2016-10-24
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Lewin Brzeski - test przed maratonem (czytano: 1788 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: https://runforlifetom.wordpress.com/
Na celowniku listopadowy maraton w Atenach. Impreza docelowa kończąca mój sezon biegowy. Przygotowania w toku. Na trzy tygodnie przed startem postanowiliśmy z żoną zrobić sobie przetarcie na trasie 11 km w Lewinie Brzeskim.
PRZYGOTOWANIA
Ciężko. Wiek chyba robi swoje. Trudno mi się zwlec z łóżka, jeszcze trudniej rano przed pracą pójść pobiegać. Jedyną oznaką tego, że żyję jest informacja na moim biegowym zegarku, że został wykryty czujnik tętna. Przyjmuję ten komunikat, nie ukrywam, z ogromną ulgą ;)
Wrzesień i połowę października przepracowałem dosyć mocno. We wrześniu dłuższe wybiegania w wolnym tempie. W sumie uzbierało się ponad 200 km. W październiku zwiększyłem tempo, dodałem interwały i biegi z narastającą prędkością. Oczywiście planu nie utrzymałem, jestem jakiś miesiąc do tyłu z rozpiską, którą sobie przygotowałem. Nadrabiać nie ma już jednak co, zostały 3 tygodnie do startu w Atenach, muszę postawić raczej na regenerację i świeżość.
Przed startem w Lewinie Brzeskim poczyniłem sobie pewne założenia. O tym za chwilę. Największą moją bolączką jest ból mięśni i poczucie ogólnego zmęczenia bieganiem. Nie ukrywam trochę obawiałem się tych 11 km. Zdawałem sobie sprawę, że zawsze jest to jakiś test i chciałem, żeby wypadł dobrze.
Założenia na Lewin Brzeski? Średnia 4:50, a przy dobrym wietrze 4:45 na kilometr.
START
Całkiem miłe miasteczko z kameralnym rynkiem, ładnym ratuszem i pobliską Nysą Kłodzką dodającą uroku malowniczym terenom. Odebraliśmy wraz z żoną pakiet startowy w miejscowym Gimnazjum. Dostaliśmy ładne okolicznościowe koszulki techniczne. Wykonane są z dobrego materiału, na pewno będziemy w nich biegać. Co znaczące ubraliśmy owe koszulki także podczas tego biegu. Przyznane nam numerki startowe, przyznaję, były dosyć ciekawe :) Widać je na zdjęciu :)
Bieg odbywa się dosyć późno, o godzinie 13:00. Gdyby to były miesiące letnie, pewnie uznałbym to za błąd, ale jesienią, gdy temperatura jest niska nie robi to specjalnej różnicy. Tego dnia było pochmurnie, a temperatura wynosiła około 8 stopni powyżej zera. Warunki dla mnie idealne!
Rynek, ponad dwustu biegaczy. Rozgrzewka prowadzona przez organizatorów, a potem start.
1-5KM
Trasa biegu to dwie pętle: centrum miasta z rynkiem i tereny wzdłuż brzegu Nysy.
Pierwsze kilkaset metrów okazało się dosyć trudne. Zrobiło się wąsko i trudno było utrzymać zakładane tempo. Kilka zrywów na brukowej kostce, zwolnień, uskoków, wymijanek. Po kilkuset metrach na szczęście wszystko się uspokoiło. Wybiegliśmy z rynku i wąskimi uliczkami wybiegliśmy poza tereny miejskie nad brzeg rzeki. Granitowa kostka i asfalt zamieniły się w drobny ubity kamyczek, po którym biegło się całkiem przyzwoicie. Dalej wbiegnięcie na wały, bieg wzdłuż rzeki, potem malownicza tama, drugi brzeg rzeki… Tempo zakładane 4:45 - przez pierwsze kilometry udało mi się je utrzymać.
Czułem się dosyć dobrze, wydawało mi się, że mam sporą rezerwę. Co prawda wyminął mnie pan z psem na smyczy, (ta para brała udział w biegu) ale zwierzak nagle wstrzymał właściciela w miejscu - doszło u psiny do wzmożonej perystaltyki jelit : ) Właściciel czworonoga niemal wyciął hołubca, a pies z przepraszającym wyrazem pyska zmuszony był załatwić swoje sprawy. To było zabawne : )
Biegłem wśród biegaczy, którzy utrzymywali podobne tempo do mojego. W pewnym momencie znów ktoś zaczął mnie wyprzedzać. Była to biegaczka, którą dopingowali dosyć mocno miejscowi kibice. (pozdrawiam panią Sylwię) : )Postanowiłem trzymać się niesionej dopingiem dziewczyny, czując, że może pobiec na przyzwoity czas. Na piątym kilometrze zdałem sobie jednak sprawę, że to założenie uśpiło moją czujność. Biegnący wokół mnie zaczęli ledwie zauważalnie zwalniać, a ja nie mając jakiegoś większego punktu odniesienia zwolniłem także (10 sekund powyżej zakładanego tempa).
Pozostało mi powalczyć na własną rękę. Przede mną, pod koniec piątek kilometra, pojawił się stromy pagórek. Przyznaję, że dawał mocno w kość. Pokonałem go jednak jak na skrzydłach. Pozostał zbieg z pagórka, przebiegnięcie przez tamę na Nysie i kilkaset metrów w stronę rynku i drugiej pętli.
5-10KM
Na drugim okrążeniu obrałem sobie na celownik panią w tęczowych skarpetkach. Wcześniej pytała mnie i żonę jak dotrzeć do miejsca, gdzie można odebrać pakiety startowe. Nie ulega wątpliwości, że dotarła. Tempo miała dosyć dobre. Wraz z kolejnymi kilometrami, zacząłem zdawać sobie sprawę, że zostawi mnie daleko w tyle.
Nadszedł czas na analizę sytuacji. Założeniem było spokojne przebiegnięcie dystansu, zmuszenie organizmu do sporego wysiłku, ale nie za wszelką cenę. Tempo zakładane utrzymywałem, jak się jednak czułem?
Po raz pierwszy od dawna nie zadawałem sobie pytania, które wciąż, nawet na treningach przychodziło mi do głowy: Daleko jeszcze? Ten bieg podobał mi się coraz bardziej ze względu na urozmaiconą trasę i fakt, że bieg okazał się dosyć mocny jeśli chodzi o innych zawodników. Tu nikt nie odpuszczał. Bardzo wielu startujących pokonywało trasę w tempie poniżej 5 minut na kilometr. A to nie często się zdarza na zawodach. Temperatura była dla mnie idealna, czułem spory zapas sił, mięśnie rozgrzały się na tyle, że nie bolały. Pozostało mi przyspieszyć.
Podczas biegu mam podobne wrażenie do naszej królowej nart - Justyny Kowalczyk, która opisując swój bieg i odgłosy przez siebie wydawane porównuje własny oddech do miecha kowalskiego, jednocześnie dziwiąc się, że mijający ją Norwegowie nie mają nawet zadyszki. Przepraszam zawodników, których minąłem i tych, którzy pewnie mnie minęli za dźwiękowe wrażenia, których byli świadkami…
Włączyłem kolejny bieg, ale sapałem tak, że mógłbym zawstydzić nawet parkę nosorożców w rui… Tempo zwiększyłem schodząc znacznie poniżej 4:40 na km. Zacząłem wymijać kolejnych zawodników wbiegłem na Pagórek Wyplutych Płuc i zacząłem zbiegać w stronę tamy i miasta.
W momencie, gdy zegarek oznajmił mi, że mijam 10 KM podzieliłem się z mijanym zawodnikiem uwagą, że organizatorzy mogli sobie darować kolejne kilkaset metrów, bo jestem bliski zejścia z ziemskiego padołu. Zawodnik ów chyba podzielił moje zdanie. Nie rozwodziliśmy się na szczęście za długo nad tym arcyciekawym tematem i znów przyspieszyłem. Ostatnie, blisko 1000 m, pokonałem w tempie 4:10 km.
META:
Wbiegnięcie na metę było bardzo przyjemne. Niemal dogoniłem panią w tęczowych skarpetach. Niemal, bo przy wbiegnięciu do rynku z trudem wyrobiłem ostatni zakręt. Odebrałem butelkę wody i medal. Oddałem głos na ekipę „żółtych”, w konkursie dla dopingujących grup. (żona na czerwoną ekipę więc się wyrównało, grali podobno kawałki z ZUMBY, więc pewnie za to mieli plusa u małżonki : ) ) Potem oboje zjedliśmy grochówkę. I tak posileni, bez rewolucji pogrochówkowych, wróciliśmy do domu.
Tempo średnie podczas biegi 4:40. Był zapas, więc jestem zadowolony.
A sam bieg w Lewinie Brzeskim polecam bardzo. Pakiet zacny, koszulka fajna, wrażenia z trasy przyjemne, do tego organizacja na piątkę! Niech Lewin dalej biega ; )
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |