2014-03-01
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| sen na jawie (czytano: 954 razy)
PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=RHkCqkn0VKE
sen na jawie
W poprzednim wpisie opisałem mój sen. Czy mogłem przypuszczać, że sen może się zrealizować w realnym świecie?
Było dzisiaj tak. Pojechałem na bieg, na 10km. Bieg zorganizowany niedaleko Bydgoszczy. Bieg z okazji. Pierwszy taki w tej miejscowości. To było główną motywacją, by wystartować.
Biuro zawodów obsłużyło mnie sprawnie. Dostałem też numerek i to podwójny. Na przód i na plecy. Oba na papierze samoprzylepnym.
Przygotowany wyruszam z kolegą Sławkiem na rozgrzewkę. Biegniemy trasą biegu. Trasą, której nie znamy nawet z mapki. Taka na stronie biegu nie pojawiła się. Czy jedno czy dwa, a może więcej kółek? Bieg trochę w ciemno.
Po ok. 1km docieramy to skrzyżowania, gdzie spotykamy sędziów i stojąca przy nich tablicę z cyfrą 2. Czyżby to był 2 kilometr? Niedługo miało się to wyjaśnić.
Wracamy do miejsca startu. Starty podobno maja być dwa – honorowy i ostry. Jesteśmy już gotowi a mi, jak w skeczu Marcina Dańca o walce Gołoty, zachciało się siku! Spoglądam na zegarek. Chyba jeszcze 5 min ale przecież jeszcze ten start honorowy. Kieruję się do pobliskiego budynku szkoły. Dokładnie, o czym dowiedziałem się już na mecie, w momencie strzału do startu.
Czynność fizjologiczna krótka, zadowolony wychodzę z budynku szkoły a tu na placu… nie ma ani jednego biegacza! Ruszam do samotnego biegu. Ale nie szybko, bo przecież jeszcze ten start honorowy. Zdążę.
Wybiegam z zakrętu i widzę grupę biegaczy. Ale to dzieci. Startują w innym biegu. Biegnę dalej. Następny zakręt i znowu nikogo nie widzę! No może tylko lekkie zdziwienie nielicznych kibiców.
Następny zakręt i wreszcie w odległości jakiś 300 metrów zauważam na leśnej drodze biegaczy. Biegnący na końcu stawki w mojej ocenie robią to bardzo wolno. Też nie śpieszą się do startu ostrego.
Biegnę dalej spokojnie. Powoli zbliżam się do miejsca, gdzie w czasie rozgrzewki spotkaliśmy sędziów. Pewnie tam będzie start ostry. Ale kiedy mam już jakieś 200 m do tego miejsca dostrzegam, że stawka biegaczy wcale się nie zatrzymuje tylko biegnie dalej, w lewo! Wszystko stało się jasne. Start ostry już był :) (po zakończeniu biegu dowiedziałem się, że honorowego wcale nie było :)).
No to nie miałem wyjścia. Zaczynam gonić. Non stop wyprzedzam. Czasem zdziwionych znajomych. Co ty tu robisz?! Mówię co się stało i zostawiam ich w stanie rozbawienia.
Na 3 km przypomina mi się, że przecież nie włączyłem zegarka! Szybko manipuluję przy nim, co nie jest łatwe, bo biegnę mocnym tempem. Ja mocnym tempem a zegarkowi się nie śpieszy i nie łączy się z GPS. Po 4 min ponawiam próbę i wreszcie biegnąc w leśnych ostępach mam wiedzę jakie mam tempo i puls. Jedno i drugie wysokie. Tylko nie wiem ile kilometrów już biegłem.
W poprzednim wpisie pisałem, że w swoim śnie biegłem leśnymi drogami sam i nie wiedziałem, czy biegnę dobrą trasą. Tu nie byłoby problemu. Na drodze coraz więcej odklejonych od koszulek biegaczy numerków. Znaczą trasę.
Wyprzedzając kolejnych biegaczy dobiegam ponownie do miejsca, gdzie stoją sędziowie. Wita mnie dzwonek, cyfra 1 na tablicy i stanowisko z wodą. Biegnę ze swoją buteleczką więc kubek wody zabranej ze stolika leci na plecy. Zaczynam drugie okrążenie.
Trasa utkana już mocno zgubionymi numerkami. Wyprzedzam, ale już coraz rzadziej. Odległości między kolejnymi biegaczami coraz większe. W połowie drugiego kółka słyszę za sobą szybkie kroki. Po chwili wyprzedza mnie bardzo szybko biegnący biegacz. Mam wrażenie, że zdezorientowany, czy dobrze biegnie (jak się okazało później – miał rację, źle go skierowano). Dubluje mnie. Więc nie dwa a trzy kółka – myślę. Zegarek pokazuje już ok. 4,5km a przecież włączyłem go gdzieś na trzecim kilometrze?! O co chodzi?! Jeśli jednak trzy kółka to źle rozłożyłem siły. Będzie ciężko utrzymać tempo na trzecim kółku.
Kompletnie zdezorientowany, niczym King Kong w Nowym Jorku, biegnę dalej. Trudno, nie ma ziewania i trzeba robić swoje.
Po następnym kilometrze widzę biegnących w przeciwną stronę młodych biegaczy. Może jednak nie trzy kółka tylko inne zakończenie biegu? Dobiegam bliżej a to inny bieg, młodzieżowy. Ja, dziecko lasu, czuje się w nim coraz bardziej skołowany.
Biegnę dalej i znowu widzę stanowisko sędziów. Wypatruję, czy biegacze przede mną biegną prosto, na trzecie kółko, czy skręcają do mety. Biegną prosto! No nieźle! Jak ja dam radę na tym trzecim kółku?! Ale po chwili widzę, że ci biegacze mijają się z biegnącymi w przeciwną stronę, skręcającymi w kierunku mety. A więc pewnie jakaś „agrafka”. Rzeczywiście tak było.
Ostatni kilometr pobiegłem mocno. Z radości, że to się już kończy. Jaki osiągnąłem czas? Nie wiem. Które zająłem miejsce? Nie wiem. I wcale mnie to nie interesowało.
Najważniejsze, że koszmarny sen na jawie skończył się.
I w nieco lżejszym kontekście mogłem sobie powiedzieć, że znowu…
miałem szczęście
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu birdie (2014-03-01,23:17): Co za bieg :) Czytając, już Cię widziałam goniącego biegaczy manipulując przy GPSie. Ale mnie rozbawiłeś :):) sojer (2014-03-01,23:37): SB rozmontowało bieg ;) andbo (2014-03-02,14:00): "Łączę się w bólu"; miałem podobną nieprzyjemność w półmaraton Świder Trail Maraton 2013! Taki sam chaos, bałagan, bieganie pod prąd...nigdy więcej! sojer (2014-03-02,17:59): Hmmm. Bieg niezłomnych. Widzisz! Osiągnąłeś sukces. Nie dałeś się złamać :) seba72 (2014-03-03,12:18): Wyprzedzałeś mnie już na 2-gim km a nie zaczynałem wolno - chyba życiówkę wykręciłeś :)
Do Twojego wpisu dodam jeszcze, że niektórzy wolniejsi biegacze zostali skierowani na agrafce do mety po przebiegnięciu tylko jednego kółka - ci za to byli "pozytywnie" zaskoczeni ;) Marek (2014-03-14,14:17): ...ale się uśmiałem! Zapewne Tobie nie było do śmiechu. Też miewam prorocze sny. ;)
|