|
10 stycznia 2017, 08:00, 1668/139307 | Tomasz Tarnowski | | Polski Maraton - Dębno 1983-1984
LINK 1: ŹRÓDŁO TEKSTU
|
|
Byłem dobrze przygotowany do sezonu, więc moje aspiracje sięgały już medalu MP, co w momencie rozpoczęcia wyczynowego biegania wydawało się jedynie sennym marzeniem. Niestety – sen miał trwać nadal, gdyż w Dębnie wystąpiłem w innej roli niż biegacza aspirującego do miejsca na podium. PZLA, odpowiadając na zaproszenie angielskich organizatorów, wysłał bowiem czwórkę: mnie, Henia Nogalę, Józka Stefanowskiego i Henia Lupę do Londynu, gdzie 17 kwietnia odbywał się największy wtedy na świecie (na starcie stanęło rekordowe 17 tysięcy uczestników) 3. Gilette London Marathon.
Wróciłem stamtąd z tarczą, czyli z rekordem życiowym – 2:15:31, choć zająłem dopiero 35. miejsce. Byłem najlepszym Polakiem, więc bonusem była nominacja do mojego pierwszego oficjalnego występu reprezentacyjnego w czerwcowym Pucharze Europy w hiszpańskim Laredo. Zwyciężczyni rywalizacji kobiet, Norweżka Grete Waitz, linię mety usytuowaną wtedy na Westminster Bridge przekroczyła w czasie nowego rekordu świata – 2:25:29.
Innym niesamowitym rekordem był fakt, że barierę 2:20 pokonało wtedy aż 96 maratończyków, a ciekawostką jest fakt, że tylko jeden z nich był z Afryki (trzecie miejsce zajął Etiopczyk Kebede Balcha – w sierpniu zdobędzie tytuł wicemistrza świata)! Ten rekord wydaje się już nie do poprawienia. Był to więc bardzo rekordowy – pod wieloma względami – maraton, który przeszedł do historii tej konkurencji. Cieszę się, że dane było mi w nim wystartować, gdyż wiem, że trener kadry Michał Wójcik do samego końca miał dylemat: Skarżyński, czy Misiewicz. Wybrał mnie.
Dębno było zaledwie dwa tygodnie po Londynie, więc o powtórnym pojawieniu się na maratońskiej trasie nie mogło jeszcze być mowy. W prasie zawrzało, bo w Londynie zamiast w Dębnie wystartowało dwóch medalistów poprzednich MP (Nogala i Stefanowski). „Takimi decyzjami PZLA obniża prestiż najważniejszej dla sportowca imprezy krajowej – walki o medale mistrzostw Polski, gdzie na starcie powinni stać wszyscy faktycznie najlepsi Polacy” – argumentowano.
Pojechałem do Dębna pooglądać rywalizację kolegów, a że Jurek Kowol poprosił mnie, bym był jego serwisantem, z chęcią służyłem mu pomocą. (Dzięki mojej rewelacyjnej pomocy – he, he) Kowol wygrał ten bieg w 2:14:48, dokładając do swej bogatej mistrzowskiej kolekcji także tytuł z maratonu. Drugi był Rysiek Misiewicz (2:15:24), a trzeci Józek Mitka (2:16:36). Misiewicz wywalczył swój pierwszy maratoński medal. Nie miałby go, gdyby poleciał – zamiast mnie – do Londynu. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło. Czy ja byłbym medalistą, gdyby...
Dalsza część tekstu na stronie: maraton.zakonmaltanski.pl
| | Autor: KaT, 2017-01-10, 16:19 napisał/-a: świetnie napisane i dobrze się czyta,tylko niestety tak szybko my nie pobiegniemy -:) Panie Jurku - szacunek za to co Pan robi - świetna inicjatywa. Trzymam kciuki za jak najlepszy czas 2 kwietnia. | | | Autor: jankiel, 2017-01-10, 23:39 napisał/-a: Fajnie się czyta, ale nie pierwszy raz autora Jurka Skarżyńskiego poniosło. Mam międzyczasy tego biegu. Czołówka biegła w równym tempie na wynik ok. 2:13 t.j. po 15:40-15-45 na 5km. Gdyby Ratkowski był na 20km 1 minutę za czołówką a potem na 25 km ich doszedł to musiałby nadrobić 1 minutę czyli pobiec 5 km w 14:40-14:45. Później na 30 km uciekł im znowu o 1 minutę czyli sytuacja się powtarza. Między 20 a 30 km musiałby przebiec 10 km w granicach 29:20-29:30. Chyba nie miał takiego rekordu życiowego. Widziałem ten bieg na własne oczy i Radkowski biegł tuż za czołówką do 10km. Później widząc czajenie się grupy "mistrzów" ruszył do ataku i na 35 km osiągnął 58 sekund przewagi. Biegł znakomicie po ok. 15:30-15:35 na 5 km. Co spowodowało, że na dystansie między 10km a 35km uzbierał prawie 1 minutę przewagi i dowiózł resztki tej przewagi do mety, osiągając życiowy sukces. Co do kłopotów bogactwa, to przed Los Angeles wszyscy znali zasady PZLA. W pierwszym rzędzie liczyło się minimum zrobione na MP w Dębnie. Tak jest do dzisiaj. Przy ustalaniu składu na Igrzyska Olimpijskie pewnie działacze PZLA mieliby kłopot. Na obóz przedolimpijski w Spale , jeszcze przed ogłoszeniem bojkotu Igrzysk zostali powołani tylko Ratkowski i Pierzynka. Po ogłoszeniu bojkotu i ogłoszeniu startu reprezentacji na Zawodach Przyjaźni w Moskwie Zbigniew Pierzynka na znak protestu zrezygnował z występów w reprezentacji. Kopijasz mimo, że miał najlepszy wynik nie był brany pod uwagę ze względu na to, że za często schodził z trasy maratonu , m.in. dwa razy na ME. | |
|
|
| |
|