie tylko)

Krzysztof Szwed
Urodzony: 1965-06-30
Miejsce zamieszkania: Lubliniec
44 / 404


2008-08-21

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Katorżnik od zaplecza (czytano: 1932 razy)

 

Kokotek/Lubliniec 15-17.08.2008r.

"Powtórzyć sukces jest jeszcze trudniej niż odnieść go po raz pierwszy".

Jaki był tegoroczny Bieg Katorżnika każdy z obecnych wie i dużo by pisać na ten temat, a różnych historii byłoby tyle ilu samych startujących. Uczestnicząc w tej imprezie od pierwszej jej edycji zarówno „od kuchni jak i od frontu” mam niebywałą okazję obserwować jak się ona rozrasta stawiając nas tym samym przed nowymi, coraz większymi wyzwaniami, tak aby sprostać wciąż rosnącym „apetytom” uczestników złaknionych nowych wyzwań. Wszystkim zainteresowanym kto wytyczył taką trasę odpowiadam, że ona teraz „sama” się tworzy – my tylko taśmujemy miejsca, w które nas prowadzi. Dla zobrazowania ogromu pracy włożonej w przygotowanie samej tylko trasy podam, że aby oznaczyć odcinek ok. 10 km potrzeba aż 20 km taśmy!.
Organizacja biura to ciągłe transporty, istne konwoje dowożące całe zaopatrzenie, sprzęt, nagrody, segregacja, układanie, rozkładanie itp.. Pierwsze moje zadanie w biurze to „czyste prace biurowe” czyli szmata, szczotka, miotła, gąbka i woda. Spoko, najgorzej te cholerne okna wielkości małej żyrafy, których świetność minęła zapewne bezpowrotnie wraz z ostatnim Zjazdem PZPR…
W świąteczny piątek do 12 w południe wszystko już jest poukładane do przyjęcia pierwszych petentów. Piękna słoneczna pogoda nie zwiastuje tego co ma przyjść wieczorem akurat w chwili startu rajdu rowerowego MTB Katorżnika. Przed startem o godzinie 18:00 niebo robi się aż sine ze złości i chęci zrobienia nam iście katorżniczych zawodów dla odmiany na rowerach. Wszyscy do niemal ostatniej chwili kryją się przed ulewą pod dachem budynku biura zawodów chcąc choć na chwilę jeszcze odwlec to co i tak nieuniknione.. Pierwszy docinek trasy to droga asfaltowa i prędkości na niej wszyscy rozwijają pomimo ulewy kosmiczne. W chwili gdy ostatnie spojrzenie na licznik zarejestrowało prędkość 40 km/godz później licznik utonął) zawodowcy mijali mnie tak, jakbym jechał rowerkiem z bocznymi kołami w dodatku pchanym przez babcię przy pomocy patyka.. Najlepsze zaczęło się dopiero wtedy gdy skończył się asfalt.. woda sięgała po ośki i nie sposób było jej ominąć. Moja radość z faktu posiadania okularów z przeźroczystymi szkłami prysła w tym momencie niczym mydlana bańka. Nagle oślepłem, a po przetarciu szkieł rękawicą świat stracił nagle ostrość. Do pokonania 5 pętli po 6,25 km każda. Pierwsze okrążenie pokonuję w 14 minut, drugiego już nie było… Nigdy bym nie przypuszczał, że mój rajd zakończy się tak wcześnie i to w dodatku na odcinku asfaltowym!. Przy pokonywaniu wielkiej kałuży, a właściwie wielkiego rozlewiska w poprzek drogi z całym impetem pakuję się do wielkiej podwodnej dziury. Efekt podobny do próby sforsowania wysokiego krawężnika… niestety tym razem to on był SPRITE - ja Pragnienie. Dwie opony rozerwane za jednym razem, jak już kończyć to z wdziękiem. Życząc moim kolegom powodzenia zabieram rower na plecy i kilka kilometrów człapię pieszo myśląc o swoim pechowym początku pierwszego dnia zmagań z Katorżnikiem. Jak się później okazało to co przeszło nad Kokotkiem było jedynie małym „bączkiem” tego wielkiego „pierdu”, który przeszedł w sąsiednich miejscowościach oddalonych zaledwie o kilka kilometrów od nas. Będąc po burzy wojskowym Honkerem w Lublińcu widać było już efekty nawałnicy jaka przeszła przez te rejony. Na skutek burzy zabrakło prądu na ośrodku Silesiana i dekoracja zawodników rajdu rowerowego odbywała się przy blasku świec. Dobrze, że generatory prądu zostały szybko uruchomione gdyż sytuacja zrobiła się niejasna…
Rankiem groźne pomruki błąkającej się nadal burzy stawiają pod znakiem zapytania start w imprezie gdyż wpuszczenie ludzi do wody podczas burzy to nie najlepszy pomysł. Przez myśl przewija mi się przez chwilę obraz wąskiej ścieżki w głębi puszczy gdzie naprzeciwko żubra - króla puszczy staje niedźwiedź. Początkowo przesadnie pewny siebie szybko rezygnuje z konfrontacji i odchodzi... Tak w skrócie można przedstawić to co wydarzyło się tutaj w Kokotku.
Jako, że dla większości uczestników Biegu Katorżnika kontakt z błotem ogranicza się do jedno – dwudniowego doświadczenia, nie mogę powstrzymać się od zadania filozoficznego pytania:
„Co Ty k…a wiesz o błocie”??
Trasa Katorżnika to różne odmiany błota, które można podzielić na kilka gatunków:
Błoto pospolite – znane wszystkim nawet laikom, takie jakie można spotkać po byle ulewie na każdej niemal drodze.
Błoto podstępne – to takie, które udaje pospolite ale potrafi zassać i nie chcieć wypuścić po dobroci, niejednokrotnie puszczając nas dopiero po wyskoczeniu z „gnojoskoczków” (taka slangowa nazwa obuwia katorżniczego:).
Błoto ukryte – to takie czyhające na nas zazwyczaj pod trawą. Stawiasz nogę na łące i wlewa ci się brunatna breja górą do buta.
Błoto właściwe - po wdepnięciu w nie zawodnik staje i stoi bo jest na tyle zassany, że trudno go wyrwać nawet przy pomocy innego „zassańca”.
Błoto wulkanizacyjne – to takie, które z buta rozmiar 42 bardzo szybko robi rozmiar 45 o wadze nóżek małego słonia.
Błoto luźne – to takie pośrednie, coś pomiędzy sraczką, a rozwolnieniem..
Błoto bardzo luźne - czyli „sraczka” w swojej szczytowej postaci i konsystencji.

Nawet bez całej tej „encyklopedycznej” wiedzy o błocie, każdy z nas uczestników zetknął się z wszystkimi ww. odmianami błotka, które teraz będzie mógł śmiało nazwać po imieniu i zabłysnąć wiedzą w towarzystwie :).
Co się działo na trasie zarówno podczas startów półfinałowych jak i biegu finałowego każdy może sobie dopowiedzieć sam na podstawie własnych doświadczeń lub obserwacji.
Gdy umilkły fanfary i dym opadł miałem kolejną możliwość przejścia na spokojnie raz jeszcze całej trasy i ocenić co potrafi zrobić przetoczenie się po niej stada składającego się z blisko ośmiuset „żubrów” i niemniej zajadłych „żubrzyc”. Widok jest imponujący. Niczym tajemnicze kręgi w zbożu uzyskane przez zgniecenie roślinności tym razem nie na polach ale na przybrzeżnych bagnach Jeziora Posmyk mogą wprowadzić w zakłopotanie niejednego badacza UFO. Jako potwierdzenie swojej tezy o „obcych” świadczyć mogą dodatkowo takie fakty jak odnalezione przedmioty będące niewątpliwie dowodem na ich uprowadzenie. Wszak nikt nie wyskakuje ot tak sobie na mokradłach z jednego buta, rękawic, że o skarpetkach nie wspomnę.. Trzy dni zbieraliśmy to co pozostało po i na trasie przechodząc z większością żab i pijawek na „Ty”, a komary rozpoznają nas już nawet po grupie krwi.
Myli się ten, kto sądzi, że znajomość trasy ma wpływ na wynik. Zapewniam, że różnica pomiędzy przejściem, a ściganiem się na tej trasie jest ogromna i nie zawsze wiedza jak daleko i co jeszcze nas czeka jest takim przywilejem... Można się jedynie uodpornić na zapachy i "oswoić" z błotem.. Siniaki, otarcia i zadrapania oraz wychłodzenie jest takie samo dla każdego.
Odpowiadając na pojawiające się pytania i domysły chciałem napisać kilka słów, które mam nadzieje rzucą trochę światła na poruszane tutaj tematy z innej strony tej organizacyjnej.
Co do przypadków nieuczciwości to byłbym ostrożny z wysuwaniem pochopnych wniosków. Wydeptane ścieżki obok trasy nie zawsze są dziełem samych zawodników ułatwiających sobie w ten sposób pokonywanie trasy. Na przykład jeżeli chodzi o ostatni odcinek trasy ten od ośrodka "Leśne Ustronie" gdzie po przejściu pod molo było ostatnie wyjście z jeziora to sam Dyrektor ds. Logistyki Zbyszek Rosiński wraz z ratownikiem pokonał go co najmniej czterokrotnie. Dwa razy sprawdzane było otaśmowanie trasy. Przeszło tam kilku fotografów, rzesza fotoreporterów „amatorów” oraz jedna ekipa telewizyjna. Odbył się tam też bieg Małego Karożnika gdzie swoim pociechom towarzyszyła liczna grupa rodziców i opiekunów. Wszyscy oni wybrali drogę obok trasy wydeptując istne ścieżki obok trasy, które to ślady błędnie można zinterpretować i przypisać je na karb nieuczciwych zawodników. Trudno oczywiście przy tej liczbie zawodników upilnować każdego niezdyscyplinowanego i dokładnie znane nam są takie miejsca gdzie na podstawie śladów można wnioskować iż dochodziło tam do „ścinania” błotnych zakrętów ale tutaj rolę pilnujących pełnili juz sami startujący. Pomimo, że zwracam na takie przypadki uwagę to biorąc udział zarówno w eliminacjach i finale nie spotkałem się z takim rażącym przypadkiem. Być może po wale przebiegł "katorżnik" ale równie dobrze mogła być to jedna z osób, która wyszła po swoją towarzyszkę (a) będącą jeszcze na trasie i dopingując jej z boku. Takich wracających się osób, jak i czekających w głębi trasy było wszak kilka.
Jeżeli chodzi o obstawę trasy to nie wnikając w szczegóły takiej „pracy”, trudno znaleźć osoby, które za koszulkę i strawę poświęcą dzień na stanie w takich warunkach. Nawet dorzucając do tego stówkę kto chciałby stać tam za rok? W piątek rekonesans, a w sobotę i niedzielę zawody do obstawy – czy to dużo, czy też dużo za mało?. Oczywiście wtedy trzeba by podnieść opłatę startową, na wysokość której i tak wielu narzekało, a będzie wtedy stał stójkowy co 100 metrów - gdyż i tak na większą odległość nic nie wypatrzy i będziemy bawić się w policjantów i tych drugich...
Nie udało się załatwić parkingu przy wjeździe pomimo, że za udostępnienie tego pastwiska proponowaliśmy 1 tysiąc złotych za dzień…Stąd oddalony nieco parking od „centrum”, na którym zresztą sam parkowałem i nie psioczyłem na odległość. Kto przyjechał już w piątek ten miał okazję obejrzeć strzałki kierujące do biura zawodów ale ponieważ większość była papierowa to spłynęła wraz z ulewą jaka nas napotkała. Dziwię się, że widząc połamane i wyrwane z korzeniami drzewa dziwi kogoś fakt braku kilku „strzałek”. Uprzedzając skargi tych, którym zabrakło grochówki (końcówka z godziny 15) informuję, że 500 litrów grochówki zamiast do Kokotka Organizator zdecydował zawieźć dla ludzi pracujących przy usuwaniu szkód wichury. Dobrze, czy źle?
Patrząc ze strony Organizatora śmiało ocenić można, że uczestnik poznaje najwyżej do 10% spraw związanych ze wszystkimi sprawami „okołobiegowymi” stąd niedomówienia, uwagi i sugestie. I dobrze. Wsłuchujemy się uważnie we wszystkie zgłaszane uwagi i chociaż, że na niektóre pytania z góry znamy już odpowiedź to stanowią one dla nas cenne informacje.
Stres jaki towarzyszy organizacji takich zawodów jest tak duży, że o ile uczestnikom imprezy fundujemy zabiegi upiększające SPA w błotku tak równolegle moglibyśmy prowadzić wczasy odchudzające dla Organizatorów imprez gdzie gwarantujemy szybką utratę „zbędnych” kilogramów w zaledwie 2 dni i może jeszcze brać za to kasę? :)

Bieg odbył się dzięki zaangażowaniu członków Wojskowego Klubu Biegacza Meta Lubliniec, żołnierzy 1 Pułku Specjalnego Komandosów, osób odpowiedzialnych za funkcjonowanie strefy startu-mety, służb porządkowych, żołnierzy 5 Tarnogórskiego Batalionu Chemicznego, dyrekcji ośrodka Silesiana, wolontariuszy, osób organizujących sobotni festyn, współorganizatorów imprez oraz patronów medialnych i sponsorów. Tylko dzięki determinacji tych wszystkich ludzi oraz wsparciu finansowym Ministerstwa Obrony Narodowej, Kancelarii Prezydenta RP i Urzędu Miasta w Lublińcu zorganizowanie tak wielkiego przedsięwzięcia było możliwe do udźwignięcia.

Niemniej jednak wystawione nam oceny za organizację IV Biegu Katorżnika pomimo kilku niedociągnięć z naszej strony napawają nas optymizmem i przekonują o celowości poniesionych wysiłków będąc jednocześnie świadomi słów cytatu ze wstępu:
„Powtórzyć sukces jest jeszcze trudniej niż odnieść go po raz pierwszy”.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Miodzio (2008-08-22,12:30): WIELKIE BRAVO Krzysiu za organizację i przebieg BK 2008. WIELKIE BRAVO za tę relację. Myślę, że w jakiejś części rozumiem to co czujesz pisząc tę relację (w całej rozciągłości pewnie nigdy bym nie zrozumiał, musiałbym tam być w trakcie całego nawału prac przygotowawczych). Zrobiliście kawał dobrej roboty i z roku na rok w moim odczuciu jesteście coraz lepsi. MIODZIOWE BRAVO DLA WAS JESZCZE RAZ! Niech inni uczą się od Was, a ci najbardziej narzekajacy niech zaczną pomagać. Pozdrawiam.
KRIS (2008-08-22,12:40): Dzięki za słowa uznania, które należą się całej Ekipie pracującej dla Was - Zawodników. Pewne nowe sprawy wymagają jeszcze smarowania, inne te stałe, kręcą się już jak tryba w maszynie. Do zobaczenia na następnej imprezie już wkrótce.
(2008-08-23,21:26): To jeszcze taka anegdotka z trasy: dobiegamy do zamaskowanego rowu i kolega przede mną nie wytrzymuje: &*$# ten, co wymyślał tą trasę to na bank tędy nie biegł! jakby choćby raz ją przeleciał, to by już nie miał takich pomysłów. Przyznam, że sama ze trzy razy niezbyt ciepło pomyślałam sobie o odpowiedzialnych za wytyczanie trasy. No ale skoro Wy tylko taśmujecie, to jesteście usprawiedliwieni:)
(2008-08-23,21:27): I raz jeszcze: wielkie dzięki dla całej Ekipy:)
KRIS (2008-08-23,21:53): Na trasie byłem 6 razy w dodatku targając po dwa pełne wory taśm na plecach. Bywało, że miałem różne myśli ale przecież robiliśmy to dla WAS :) Niemniej dziękuję za ciepłe słowa :))
TREBI (2008-08-25,20:53): Szacun Kris. Odwalacie kupę czarnej roboty. Bez Was nie było by tej świetnej imprezy.
Harcerz (2008-09-08,15:54): Czarna robota to specjalność Mety!...gratulacje za walkę...n razy na trasie! ;)
kluseczka (2008-12-25,13:25): nic nie wiem o błocie, chciałabym, ale boję się, tam pewnie są pijawki i inne robactwo, no i nie mam nawet 160 cm, musiałabym mieć asekurację, a tak kusi ten Katorżnik...







 Ostatnio zalogowani
lordedward
00:02
ula_s
23:56
kos 88
23:54
Fredo
23:33
Henryk W.
22:58
marczy
22:57
Wojciech
22:42
Admin
22:39
Ty-Krys
22:27
wigi
22:10
kubawsw
22:03
Jawi63
21:49
rolkarz
21:46
Rehabilitant
21:44
entony52
21:38
valdano73
21:36
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |