2013-12-02
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| 10 Maraton Komandosa (czytano: 10915 razy)
Kolejna historia spisana nogami, czyli o biegu który sprawdzi wszystkie twoje słabości fizyczne i psychiczne
… No choć, dasz rade pobiegniesz z nami. Tak namawiał mnie Tomek do wystartowania w Maratonie Komandosa. Co ty nam odmówisz ?
No i poszło decyzja zapadła, zapisałem się o opłaciłem wpisowe do biegu. Załatwiłem sobie buty i mundur strażacki do treningów, za co dziękuje strażakom z OSP Strzebiń. Zrobiłem parę treningów w samym mundurze i desantowych butach. Na kolejne treningi zakładałem już wymagane 10kg obciążenie na plecy. Treningi były okrutne, zdzierały skórę do krwi, plecak sprawiał że plecy nie przestawały boleć. Wiedziałem że nie będzie łatwo…
Dobra pokaż że nie ma przeszkód które mogły by Cię zatrzymać. Ostatecznie wystartowałem w ciuchach komandosa pożyczonych od Tomka, butach strażaków, i plecaku turystycznym z pokrowcem moro. Za obciążenie robiły 4 butelki wypełnione piaskiem. Razem z plecakiem ważą 10.1kg te 100g wziąłem w ramach zabezpieczenia, gdyby ich wagi miały wątpliwości. Do plecaka dorzuciłem dwie 0.5l cole co dało ostatecznie 11,4kg, buty razem 4,2kg ( ja pierdole, szok dla nóg biegających w butach które średnio ważą razem około 1kg) no i pięknie wygodny mundur, pasujący idealnie.
Wstałem o 5:50 ogarnąłem wszystko, ubrałem się i czekałem na transport. Po przyjeździe razem z Michałem odebraliśmy pakiety, kilkukrotnie wszystko sprawdziliśmy czy wszystko jest ok. Wypiłem jeszcze monstera. W kieszeni miałem paczkę żelków kilka michałków i krówek. Dobra let’s roll mistrzowie. Poszliśmy na odprawę, zdjęcia do dyplomu, no i na ważenie plecaków. Wagi pokazały dokładnie taka sama wagę jak u mnie, moje umundurowanie i buty spełniały wymogi więc nie było żadnych zastrzeżeń. Odczekaliśmy do startu, no i padła komenda proszę odebrać plecaki. Wzięliśmy i przeszliśmy na start. Od razu poszło odliczanie no i poszły konie po betonie, czułem jak drży pod nami ziemia, kiedy około 500 komandosów ruszyło na trasę biegu. Wszystko działo się szybko, i praktycznie było doskonale przez pierwsze 10km trasy, na 10 km zauważyłem że rozwiązała mi się sznurówka, zszedłem na bok trasy aby ja zawiązać, zawiązałem ją od razu, no i chce ruszyć, ha i tutaj zaczyna się problem, nie potrafię ruszyć gdyż czuje się jak bym był betonowym słupkiem, jak bym ważył z 100kg, nie wiem jak inaczej to mam nazwać, ale jakoś się uporałem i znów wróciłem do biegu, i dawaj dawaj biegłem bez przerw, parę zamroczeń zwalczone coca cola i żelkami aż do 18km gdzie poczułem jak by moje łydki znalazły się między imadłem, ciach z biegu od razu w marsz, pierwsze co pomyślałem, co tu się dzieje, widzę od razu że nie tylko ja przeszedłem do marszu, Witaj w piekle ktoś krzyknął za mną, gdyż maszerowałem dosyć szybko i dalej wyprzedzałem. Jakoś doczłapałem do 21km na którym był jedyny punkt kontrolny, wypiłem 3 kubki herbaty i ruszyłem dalej. No i teraz historia potoczy się inaczej, właśnie zaczęła się walka z wszystkimi słabościami, po każdym km czułem jak przybywa mi kilogramów w plecaku, dosłownie jak by ktoś cos do niego dokładał, każdy krok był bolesny, każdy oddech był nie równy, a każdy kto mnie wyprzedzał bądź też dawał się wyprzedzić wyglądał równie źle jak ja i to ta jedyna myśl utrzymywała mnie jeszcze przy nadziei że uda mi się skończyć ten bieg. Dogonił mnie Kazik nie wiem chyba na 26km, poczłapał trochę ze mną po czym pobiegł jako weteran tego biegu. Gdzieś tam po drodze na 28km spotykam równie zmarnowanego człowieka który był chyba raz większy ode mnie, spojrzałem na niego i poczułem się jak mysz przy słoniu, powiedział mu „powiedz mi że wszystko będzie dobrze” dosłownie wykrzyknął do mnie te słowa, przybiliśmy piątkę, po czym ruszyłem a on krzyknął jeszcze nie poddawaj się młody, czułem jak po policzkach płynęły mi łzy z bólu. Walka toczyła się dalej, Gdzieś około 30km dogonił mnie Michał i już od razu postanowiliśmy że ukończymy ten bieg razem. Człapaliśmy trochę i trochę biegaliśmy, wspierając się rozmowami, to sprawiało że czas jakoś szybciej mijał . Odliczaliśmy każdy kilometr, każdy… Boże czułem jak padam, czułem że zaraz się przewrócę, mój organizm był już odwodniony, fizycznie nie wiem jak funkcjonowałem, prawdopodobnie działał już tylko umysł ponad materią. Michał zobacz 41km jeszcze tylko 1km i trochę w górkę, zaczynały się głośne krzyki bólu, ale rosło też tępo biegu, widzieliśmy już 42km rozpędzając się pod ostatnia górkę złapaliśmy się za bary wydzierając się w niebo głosy wbiegamy na metę ! zdajemy plecaki do ważenie, zgadza się ukończyliście bieg chłopaki gratulacje. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa !!!!! tak, tak, tak !!! na mecie czekali oczywiście znajomi, gratulacje i przepiękna kamizelka finiszera. Później tylko kąpiel, kolacja, i uroczyste rozdanie dyplomów oraz statuetek…
Jeśli myślisz że nie posiadasz żadnych słabości wystartuj w tym biegu on bardzo szybko to zweryfikuje i udowodni Ci że każdy ma pewne słabości, ale każdy też może z nimi wygrać !
Trzeba tylko chcieć ;)
10 Maraton Komandosa
Miejsce 305
Czas: 5:53:59
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |