Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [29]  PRZYJAC. [86]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
robaczek277
Pamiętnik internetowy
FunOfRun

Jacek Będkowski
Urodzony: --
Miejsce zamieszkania: Łowicz
127 / 197


2014-11-23

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Mój start na Mistrzostwach Świata (czytano: 4040 razy)

 

Mój start na Mistrzostwach Świata
Trenowałem cały rok do tej super ważnej imprezy. O samym przygotowaniu do tego startu pisąłem już wcześniej link tutaj lub tutaj. Według mojej oceny byłem bardzo dobrze przygotowany co potwierdziły starty kontrolne i testy na treningach. Do Kataru pojechałem już na tydzień przed startem w celu zaaklimatyzowania się i potrenowania już na miejscu. Wszyscy wiedzieliśmy, że w czasie biegu będzie ciepło pomimo zimowej pory i późnej godziny startu (18-ta czasu lokalnego). Ostatnie treningi na miejscu napawały mnie optymizmem i tak byłem nastawiony do startu. Z przygotowań wychodziło mi, że w optymalnych warunkach powinienem walczyć o wynik w granicach 7:10h. Brałem jednak pod uwagę warunki pogodowe i zweryfikowałem plany biegu. W środę i czwartek byłem na miejscu startu, aby zapoznać się najlepiej z otoczeniem, trasą, a przede wszystkim jak będzie wyglądało podłoże, po którym będziemy biegać. W piątek przed samym startem spokojnie czekałem w klimatyzowanej hali aby nie nagrzewać się zbyt mocno, a na godzinkę przed startem aklimatuzowałem się do samego biegu już na powietrzu. Ponieważ było ciepło postanowiłem, że będę biegł 20 sekund wolniej niż planowałem i rozpoczne bieg na czas 7:30h i jeśli uda się utrzymać tempo to powalcze o złamanie 8h. Jeszcze przed biegiem przeanalizowaliśmy wszystko i ustaliliśmy taktykę serwisowania na trasie. Mieliśmy do dyspozycji stolik, który dzieliliśmy z Serbią. Do tego organizator dostarczył nieograniczoną ilośc wody i lodu. Szybko przygotowaliśmy moje izotoniki i mogłem spokojnie szykować się do startu. Na trasie były rozstawione dwa dodatkowe stoliki, takie ogólne dla wszystkich. Sam serwis mógł pomagać nam tylko w strefie narodowej, ale to spokojnie wystarczało.
Bieg rozpoczął się o 18:00, kiedy nie było już tak gorąco, a przede wszystkim nie świeciło słońce. Rozpocząłem tak jak zakładałem czyli po 4:30 min/km. Pierwsze 5k wyszło w 22:24 min, czyli prawie idealnie. Na drugim okrążeniu troszke przyśpieszyłem, ale tylko dlatego, że miałem super serwis. To okrążenie wyszło w 22:08 min. Dalej biegłem zgodnie z planem i czułem się super. Byłem spokojnie przygotowany na bieganie w tempie 20:30 – 20:50 min/km. Trzecie okrążenie wyszło tak jak pierwsze bo w 22:26 min, troszkę wolniej przez moje gapiostwo przy jednym stoliku, gdzie straciłem kilka sekund i nie chciałem na siłe gonić straconych sekund. Setka to jest długi dystans to nie było sensu się podpalać. Pierwsze problemu pojawiły się między 18-19 km. Zacząłem odczuwać lekkie dolegliwości żołądkowe. Troszke byłem zaskoczony, że problemy pojawiają się tak szybko. Nie traciłem czasu i szybko podjąłem akcje korygujące. Zacząłem pić tylko wodę, ale nie za barzo to pomagało. Po 20 km zegar pokazywał 1:30:15 czyli prawie idealnie, choć straciłem troszkę na ostatnich 2 km. To czwarte okrążenie wyszło w 23:12 min czyli nie było tragedii patrząc z perspektywy małych problemów. Nic się nie poprawiało, a bóle żołądka utrudniały mi coraz bardziej bieganie. Już po 22 km zacząłem tracić coraz więcej czasu, a moje tempo biegu bardzo spadało. Ból był już tak silny że, dawałem radę biec przez jakieś 500-600m a poźniej musiałem przechodzić do marszu. Kontrolowałem czas i po 25 km dalej była szansa na złamanie 8h i tylko to sprawiało, że dalej walczyłem z bólem i liczyłem, że przejdzie. Na tym etapie mój czas to 1:54:37. Najgorsze w tym wszystkim było to, że już nie miałem sposobu, jak walczyć z bólem. Postanowiłem, że postaram się przeczekać i przebyć jak najszybciej się da kolejne kilometry. Tak wytrwałem do 30 km. Nic nie pomagało i zdecydowałem, że po 35 km schodzę z trasy. Jak dobiegałem do serwisu to dałem im znać że kończę. Tak się jednak nie stało. Postanowiłem dać sobie jeszcze jedną szansę i brnąłem dalej w mojej walce na trasie. Między 25-35 km średnia wychodziła mi ponad 6 min/km. Nic się nie poprawiło również między 35-40 km i zdecydowałe, że jedynym rozsądnym wyjściem będzie zejście z trasy. Była to dla mnie bardzo trudna decyzja, ale wydawała mi się jedyną rozsądną decyzją. Takie człapanie przez koleje 8 godzin nie wydawało się dobrym wyjściem z sytuacji. Dodatkowo wynik w okolicach 10-11 godzin nie był moim celem i pomimo tego, że jest to impreza takiego kalibru zszedłem z trasy. Może narażę się na fale krytyki, ale wydaje mi się, że inni też by tak postąpili. Nie zależało mi na ukończeniu tego dystansu za wszelką cenę. Bardzo mi szkoda straconej szansy bo wiem, że byłem bardzo dobrze przygotowany. Jak się poźniej okazało z naszej ekipy reprezentowanej przez 5 zawodników, tylko Tomek dobiegł do mety, kilka minut przed upływem 10 godzin (9:53:56). Jarek zszedł jako pierwszy już po 35km. Ja po 40km, Paweł po 45 km a Darek po 60km. Trzech z nas miało problemy żołądkowe, co było bezpośrednią przyczyną nie ukończenia biegu. Do tego z trasy zeszło jeszcze bardzo wielu biegaczy z innych krajów z tego samego powodu. Elita biegu, również nie uchroniła się od problemów żołądkowch, co znacząco wpłyneło na ich bieg i ostateczny czas na mecie. Nie mam dokładnych danych, ale z tego co się doczytałem to ponad 90-ciu biegaczy nie ukńczyło tego biegu.
Teraz chce spokojnie odpocząć, nie czuję się zmęczony bo 40 km to nie jest jakiś taki specjalny wynik. Muszę się jednak zresetować mentalnie i przemyśleć co mogło być przyczyną tej porażki. Jak to mówią, co cię nie zabije to cię wzmocni. Już teraz myśle co będę biegał w 2015 roku, ale wiem że setka będzie moją docelową imprezą.

Na zdjęciu ja na trasie 100 km w Doha (Aspire Zone).

P.S.
Jak łatwo zauważyć z moich startów, których nie jest tak dużo w ciągu roku (6-8 startów), każdy start jest dla mnie bardzo ważny i moim celem nie jest zaliczanie kolejnych biegów, ale dawanie z siebie 100-120%, dlatego nie było mi łatwo zejść z trasy biorąć pod uwagę fakt, że to była moja docelowa impreza 2014 roku, na którą czekalem i pracowałem cały rok. Dodatkowo zainwestowałem w to pieniądze, czas i bardzo dużo wyrzeczeń. Wiem, że większość powie, że nie ważne co się dzieje trzeba dobić do mety, ale w tym przypadku nie wiem czy mogłem czekać dłużej.

P.S. no.2
To nie by tylko mój zły dzień. Podobne problemy z żoładkiem miał Steve Way, czołowy Bretyjczyk. O swoich problemach na trasie mistrzostw pisze w blogu link tutaj.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


yacoll (2014-11-24,13:50): Jacek, gratuluję mimo wszystko! Nie wyniku, bo TYCH zawodów nie ukończyłeś ale wielkiego hartu ducha, samozaparcia i dyscypliny którą wykazałeś w trakcie przygotowań (w każdym ich aspekcie). Nie będąc przy tym - jak by nie było - zawodowym biegaczem, mając pracę, obowiązki. Decyzja podjęta przez Ciebie w Doha była w moim przekonaniu jedyną słuszną. Zdrowie jest najważniejsze. Teraz czas na odpoczynek i wyciszenie oraz... snucie planów na 2015 rok. Największe sukcesy wciąż przed Tobą! Pozdrawiam i do zobaczenia gdzieś na trasach biegowych. yacoll
robaczek277 (2014-11-24,14:55): Jacek, dzięki za to. Tak jak pisałem to nie była łatwa decyzja ale taką podjąłem choć nie było to łatwe. Co do 2015 roku to już planuje starty i dalej będę walczył każdego dnia na treningach aby wypaść na każdych zawodach jak najlepiej.
Krzysiek_biega (2014-11-24,18:06): Jak widzisz Steve Way też miał problemy i mimo to dobiegł do mety z całkiem przyzwoitym czasem co świadczy że był bardzo dobrze przygotowany. Ja niejednokrotnie miałem problemy z żołądkiem i przygotowanie to nie tylko sam trening biegowy, ale również wiedza żywieniowa jak i psychologia sportu...Osobiście jestem przeciwnikiem robienia szumu wokół startu gdyż ostatnio jest moda na reklamę a wychodzi jak zawsze. Jestem zwolennikiem dokonania czegoś i później robienia wokół tego otoczki..:)
Krzysiek_biega (2014-11-24,20:02): PS w Marcu postanowię czy pobiegnę setkę we Florencji (ostatni weekend maja) na trasie, której rozgrywano już ME - możesz zabrać się ze mną jak co.
robaczek277 (2014-11-24,20:06): Krzysiek, nie za bardzo rozumiem o co ci chodzi. Ja od kilku lat opisuje regularnie moje przygotowania i starty. Nie robie żadnego szumu, tylko pisze co i jak. Jak pisałem o spartatlonie to wszystkim się podobało, bo można było poczytać jak biegali w ostatnich latach Polacy. Dodatkowo osoby, które czytają mojego bloga prosiły mnie o przedstawienie biegaczy co też zrobiłem. Napisałem jak było i jak ja oceniam ten start. Po drugie tak mi się wydaje, że w życiu są dobre i złe chwile. Jak mi nie poszedł bieg to już nie wolno mi o tym napisać. Miałem gorszy dzień, ale to nie znaczy, że nie byłem przygotowany, że cięko nie pracowałem, its. Ja sam wiem ile mnie to kosztowało pracy, poświęceń i wydaje mi się, że mam prawo o tym pisać. Ja nie zmuszam nikogo do czytania tego co piszę. Troszkę mnie to dziwi, że od Ciebie mam taki komentarz, ale najwyraznie tak już jest. Wszystkim łatwo się ocenia jak nie znają sytuacji. Wszystko jest pięknie jak wychodzi, ale jak coś jest nie tak to już można wszystkich z błotem zmieszać. Krzysiu, mam nadzieje że jeszcze nie raz będziesz miał okazje komentować moje wpisy. Każdą krytykę przyjmuję I mam nadzieję że bede dzięki temu biegał lepiej. To że mi nie poszedł ten start to nie jest koniec świata. Mam jeszcze sporo biegania przed sobą.
robaczek277 (2014-11-24,20:13): @Krzysiu, dodatkowo porownywanie mnie z innymi zawodnikami i ich problemami na trasie nie ma za bardzo sensu bo nie wiesz co ja przechodzilem. Nie wiadomo co jemu zaszkodziło, jak się czuł, bo ból brzucha nie jest jednakowy dla każdego, nie uważasz ?
robaczek277 (2014-11-24,20:24): @ Krzysiu, jak bedzie to pasowało do moich planów startowych to moze pobiegniemy razem, ale nie zależnie od tego życze super wyniku we Florencji jak pobiegniesz.
Piotr Fitek (2014-11-24,20:31): Jacku, mimo wszystko gratulacje i podziękowania za reprezentowanie nas w tej imprezie. Cóż, trzeba się podnieść, przeanalizować bieg i iść/biec dalej, uwzględniając wnioski z analizy. pozdrawiam
michu77 (2014-11-24,21:19): no cóż szkoda, że się nie udało... - samo życie, ale gratuluję chęci podjęcia wyzwania... U mnie zazwyczaj to działa tak, im coś głośniej zapowiem... tym większą kończy się to klapą (oczywiście, w innej znacznie mniejszej skali)>>>
yacoll (2014-11-24,21:34): Ale przecież Jacek nie zapowiadał jakiegoś nie wiem jakiego super wyniku... Nie czytałem wszystkich jego postów na blogu ale w ogóle nie kojarzę jakichś deklaracji typu "jestem tak mocny, że pobiegnę na czas X". Za to drobiazgowo opisywał swoje przygotowania, jakiego rodzaju treningi robił, akcenty, co jadł, jaką dietę stosował... To jest bardzo cenne, powiem inaczej: niewielu innych zawodników tak "odsłania karty" jak Jacek - a my - inni biegacze - możemi się dzięki temu wiele dowiedzieć. @Krzysiek: jesteś świetnym biegaczem, widziałem Twoją sygnaturkę, robi niesamowite wrażenie. Nie wydaje Ci się jednak, że takie "jechanie" po Jacku, szczególnie teraz, gdy po roku ciężkich przygotowań nie wyszły mu kompletnie zawody, mimo starań, etc. - nie jest najlepszym pomysłem? Przemyśl sobie jak Ty byś się czuł. Pozdrawiam! yacoll
michu77 (2014-11-25,08:57): Jacek - nie trzeba niczego zapowiadać, jak się jedzie na mistrzostwa świata :P
1katarzynka (2014-11-25,11:24): Przykro mi Jacku ze tym razem nie wyszło, ale zdobyłeś nowe doświadczenie , które z pewnością wykorzystasz przy kolejnym biegu.Kompletnie nie rozumiem natomiast głosów krytyki pod Twoim adresem , przecież to sport!!!! Kiedy ktoś podczas biegu pada, traci przytomność pojawia się fala zarzutów że nie pomyślał, przeszarżował ,gdy natomiast Jacek wiedząc że słabnie ,że coś jest nie tak schodzi szanując swoje zdrowie, wiedząc że żona , rodzina to jednak muszą być priorytety naraża się na słowa nagany , może lepiej by Go reanimowano na mecie ? No tak , ale wtedy wszystko wiedzący stwierdzili by że cienias za mało włożył pracy w przygotowania...Dziękuje także za prowadzone zapiski podczas przygotowań, dla mnie są one cennym źródłem wiedzy.
benek (2014-11-25,11:41): Szkoda, że się nie udało. Pewnie będzie jeszcze okazja. Dalej opisuj wszystko na blogu bo: 1. dobrze się to czyta 2. Znasz realia 3. wpływasz na popularyzację biegów ultra
robaczek277 (2014-11-25,13:21): Kochani, bardzo dziękuję za słowa wsparcia. Tak to jest, że krytyki się nie da uniknąć, ale ja wiem co się stało, jak byłem przygotowany i to jest dla mnie lekcja, której nie zapomnę. To co się stało i jak ludzie to odbierają to jest dla mnie motywacja do jeszcze większej pracy i zwracaniu uwagi na najmniejsze szczególy. Co do moich wpisów to oczywiście będę dalej pisał bo widze, że mojego bloga tutaj na maratonachpolskich jak również prywatnego czyta sporo osób i jeśli przyda im się moje doświadczenie i zapiski o czemu nie. Ostatnio czytałem właśnie tutaj na maratonachpolskich, o tym jak to jest w USA, sam również rozmawiam z ludzmi z różnych krajów, że trzeba się dzielić wiedzą. Jestem ciekawy ile osób chciało by przechodzić takie treningi jak ja, biegając 2 razy dziennie przez kilka miesięcy, biegać po 150-200km tygodniowo. Troszkę się dziwie temu ukrywaniu treningów. Ja bardzo chętnie zobacze jak ktoś robi to co ja, to będę mógł porównać jakie ta druga osoba zrobi wyniki. Ja wiem, że dałem z siebie wszystko na treningach i nie mam sobie nic do zarzucenia. Takie jest życie, że czasami przez zbieg różnych okoliczności coś nie wyjdzie. Teraz odpoczywam a za kilka dni rozpoczynam kolejny rozdział i pewnie będziecie mieli szanse poczytać i komentować moje wpisy za co z góry dziękuję.
yacoll (2014-11-25,13:42): A propos następnych wpisów... ;-) Może udało Ci się pogadać z Szymanderą i Janickim w Doha? Skrobnij parę słów kiedyś, przy okazji... Pozdrawiam i rób dalej dobrą robotę, chłopie. yacoll
robaczek277 (2014-11-25,14:01): @Jacek, tak porozmawialiśmy troszke, ale nie będę pisał nic specjalnego z tego spotkania. Jeśli masz jakieś pytania do taj znać na priva
robaczek277 (2014-11-25,14:40): @Łukasz, mi też było szkoda odpuścić setki w Kaliszu, ale nie mogłem sobie pozwolić na dwa mocne starty w ciągu niecałego miesiąca. Jak bym pojechał do Kalisza to na 100% walczył bym o wynik i dlatego nie pojechałem.
Co to Wigilijnego to nie wiem co bedzie w grudniu, jeśli dam rade to przyjade powalczyć o dobry wynik.

GrandF (2014-11-25,15:06): Wiem co czujesz, 3 lata temu zszedłem również na MŚ mimo dobrego przygotowania. Wszystko szło dobrze, maraton na 3 miesiące przed MŚ w 2:28:50 potwierdzał niezłą dyspozycję. Treningi o objętości 170 - 250km/tydz, a w Winschoten coś nie poszło i na 52km zjechałem na bok... Powodzenia!
Piotr Fitek (2014-11-28,10:16): "Ostatnio czytałem właśnie tutaj na maratonachpolskich, o tym jak to jest w USA, sam również rozmawiam z ludzmi z różnych krajów, że trzeba się dzielić wiedzą." ano, warto dzielić się wiedzą i doświadczeniem. Im więcej ludzi, zda sobie sprawę z tego tym lepiej. pozdrawiam !







 Ostatnio zalogowani
42.195
17:24
Wojtek G
16:56
Zedwa
16:55
staszek63
16:48
gora1509
16:45
Pawel63
16:42
Wojciech
16:41
Szafar69
16:38
chris_cros
16:30
waldekstepien@wp.pl
16:20
zbig
15:48
GriszaW70
15:33
INVEST
15:28
marian
15:26
Januszz
15:17
VaderSWDN
14:59
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |